piątek, 29 sierpnia 2014

PAN PRZYPADEK I MORDERSTWO W ORIENT ESPRESSO ODCINEK 5


Podkomisarz Łoś nerwowo przestępował z nogi na nogę, wypatrując w perspektywie ulicy mającej nadejść odsieczy. Gdy wreszcie się jednak pojawiła, nie rzucił się ku niej z wdzięcznością, ale, wzorem cesarza Leopolda, dumnie spojrzał na nadchodzącego Przypadka i nie miał zamiaru uchylić przed nim kapelusza. Jacek jednak, pamiętając lekcje Sobieskiego, minął po prostu policjanta i poszedł dalej.

– Ej, gdzie pan idzie? – zapytał zdezorientowany Łoś.

– Z okoliczności wnosiłem, że zapewne potrzebuje pan mojej pomocy, ale sądząc po pana minie, chyba musiałem się pomylić.

– Oczywiście, że się pan pomylił, jak zwykle – zapewnił podkomisarz, ale błyskawicznie musiał zmienić zdanie, ponieważ detektyw znów zaczął się oddalać. – To znaczy… przydałaby mi się konsultacja. Gdyby był pan tak miły. – Ostatnie słowa przeszły przez gardło Łosia z taką trudnością, że na zewnątrz wyszły już mocno zniekształcone.

– Ależ oczywiście, dla pana podkomisarza wszystko – uśmiechnął się Przypadek. – Proszę mi zatem powiedzieć, co się tu stało?

– To może ja – odezwała się stojąca obok Łosia właścicielka Orient Espresso. – Około jedenastej wyszłam z kawiarni załatwić kilka spraw, zostawiając na miejscu mojego pracownika, Karola Łatkę. Gdy wychodziłam, na sali było czterech klientów. Wróciłam po niecałej godzinie. Wtedy zostało ich trzech, ale wiedzieliśmy, że czwarty wciąż musi być na terenie kawiarni, bo nie zabrał rzeczy. Karol nie widział go już dobre pół godziny, więc pomyśleliśmy, że jest w toalecie. On poszedł to sprawdzić i po chwili usłyszałam straszny krzyk. Zanim zdążyłam tam dobiec, zamknął drzwi i… – urwała.

– I próbował zbiec z miejsca przestępstwa przez okienko, znajdujące się na górze toalety – dokończył za nią Łoś. – Niestety, okienko okazało się zbyt małe i utknął… Zresztą tkwi tam do tej pory, bo cofnąć się również nie może. Zaklinował się.

– A dlaczego próbował zbiec? – zapytał Jacek.

– Kiedy wreszcie udało mi się wyważyć drzwi, zobaczyłam tego czwartego klienta… Siedział na ubikacji, oparty o ścianę z pałeczką do sushi wbitą w klatkę piersiową. – Właścicielka Orient Espresso wzdrygnęła się na samo wspomnienie tego widoku.

– Rozumiem, że żaden z pozostałych trzech klientów nie widział nikogo, kto wchodziłby w międzyczasie do tej toalety?

– Dokładnie tak – powiedział potakując głową Łoś. – Wszyscy mówią, że ten Łatka był pierwszym, który tam wszedł. No i twierdzą, że on zawsze patrzył na nich takim wzrokiem, jakby chciał ich czymś przebić.

– Bzdura, Karol nie mógł tego zrobić – zaprzeczyła energicznie Agata. – To najbardziej poczciwy facet, jakiego znam, on by muchy nie skrzywdził.

– Ale z drugiej strony to osiłek. A żeby wbić taką drewnianą pałeczkę komuś w klatkę piersiową, trzeba mieć nie lada krzepę. No i próbował zbiec z miejsca przestępstwa.

– Po prostu spanikował. – Pani Agata twardo broniła swojego pracownika. – Przecież to bez sensu, idzie do toalety sprawdzić, czy facetowi nic się nie stało, wrzeszczy ze strachu, a potem próbuje uciec przez maleńkie okienko. To na pewno któryś z tych dupków.

– Nie lubi pani swoich klientów – uśmiechnął się Jacek.

– Tych akurat nie. Tacy straszni ważniacy z korporacji, z zawodu dyrektorowie. Znam takich aż za dobrze. Przepracowałam w korporacjach dziesięć lat zanim rzuciłam tę robotę w cholerę i założyłam kawiarnię.

– A tych konkretnych pani też zna?

– Z widzenia. Od jakiegoś czasu przychodzą tu do mnie, zwykle przed południem, siedzą przez dwie, trzy godziny. Takie tu sobie wychodne biuro zrobili, trochę dzwonią, trochę czytają gazety. Lenie patentowane, pewnie im się nie chce pracować, mówią, że mają ważne spotkanie i wychodzą z biura. A potem tu sobie głównie kawkę popijają.

– A wiadomo o nich coś więcej? – Przypadek zapytał Łosia, ale bardziej od odpowiedzi zaczął go interesować tłumek, który powoli gromadził się w okolicach Orient Espresso. Szczególnie zaciekawiła go jedna z osób, próbująca w tej chwili przekonać pilnujących porządku policjantów, że powinni dopuścić ją na miejsce. W tym czasie Łoś sięgnął do kieszeni i podał detektywowi trzy wizytówki, a po chwili pokazał też czwartą, zapakowaną w foliową torebkę. Dopiero wtedy Jacek spojrzał w kierunku policjanta. – Ta w torebce jest denata?

– Tak. Znaleźliśmy ją na podłodze. Musiała wypaść mu z kieszeni – Jacek przez chwilę patrzył na wizytówkę, na której w trzech linijkach było napisane: Jerzy Sambor, dyrektor, Bank Polonia.

– Wątpię, żeby wypadła mu z kieszeni.

– Słucham?!

– Nieważne... – Jacek ponownie spojrzał w kierunku tłumku. – Mógłby pan sprawić, żeby pana kolega przepuścił do nas panią Żarską?

– Kim ona jest? – Wzrok Łosia powędrował za spojrzeniem Jacka i zobaczył atrakcyjną brunetkę.

– Znajoma z „Nowego Życia”.

– Jeszcze mi tu tylko dziennikarzy brakowało!

– Media potrafią być przydatne, panie podkomisarzu. Zwłaszcza jeśli się umie z nich korzystać.

czwartek, 28 sierpnia 2014

PAN PRZYPADEK I MORDERSTWO W ORIENT ESPRESSO ODCINEK 4


Myślę, Małgosiu, że na nas już czas. – Przypadek zerknął rozbawiony na salę, której ciekawość jakby powoli zaczęła opadać. Już od kwadransa nikt nie zrobił im żadnego zdjęcia, ludzie powoli zajmowali się własnymi sprawami. Pojedyncze osoby, które czasem wchodziły nie były w stanie zbudować atmosfery tego napięcia, jakie towarzyszyło im przez ponad godzinę.

– Szkoda, bo naprawdę dobrze się bawiłam. – Urbankowa wstała i założyła płaszcz podany jej przez Jacka. Jeszcze niedawno używała swojego drugiego imienia. Izabela bardziej podobała się kreatorom mody a potem jej mężowi. Teraz wróciła do Małgosi a zaraz po tym jak zakończy się jej małżeństwo planowała także zmianę nazwiska. Wtedy stanie się zwykłą Małgosią Grabowską, której nikt nie będzie kojarzył jej z tym, co minęło.

– Spokojnie, jeszcze odwiedzimy to miejsce kilka razy. Ale pamiętaj, że ja muszę trenować do maratonu, a przez nasze sprawy ostatnio się zaniedbałem – Jacek podał swojej partnerce ramię, bo samodzielne zejście w szpilkach po krętych schodach z pięterka Szypułki nie byłoby dobrym pomysłem.

– Czyżbym była aż tak absorbująca? – zapytała z niewinną miną Urbankowa, jakby nie zauważając, że wszystkie męskie spojrzenia koncentrowały się w tej chwili na jej niewiarygodnie długich nogach, które ledwie, a w dodatku niezbyt dokładnie, zakrywał płaszcz.

– To prawda, odkąd mieszkasz ze mną, rzadziej mam ochotę wychodzić z domu – Jacek otworzył drzwi przed Małgosią.

– Zatem postaram ci się to jakoś wynagrodzić, kiedy wrócisz już z treningu. Pobiegniesz od razu, czy mam cię gdzieś podrzucić? – podeszli do zaparkowanego samochodu Urbankowej.

– Nie ma potrzeby – Jacek otworzył bagażnik i wyjął stamtąd swój plecak. – Przebiorę się obok w toalecie, a potem zbiegnę Książęcą na dół, a tam już mam mnóstwo wspaniałych tras do pobiegania… No chyba, że ktoś inny ma wobec mnie odmienne plany – zerknął na drugą stronę ulicy, a Urbankowa powędrowała za jego wzrokiem.

– Czy to jeden z tych dwóch policjantów, którzy za nami stale chodzą? – zapytała, a Jacek kiwnął twierdząco głową. – Chyba nie idzie nas aresztować?

– Zaraz się o tym przekonamy… Witam, panie Smańko!

– Pan Jacek Przypadek? – Starszy aspirant, choć pytał Jacka, to tak naprawdę wzrok miał skierowany w stronę Urbankowej. Był wprawdzie wiernym mężem i przykładnym ojcem, ale jednak nie potrafił się powstrzymać od przyjrzenia się z bliska kobiecie, którą od dawna obserwował z oddali. Zwłaszcza takiej kobiecie.

– Wydawało mi się, że już kiedyś przerabialiśmy tę zabawę, panie starszy aspirancie. I znamy się nie od dziś. No chyba że to dziwne pytanie wynika może z tego, że nie patrzy pan na mnie.

– Co?... A tak, przepraszam… O co to ja pytałem?

– O to, czy ja to ja – podpowiedział mu Przypadek.

– No właśnie… – przytaknął wciąż jakby lekko zdezorientowany Smańko. – Czy pan… to pan?

– Zdecydowanie tak, panie starszy aspirancie. Czy zatem może pan przejść do rzeczy?

– No… więc… chwilowo pana aresztuję.

– Zaciekawia mnie pan. Domyślam się, że to nie pana inicjatywa, tylko pana przełożonego… Nie widziałem go już od pół godziny, a do tej pory pana nie opuszczał. Czyli coś ważnego musiało się stać w najbliższej okolicy. Na tyle bliskiej, że dotarł tam piechotą, zdążył się zorientować, że sprawa jest ponad jego siły i potrzebuje posiłków.

– Brawo, Sherlocku – uśmiechnęła się Urbankowa. – Ja myślę, że w sprawę są również zamieszane bardzo ważne osoby, którym pan podkomisarz nie śmie zadać pytania.

– Zapewne masz rację, Watsonie.

– Państwo teraz pracują razem? – Smańko mrugał oczami, przenosząc wzrok z Przypadka na Urbankową.

– Dopiero się rozgrzewamy – uśmiechnął się Jacek. – Ale właściwie, drogi Watsonie, może przeszłabyś się ze mną i pomogła mi rozwiązać tę sprawę?

– Tę rozrywkę zostawię tobie, Sherlocku. Wrócę do domu, żeby przygotować ci obiad i będę czekać. Muszę tylko wiedzieć, o której wrócisz?

– Jest wpół do pierwszej. Skoro sprawa wymaga natychmiastowej interwencji, to pewnie ślady są gorące, a wszyscy podejrzani na miejscu. Myślę, że do trzeciej powinienem ją rozwiązać. Potem wrócę biegiem…

– Gdyby rozwiązywanie sprawy nieco się przeciągnęło, możesz poprosić pana aspiranta o podwiezienie.

– Nie mogę zrezygnować z treningu – Jacek pokręcił przecząco głową. – Czuję, że maraton, w którym wystartuję, zbliża się do mnie wielkimi krokami.

– To na którą ten obiad?

– Myślę, że może być na czwartą.

– Zatem czekam z utęsknieniem – powiedziała Urbankowa, wsiadła do auta i odjechała.

Smańko przez chwilę patrzył w ślad za samochodem, a potem przeniósł wzrok na Przypadka i zapytał z niedowierzaniem:

– Ona naprawdę ugotuje panu obiad?

środa, 27 sierpnia 2014

PAN PRZYPADEK I MORDERSTWO W ORIENT ESPRESSO ODCINEK 3


Ja żądam, podkreślam, żądam natychmiastowego wypuszczenia mnie z tego miejsca! – Mężczyzna w bardzo drogim płaszczu, z jeszcze droższą teczką w ręku usiłował dostać się do drzwi wyjściowych z Orient Espresso, ale przeszkodził mu w tym drugi mężczyzna dysponujący podobnymi atrybutami.

