środa, 30 października 2013

PAN PRZYPADEK ODKRYWA KARTĘ TRZECIĄ

Dziś, zgodnie z zapowiedzią odkrywam kartę trzecią Celebrytów



Blondyn wieczorową porą


Mikele uśmiechnął się z zadowoleniem i przeczesał od niechcenia swoją blond czuprynę. Tak, to już czwarta osoba tego wieczoru, która wyraźnie go rozpoznała. Wprawdzie dziś jeszcze nikt nie poprosił  o autograf, ale był przekonany, że to tylko kwestia czasu. W ciągu ostatniego miesiąca złożył trzydzieści siedem podpisów w dziewczęcych kajecikach, na skrawkach bluzek, dłoniach, a nawet nieco intymniejszych częściach ciał. Średnia była więc naprawdę imponująca i wskazywała jednoznacznie, że i dziś ktoś musi do niego podejść i poprosić o tę drobną pamiątkę.

Dlatego Mikele tak lubił te wieczorne spacery. Od czasu, gdy związał się z Kasiyą, niesłychanie znaną osobą, która zaliczyła trzy reality i dwa talent show, a nawet zagrała kilka epizodów w serialach, ostatecznie przestał być nieznośnie anonimowy. Z każdym artykułem w tabloidach czy plotkarskich portalach jego twarz robiła się coraz bardziej znana. Był pewien, że niedługo show-biznes nie będzie miał wyjścia i zostanie zmuszony do docenienia jego rozlicznych talentów, o których istnieniu był absolutnie przekonany. I wtedy stanie się megagwiazdą i nie będzie, tak jak teraz, tylko bardzo znanym człowiekiem.  

Mikele raz jeszcze przeczesał dłonią swoją bujną blond czuprynę, starając się ją ułożyć na głowie tak, żeby jak najmniej zasłaniała jego niewątpliwie rozpoznawalną twarz. Niemal od razu przyniosło to pożądany efekt.   

„No, to już mamy piątą na rozkładzie – pomyślał z dumą. – Ale zbyt nieśmiała, żeby poprosić o autograf – pokręcił niezadowolony głową. – No co jest, drogie panie, przecież was nie ugryzę! O, może tamta – spojrzał z nadzieją na drobną, szczupłą brunetkę przyglądającą mu się z ciekawością. – To już szósta”.

Mikele uśmiechnął się do brunetki zachęcająco, a ona odwzajemniła jego uśmiech, ale nie zrobiła żadnego gestu. Mikele pomyślał, że pewnie nie jest w stu procentach przekonana, że to on. Bo czyż można przypuszczać, że ot, tak po prostu spotka się kogoś tak znanego jak on? Dlatego postanowił nie trzymać jej w niepewności.   

– Tak, to ja – powiedział z wrodzoną sobie skromnością i dodał łaskawie: – Chce pani autograf?

Kiedy rozanielona brunetka opatrzona własnoręcznym podpisem Mikele odeszła, gwiazdor odetchnął:

– No, na dzisiaj chyba starczy tej wieczornej przechadzki. Trochę mnie już zmęczyła ta sława.  

Gdy jednak wypowiedział te słowa, obok niego zatrzymało się bardzo eleganckie i drogie auto z przyciemnianymi szybami. Po chwili drzwi od strony pasażera lekko uchyliły się, a Mikele usłyszał słodkie:

– Zapraszam do mnie.

 „No, wygląda na to, że dzisiaj dostanę coś lepszego niż autograf. Żeby tylko Kasiya się nie dowiedziała” – pomyślał Mikele i wsiadł do środka. Ledwo to zrobił, miał ochotę od razu wyskoczyć na zewnątrz. Ale przewidujący kierowca zablokował już wszystkie drzwi.   

– Proszę mnie puścić, bo będę wzywał pomocy! – krzycząc to, gwiazdor naciskał na drzwi. One jednak kosztowały zbyt wiele, by tak po prostu ustąpić. – Ja nic nie wiem. To nie moja wina. A to w ogóle nie byłem ja!

– Niech pan się uspokoi. Ja chcę tylko na razie porozmawiać.

poniedziałek, 28 października 2013

PAN PRZYPADEK OKRYWA DRUGĄ KARTĘ

A teraz, zgodnie z zapowiedzią, początek drugiej zagadki z celebrytów...

