sobota, 25 stycznia 2014

PAN PRZYPADEK I KORPOLUDKI NA POCZĄTEK


Mimo różnych oporów udało mi się namówić mojego autora (który strasznie nie lubi przedstawiać dzieł jeszcze nieskończonych) na zaprezentowanie pierwszego fragmentu następnej książki o moich przygodach czyli „Pana Przypadka i korpoludków”. Oczywiście bierzcie pod uwagę fakt, że to fragment nie do końca oszlifowany, przed redakcją i korektą i mogą się w nim zdarzyć błędy. No i naturalnie wersja ostateczna może się nieco różnić od tej pierwotnej. 



Morderstwo w Orient Espresso

Poczucie wyższości jest jedną z tych rzeczy, które fantastycznie rekompensują mężczyźnie fakt posiadania wzrostu przeciętnego dżokeja. Innym erzacem nieotrzymanych od Matki Natury centymetrów jest ogromnych rozmiarów samochód terenowy. Nieważne, że wsiadając do niego przypomina Guliwera w Krainie Olbrzymów. Istotne jest to, że może nim zająć dwa pasy ruchu, przekonując wszystkich naokoło o własnej męskości. Jeśli dołożyć do tego jeszcze blondynkę, która po założeniu szpilek przewyższa swojego partnera o dwie głowy, to niewysoki mężczyzna na bardzo wysokim stanowisku może się już czuć spełniony.

 Żadnego z tych atrybutów nie brakowało wszystkim trzem panom, którzy spędzali obecnie czas w Orient Espresso, gustownie urządzonej kafejce, schowanej na Osobnej, jednej z bocznych uliczek warszawskiego Śródmieścia. Każdy z nich siedział samotnie przy czteroosobowym stoliku sprawiającym wrażenie, jakby był on zajęty w całości. Na każdym z krzesełek coś bowiem leżało. A to elegancka, bardzo droga skórzana teczka a to płaszcz, wart tyle ile kilkuletnie nienajgorsze auto, a to szalik, po sprzedaży którego niezamożna rodzina mogłaby jakoś przeżyć kolejny miesiąc.  

Wszystko to były prezenty od kochających żon, narzeczonych lub partnerek. Oczywiście one same nie zaprzątały sobie swoich uroczych główek tak przyziemnymi czynnościami jak zarabianie takich pieniędzy, które wystarczałyby na owe „drobiazgi”. Owszem, czasem gdzieś pracowały, żeby się nie zanudzić czekaniem na wiecznie zapracowanych mężczyzn. Ale ze swoich dochodów nie byłyby w stanie opłacić karnetu w odpowiedniej klasy fitness clubie. Nie mówiąc już o, niezbędnych współczesnej kobiecie, zabiegach korygujących kaprysy Matki Natury, która również im poskąpiła tego i owego. Na szczęście wynagrodziła je hojnie stawiając na ich życiowej drodze panów z klasą, którzy znakomicie rozumieli ich potrzeby. Zaś one w zamian mogły dla nich wybierać te wszystkie gustowne prezenty, rozłożone z nonszalancją na krzesłach.

Na samych stołach, w porównaniu z otoczeniem, panował właściwie surowy ascetyzm. Mikroskopijne filiżanki do kawy, kilka podstawowych przypraw oraz zapakowane po dwie sztuki pałeczki do sushi. No i najwyższej klasy telefony komórkowe, których rozmiar akurat wyjątkowo współgrał z wielkością ich właścicieli.   

W tej chwili twarze mężczyzn były schowane za wielkimi płachtami gazety. Nie był to oczywiście żaden zwykły dziennik, czy, nie daj Boże, tabloid. Była to odpowiednia prasa w odpowiednim języku, pozwalająca śledzić najnowsze trendy, co nakazywały im zajmowane stanowiska.  Przekładając kolejne strony byli przy tym przekonani, że profesjonalizm, z jakim tę czynność wykonywali, wywołuje powszechnie duże wrażenie. 

Niestety, żyli przecież w kraju zawistników, którzy nie potrafią docenić ich sukcesu. Dlatego też nikogo nie powinno zdziwić, że barman Karol, osiłek większy dwukrotnie od każdego z gości, kiedy zobaczył wracającą do baru swoją szefową Agatę, szepnął złośliwie:

- Czasem mam ochotę wbić w nich szpileczkę i posłuchać jak z tych nadętych dupków uchodzi powietrze.

- Obawiam się, że nie znalazłbyś szpileczki, która byłaby w stanie przebić ich grubą skórę – zauważył zgryźliwie właścicielka Orient Esspresso. – Lepiej ciesz się, że nie musiałeś dla nich pracować. Ja dopiero rok po tym, jak przestałam być korpoludkiem, zaczęłam spać jak człowiek… A gdzie jest ten czwarty? – zapytała rozglądając się po sali.

 - Nie wiem. Ale chyba nie uciekł bo wszystkie jego rzeczy są na stoliku. Chociaż nie widziałem go już z pół godziny. Albo i dłużej…  Może jest w toalecie? Sprawdzę to.

Karol minął zaczytanych profesjonalistów, którzy nawet nie drgnęli, gdy koło nich przechodził. Dopiero kiedy kilkadziesiąt sekund później usłyszeli krzyk przerażenia dochodzący z toalety, opuścili na moment płachty czytanych gazet. Zaraz jednak pewnie powróciliby do przerwanej lektury, gdyby nie to, że drobna, energiczna właścicielka przebiegła obok nich jak błyskawica i chciała wejść do toalety. Jednak jej drzwi, mimo energiczne szarpania za klamkę, nie miały zamiaru ustępować.  

- Karol! Karol, otwórz mi! – krzyczała zdenerwowana – Karol, co się tam stało?!

Odpowiedzią był jedynie przedziwny, potępieńczy jęk wydobywający się z toalety, choć brzmiący, jakby pochodził gdzieś z głębi piekieł…

2 komentarze:

  1. Pomimo braku szliftu i korekty zapowiada się świetnie! Już nie mogę się doczekać! :)
    Bardzo intrygujący tytuł...
    Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń