Mimo różnych oporów
udało mi się namówić mojego autora (który strasznie nie lubi przedstawiać dzieł
jeszcze nieskończonych) na zaprezentowanie pierwszego fragmentu następnej
książki o moich przygodach czyli „Pana Przypadka i korpoludków”. Oczywiście
bierzcie pod uwagę fakt, że to fragment nie do końca oszlifowany, przed
redakcją i korektą i mogą się w nim zdarzyć błędy. No i naturalnie wersja
ostateczna może się nieco różnić od tej pierwotnej.
Morderstwo
w Orient Espresso
Poczucie
wyższości jest jedną z tych rzeczy, które fantastycznie rekompensują mężczyźnie
fakt posiadania wzrostu przeciętnego dżokeja. Innym erzacem nieotrzymanych od
Matki Natury centymetrów jest ogromnych rozmiarów samochód terenowy. Nieważne,
że wsiadając do niego przypomina Guliwera w Krainie Olbrzymów. Istotne jest to,
że może nim zająć dwa pasy ruchu, przekonując wszystkich naokoło o własnej
męskości. Jeśli dołożyć do tego jeszcze blondynkę, która po założeniu szpilek
przewyższa swojego partnera o dwie głowy, to niewysoki mężczyzna na bardzo
wysokim stanowisku może się już czuć spełniony.
Żadnego z tych atrybutów nie brakowało
wszystkim trzem panom, którzy spędzali obecnie czas w Orient Espresso,
gustownie urządzonej kafejce, schowanej na Osobnej, jednej z bocznych uliczek
warszawskiego Śródmieścia. Każdy z nich siedział samotnie przy czteroosobowym
stoliku sprawiającym wrażenie, jakby był on zajęty w całości. Na każdym z
krzesełek coś bowiem leżało. A to elegancka, bardzo droga skórzana teczka a to
płaszcz, wart tyle ile kilkuletnie nienajgorsze auto, a to szalik, po sprzedaży
którego niezamożna rodzina mogłaby jakoś przeżyć kolejny miesiąc.
Wszystko to były prezenty
od kochających żon, narzeczonych lub partnerek. Oczywiście one same nie
zaprzątały sobie swoich uroczych główek tak przyziemnymi czynnościami jak zarabianie
takich pieniędzy, które wystarczałyby na owe „drobiazgi”. Owszem, czasem gdzieś
pracowały, żeby się nie zanudzić czekaniem na wiecznie zapracowanych mężczyzn.
Ale ze swoich dochodów nie byłyby w stanie opłacić karnetu w odpowiedniej klasy
fitness clubie. Nie mówiąc już o, niezbędnych współczesnej kobiecie, zabiegach
korygujących kaprysy Matki Natury, która również im poskąpiła tego i owego. Na
szczęście wynagrodziła je hojnie stawiając na ich życiowej drodze panów z
klasą, którzy znakomicie rozumieli ich potrzeby. Zaś one w zamian mogły dla
nich wybierać te wszystkie gustowne prezenty, rozłożone z nonszalancją na
krzesłach.
Na samych stołach, w
porównaniu z otoczeniem, panował właściwie surowy ascetyzm. Mikroskopijne
filiżanki do kawy, kilka podstawowych przypraw oraz zapakowane po dwie sztuki
pałeczki do sushi. No i najwyższej klasy telefony komórkowe, których rozmiar
akurat wyjątkowo współgrał z wielkością ich właścicieli.
W tej chwili twarze
mężczyzn były schowane za wielkimi płachtami gazety. Nie był to oczywiście
żaden zwykły dziennik, czy, nie daj Boże, tabloid. Była to odpowiednia prasa w
odpowiednim języku, pozwalająca śledzić najnowsze trendy, co nakazywały im
zajmowane stanowiska. Przekładając
kolejne strony byli przy tym przekonani, że profesjonalizm, z jakim tę czynność
wykonywali, wywołuje powszechnie duże wrażenie.
Niestety, żyli przecież
w kraju zawistników, którzy nie potrafią docenić ich sukcesu. Dlatego też
nikogo nie powinno zdziwić, że barman Karol, osiłek większy dwukrotnie od
każdego z gości, kiedy zobaczył wracającą do baru swoją szefową Agatę, szepnął
złośliwie:
- Czasem mam ochotę
wbić w nich szpileczkę i posłuchać jak z tych nadętych dupków uchodzi
powietrze.
- Obawiam się, że nie
znalazłbyś szpileczki, która byłaby w stanie przebić ich grubą skórę – zauważył
zgryźliwie właścicielka Orient Esspresso. – Lepiej ciesz się, że nie musiałeś
dla nich pracować. Ja dopiero rok po tym, jak przestałam być korpoludkiem,
zaczęłam spać jak człowiek… A gdzie jest ten czwarty? – zapytała rozglądając
się po sali.
- Nie wiem. Ale chyba nie uciekł bo wszystkie
jego rzeczy są na stoliku. Chociaż nie widziałem go już z pół godziny. Albo i
dłużej… Może jest w toalecie? Sprawdzę to.
Karol minął zaczytanych
profesjonalistów, którzy nawet nie drgnęli, gdy koło nich przechodził. Dopiero
kiedy kilkadziesiąt sekund później usłyszeli krzyk przerażenia dochodzący z
toalety, opuścili na moment płachty czytanych gazet. Zaraz jednak pewnie
powróciliby do przerwanej lektury, gdyby nie to, że drobna, energiczna właścicielka
przebiegła obok nich jak błyskawica i chciała wejść do toalety. Jednak jej drzwi,
mimo energiczne szarpania za klamkę, nie miały zamiaru ustępować.
- Karol! Karol, otwórz
mi! – krzyczała zdenerwowana – Karol, co się tam stało?!
Odpowiedzią był jedynie
przedziwny, potępieńczy jęk wydobywający się z toalety, choć brzmiący, jakby
pochodził gdzieś z głębi piekieł…
Pomimo braku szliftu i korekty zapowiada się świetnie! Już nie mogę się doczekać! :)
OdpowiedzUsuńBardzo intrygujący tytuł...
Serdecznie pozdrawiam!
a potem to się dopiero działo...
Usuń