Znamienne stany świadomości

Bolko Szołtysik przeciągnął się przed lustrem wiszącym na jednej ze ścian salonu w jego penthousie. W tej chwili nie miał na sobie nic, ale to najlepiej pozwalało mu podziwiać swoje dwudziestoletnie, od jakichś czterdziestu lat, ciało. Dzięki temu wiecznie młodemu ciału miliony jego mentalnych rówieśników, oglądających jego cotygodniowy show w telewizji, wciąż mogły się z nim utożsamiać. A Szołtysikowi jeszcze przez długie lata nie groziła utrata popularności.

Teraz ciało wydawało się jeszcze młodsze niż zwykle. Tak działo się zawsze wtedy, kiedy miało udane zbliżenie z partnerką, której nie było sensu pytać o dowód osobisty. Zaczerpnąwszy z tego rezerwuaru świeżości, jego ciało młodniało jeszcze bardziej. Zresztą nie tylko ono. Również umysł Bolka nabywał niebywałej świeżości. Dlatego Szołtysik uznał, że to świetny moment na zrobienie kilku błyskotliwych zapisków na marginesie ulubionej ostatnio lektury.

– Gdzie ja ją mogłem położyć? – zastanawiał się na głos, spinając jednocześnie ulubioną frotką swoje długie przetłuszczone włosy, które byłyby zupełnie siwe, gdyby nie nakładana na nie regularnie farba.

Szołtysik rozejrzał się uważnie po salonie, ale nigdzie nie zauważył małej czerwonej książeczki, która z pewnością wyróżniałaby się na tle pastelowych kolorów rattanowych mebli. Podszedł do szafki, gdzie stało opartych o siebie kilkanaście kolorowych okładek, pomiędzy którymi ukryte zostały tajniki buddyjskiej transcendencji oraz skomplikowanych pozycji erotycznych o wielowiekowej tradycji.

Obok nich stała też indyjska szkatułka wykonana z hebanu, pamiątka z jednej z młodzieńczych podróży. Na wieczku miała umieszczoną rzadkiej urody mozaikę wykonaną z piasku przyciśniętego szklaną szybką. Ale Bolka w tej chwili bardziej od jej zewnętrznych atrybutów interesowała zawartość. Otworzył wieczko i zobaczył rzędy ręcznie skręconych papierosów, ułożone równiutko i starannie. Uśmiechnął się, wyciągnął jednego z nich, przesunął pod nosem, łapiąc w nozdrza zapach indyjskich konopi najlepszego gatunku. Następnie schował blanta za ucho i obiecał sobie, że jak tylko znajdzie czerwoną książeczkę, to zaraz go zapali, żeby uruchomić dodatkowe obszary swojego mózgu.

Penthouse należący do Szołtysika był naprawdę ogromnych rozmiarów, ale przeszukanie go zajęło właścicielowi ledwo kilka minut. Wszystko dzięki minimalistycznemu wystrojowi złożonemu z niewielkiej ilości rattanowych, przezroczystych mebli, które nie potrafiły w swoim wnętrzu ukryć niczego.

– Gdzie ona mogła się podziać? – zastanawiał się coraz bardziej zdenerwowany Bolko.

Stratą jakiejkolwiek innej pozycji pewnie by się w ogóle nie przejął. Ale ta była wyjątkowa. Dostał ją w dzieciństwie od ojca. Wtedy jeszcze nie potrafił docenić jej wagi. Odłożył ją gdzieś na odległą półkę. Kiedy dojrzewał już intelektualnie do jej poznania i ojciec namawiał go intensywnie do tej lektury, nadszedł akurat okres młodzieńczego buntu. Książeczka została odrzucona na czas dłuższy.

Przenosząc się na początku lat siedemdziesiątych do hippisowskiej komuny, wziął ją ze sobą i przeczytał kilkanaście stron. Ponieważ jednak nie był w stanie skorelować jej treści z odmiennymi stanami świadomości, odłożył ją ponownie.  Uznał, że pisany z górą sto lat wcześniej tekst na nic się dzisiaj nie przyda.

Gdy wrócił na dobre z komuny do domu, zabrał ją ze sobą. I tak było zawsze, gdziekolwiek by się nie przeprowadził. Lecz dopiero kilka lat temu, gdy świat zaczął pogrążać się w kryzysie i chaosie spowodowanym przez zachłanne korporacje, przeczytał ją po raz pierwszy. Potem robił to jeszcze kilkadziesiąt razy i z każdym następnym rósł w nim podziw dla geniuszu jej  autorów. Rzecz pisana w połowie dziewiętnastego wieku wydała mu się absolutnie aktualna na progu wieku dwudziestego pierwszego. Oczywiście pewne drobiazgi się zmieniły, ale tak naprawdę niesprawiedliwość tego świata wydawała się krzyczeć o kolejną rewolucję.

I Bolko Szołtysik poczuł, że ma moralny obowiązek stanąć na czele takiej rewolucji. On, człowiek znany chyba każdemu dziecku w tym kraju, on, z którego ust co tydzień miliony młodych ludzi spijały mądrość, szlachetność i dowcip, nie powinien zadowalać się tylko własnym materialnym sukcesem. Musi pójść krok dalej. Dlatego zapisywał uaktualnienia Manifestu komunistycznego na marginesach egzemplarza podarowanego mu przez ojca.

 – No gdzie jest ta książka?

Rozejrzał się jeszcze raz po swoim salonie. I wtedy kątem oka zauważył kopertę wsuwającą się pod drzwiami. Po chwili usłyszał odgłos oddalających się kroków. Zdziwiony Bolko podszedł do drzwi i schylił się po kopertę. Nie była zaklejona. Otworzył ją i wyjął z niej kartkę. Na kartce były litery wycięte z gazet.

„MaM twÓj MaNifEst. Chcę stu tysięcy albO go puszczĘ do gazet”.


 

piątek, 25 października 2013

PAN PRZYPADEK ODKRYWA PIERWSZĄ KARTĘ


„Celebryci” przechodzą ostatnią już korektę i w przyszłym tygodniu znajdą się w drukarni. W oczekiwaniu na tę chwilę prezentuję, jak zaczyna się pierwsza z zagadek z książki. A w poniedziałek i środę, zapraszam na odkrycie karty drugiej i trzeciej.


 MIŁOŚĆ I MEDYCYNA

Nieboszczyk wyglądał na naprawdę zadowolonego ze swoich życiowych perspektyw. Uśmiechnięty leżał spokojnie w trumnie, z lekko uniesioną głową i zza zamkniętych powiek oglądał wszystkich zgromadzonych na swojej stypie. A było na kogo popatrzeć. Przy suto zastawionych stołach, pomiędzy na wpół opróżnionymi butelkami, siedzieli nasi ulubieńcy. Ci, których twarze znamy wszyscy z ekranów telewizorów, bo goszczą na nich nieprzerwanie od wielu lat. I ci, którzy dopiero pojawili się w naszych domach, ale już ujęli nas swoim talentem, urodą i nieprzeciętną inteligencją.

Wszyscy oni, gwiazdy serialu Miłość i medycyna, przybyli tu, żeby pożegnać nieboszczyka, który dość niespodziewanie dla nich wszystkich postanowił opuścić ich grono. Niektórzy trochę mu tego odejścia zazdrościli, bo i oni sami chętnie by się stąd wyrwali. Ale nie mogli. Nie pozwalały im na to kredyty na apartamenty, nowe domy, drogie auta. I strach, że ich twarz z dnia na dzień przestanie cokolwiek mówić ludziom spotkanym na ulicy, kelnerom w restauracji i producentom, chcącym im zaproponować kolejną rolę. Dlatego mimo to pozostawali w świecie, z którego odszedł właśnie zmarły.

Ale dziś wszyscy, nie tylko nieboszczyk, byli uśmiechnięci i radośni. W końcu schodziła z tego ekranowego świata jedna z głównych postaci serialu. To rodziło nadzieję, że zostaną rozbudowane ich własne wątki, dzięki czemu zwiększy im się ilość dni zdjęciowych w miesiącu i raty kredytu nie będą już tak ciężkie do spłacenia! Dlatego teraz można się było raczyć nieskończenie dużą ilością alkoholu, która pozostała po scenie stypy nagrywanej ledwie dwie godziny temu.

Tę powszechną radość postanowił wyrazić Ryszard Danielewicz, serialowy profesor Barnaba Kłyś, jeden z najbardziej uznanych na świecie kardiochirurgów. Rola ta stanowiła ukoronowanie jego aktorskiej kariery bogatej we wspaniałe kreacje zachwycające nie tylko krajową, ale i zagraniczną krytykę. Uważano go za artystę wybitnego, który nie przegapi żadnej okazji, żeby pokazać, jak świetnie ma ustawiony głos, jak potrafi wspaniale podciągnąć dramaturgię przemówienia i udowodnić przy okazji wszystkim, że nie ma na tym świecie żadnej rzeczy, której nie można by skojarzyć z jego geniuszem. Niezależnie bowiem o czym czy o kim mówił, zawsze w tej mowie najważniejszy okazywał się on sam.

Teraz, zanim zaczął mówić, sięgnął po kieliszek wódki, który przed chwilą przyniósł mu kelner. Takie same kieliszki stały przed wszystkimi zgromadzonymi. Danielewicz podniósł swój i gestem nieznoszącym sprzeciwu dał znak, by wypili pozostali. On sam zrobił to jako ostatni, odstawił kieliszek, nabrał powietrza i zaczął:

– Pożegnaliśmy dzisiaj wspaniałego człowieka, lekarza, przyjaciela – pierwsze słowa popłynęły niemal półszeptem. Ale był to półszept niezwykle przejmujący, który nie pozwalał na prowadzenie żadnych rozmów, bo wypełniał sobą szczelnie każdy centymetr sześcienny pomieszczenia. Mówca wsparł się przy okazji o stół, po trosze dlatego, żeby podkreślić wagę swoich słów, a po trosze ze względu na ilość wypitego alkoholu. – Wszyscy wiemy, kim był doktor Staś. Najlepszym lekarzem w tym kraju zaraz po mnie! Liczby ludzi, których wyrwał ze szponów śmierci, ratując w absolutnie beznadziejnych wypadkach, nie da się zliczyć! – oderwał się od stołu i ruszył w kierunku trumny. Zatrzymał się przy niej i chwycił za jej krawędź. – A jego samego, jak na ironię losu, zabił zwykły katar Ta okrutna grypa pozbawiła miliony widzów ich ulubieńca! – Z jego oczu zaczęły płynąć łzy, bo wprost trudno mu było sobie wyobrazić cierpienie, jakiego doznają wkrótce telewidzowie. – Znaliśmy go wszyscy i kochaliśmy jak brata! Dlatego tak bardzo będzie go brakować w naszej serialowej rodzinie! Żegnaj, doktorze Stasiu! I nie martw się na tamtym świecie. Bo ja cię z pewnością godnie zastąpię!

Danielewicz rzucił się na nieboszczyka, przytulając swoją łkającą twarz do piersi doktora Stasia. Szlochał tak przez dobre pół minuty, po czym całkowicie ucichł. Kilka osób pomyślało nawet, że profesor Barnaba zwyczajnie zasnął, zmęczony alkoholem. Ale nagle, po dłuższym czasie, Danielewicz wyprostował się, a jego wzrok nabrał wprost niezwykłej trzeźwości niespotykanej u niego od wielu już lat. Spojrzał na pozostałych przerażonym wzrokiem i wymamrotał:

– On chyba naprawdę nie żyje…

 

wtorek, 22 października 2013

PAN PRZYPADEK SZUKA RECENZENTÓW


Zostały trzy wolne egzemplarze recenzenckie „Pana Przypadka i celebrytów” które poszukują chętnych.

Znaki szczególne poszukiwanych: Blog z recenzjami prowadzony od co najmniej dwóch lat z setką umieszczonych recenzji. Dodatkowo warunek: poza blogiem umieszczanie recenzji na lubimyczytac.pl i empik.com, oraz gotowość do umieszczenia recenzji we wszystkich powyższych miejscach w ciągu dwóch tygodni od otrzymania książki.

Wszyscy odpowiadający powyższemu opisowi proszeni są o zgłaszanie się pod adresem: biuro@wydawnictwozakladka.pl  . Decyduje kolejność zgłoszeń

piątek, 18 października 2013

PAN PRZYPADEK NA ŁAMACH


Książka jeszcze w trakcie drugiej korekty, ale już teraz możecie ją zacząć czytać we wspólnym dodatku magazynowym Gazety Olsztyńskiej i Dziennika Elbląskiego. Jutro będzie wydrukowany drugi odcinek „Miłości i Medycyny”, czyli pierwszej zagadki z „Pana Przypadka i celebrytów”. Wszystkich znajdujących się w zasięgu wyżej wspomnianego magazynu zachęcam do lektury.

poniedziałek, 14 października 2013

PAN PRZYPADEK PREZENTUJE OSTATECZNĄ OKŁADKĘ

 
A tak, po drobnych, technicznych poprawkach, będzie wyglądać ostateczna wersja okładki
 
najnowszej książki o moich przygodach.

sobota, 12 października 2013

PAN PRZYPADEK OGŁASZA WYNIKI GŁOSOWANIA


Rywalizacja trwała do ostatniej chwili a w stawce liczyło się czterech zawodników. I gdyby choć jeden bloger więcej zagłosował, wyniki mogły być zupełnie inne…

Niniejszym jednak ogłaszam, że w konkursie wygrał projekt nr 2, który zdobył 18 punktów. I to on, po dopełnieniu przez wydawnictwo niezbędnych formalności z jego autorką, panią Beatą z Olsztyna, będzie zdobić okładkę kolejnej książki o moich przygodach.

 
Drugie miejsce zdobył projekt nr 3, który uzyskał 16 punktów.

Na trzecim miejscu uplasował się projekt nr 1 z 13 punktami.

A tuż za nim wpdł na metę projekt nr 4 z 12 punktami.

 
 
Bardzo dziękuję wszystkim kolegom blogerom za poświęcenie czasu i wzięcie udziału w głosowaniu, który pozwolił wyłonić najlepszy projekt. Z dobrze poinformowanych źródeł wiem, że ten konkurs stanie się pewną tradycją i okładki do wszystkich pozostałych książek o moich przygodach będą wyłaniane w ten sposób.
A wkrótce już, jak przypuszczam, spotkamy się przy okazji lektury „Pana Przypadka i celebrytów”.  I mam nadzieję również, że wciąż będziecie odwiedzać mojego bloga, gdzie na bieżąco będę donosił o postępie prac nad kolejnym częściami, prostował nieprawdziwe informacje, jakie autor poda na mój temat oraz odpowiadał na Wasze pytania do mnie. No i może czasem opowiem samodzielnie jakąś krótszą zagadkę, której rozwiązanie zajęło mi tylko kilka stron:)

środa, 9 października 2013

PAN PRZYPADEK INFORMUJE O SYTUACJI NA TRASIE

   

Głosowanie nad okładką wbiega na ostatnią prostą. Choć jeden z zawodników nieco odskoczył od innych to wciąż jeszcze czwórka ma szansę na końcowe zwycięstwo. A do mety coraz bliżej, zostały już nieco ponad dwa dni. A kiedy minie 23.59 w piątek 11 października wszystko już będzie jasne. Nie zwlekajcie więc i nieście zawodników swoim dopingiem.


czwartek, 3 października 2013

PAN PRZYPADEK OGŁASZA KOMUNIKAT JURY


Jury konkursu „Okładka dla Przypadka” po zapoznaniu się z blisko dwudziestoma pracami postanowiło ostatecznie zakwalifikować do Finału Konkursu pięć projektów. W swoich wyborach jury kierowało się zarówno wartością artystyczną prac jak i tym, by finałowe prace były maksymalnie różnorodne. Dlatego też pominęło niektóre interesujące projekty pozostające w tej samej stylistyce jak te zakwalifikowane do  finału.

Wszystkim Uczestnikom dziękujemy za czas i wysiłek jaki włożyli w przesłane projekty. Teraz zapraszamy do głosowania. Jego zasady zostały opisane w poście pt.: „Pan Przypadek mówi, jakbędzie wyglądało głosowanie”. Dodatkowo informujemy, że należy głosować na numer, którym są opatrzone projekty.

W razie pytań i wątpliwości czekamy na nie pod adresem okladka@wydawnictwozakladka.pl .
 
A oto Finaliści Konkursu:
   
PROJEKT NR 1
 
 

     


  PROJEKT NR 2
 


 
        
 
 
 
PROJEKT NR 3

 
           
 
 
 
 PROJEKT NR 4

 
        
 
 
 
PROJEKT NR 5