– Nie, proszę pana, to ja żądać, aby mnie wypuszczono w pierwsza kolejność. – Drugi z mężczyzn przeciągał i akcentował słowa w sposób charakterystyczny dla rodaków, którzy przybyli zza Wielkiej Wody. – Pan sobie nie zdaje sprawa z tego, jaka strata może ponieść gospodarka ten kraj przez moja nieobecność w dżob – odepchnął pierwszego i być może znalazłby się już przy drzwiach, gdyby trzeci z gości lokalu nie chwycił go za ramię i nie krzyknął:

– Na pewno nie takie jak moja! Ja autoryzuję wszystkie większe transakcje naszego funduszu emerytalnego na giełdzie! Kto wie, czy tam akurat nie panuje bessa, a premier nie rwie sobie włosów z głowy!

Podkomisarz Łoś już po pięciu sekundach pobytu w Orient Espresso szczerze żałował swojej decyzji o pojawieniu się w tym miejscu i przeklinał starszego aspiranta Smańkę za to, że go do tego podkusił. Ale teraz nie mógł się już wycofać. Centrala dowiedziała się o tym, że „udaje się na miejsce zdarzenia” i teraz musi jakoś opanować sytuację do czasu przyjazdu ekipy technicznej zabezpieczającej ślady.

To mogło jednak nie nastąpić tak szybko, ponieważ akurat niedaleko Warszawy pewien guru postanowił pozbyć się większości swoich wyznawców. Dlatego chwilowo wszyscy specjaliści udali się na miejsce tamtego zdarzenia, a podkomisarz miał przez kilka najbliższych godzin sam opanować sprawę. Tymczasem miał naprzeciw siebie trzech rozjuszonych samców alfa, którzy na „dzień dobry” wcisnęli mu swoje wizytówki i chcieli się od razu pożegnać. Łosiowi zrobiło się ciepło, gdy tylko zobaczył, z kim ma do czynienia.

Stefan Niedzielak, dyrektor funduszu emerytalnego, o którego reklamy jeszcze niedawno podkomisarz potykał się na każdym kroku. Adrian Żubrzyk, prezes firmy developerskiej, o której słyszał, że praktycznie nabyła na własność kawałek Warszawy. Ten trzeci, Ralph Kosicki, wydał się podkomisarzowi z początku nieco mniej ważny, choć też był dyrektorem czegoś tam, czego nazwa składała się z kilku dziwnych literek. Ale gdy Łoś zapytał, co oznacza ta nazwa, to wszyscy mężczyźni naraz spojrzeli na niego z niewypowiedzianym oburzeniem. A ów Ralph złowieszczo oznajmił, że te kilka literek to, ni mniej, ni więcej, tylko druga co do wielkości agencja PR na świecie. Policjant przełknął ze strachu ślinę, bo aż za dobrze wiedział, że od tego pijaru jest uzależniony los całego państwa.

Dlatego pewnie sam Łoś już dawno spisałby jedynie obecnych i wypuścił ich do domu, ale na swoje nieszczęście znalazł na miejscu sojuszniczkę w postaci właścicielki Orient Espresso. To właśnie ona nie pozwoliła żadnemu z Bardzo Ważnych Dyrektorów opuścić swojego lokalu do czasu przybycia policji. A teraz oskarżała ich o to, że zabili tego gościa, który siedział w kawiarnianej toalecie z pałeczką do sushi wbitą w splot słoneczny. I o ile świadków podkomisarz mógł wypuścić, zostawiając ich przesłuchanie na czas późniejszy, o tyle z „podejrzanymi w sprawie” nie mógł już tego zrobić.

Oni sami naturalnie zaprzeczali, żeby mieli cokolwiek wspólnego z tym zabójstwem. Tylko siedzieli przy stolikach, wykorzystywali chwilę wytchnienia w ciężkim dniu pracy, pili swoje ulubione espresso i zapoznawali się z prasą. Żaden z nich nie zbliżał się do toalety. A za wszystko był odpowiedzialny ten barman Karol, który po zabiciu nieszczęśnika zamknął drzwi toalety.

– Zrobić panu, panie komisarzu, kawki? – Łoś usłyszał koło siebie sympatyczny głos pani Agaty.

– Jeśli pani tak łaskawa – odpowiedział z wdzięcznością policjant. – Łeb już mnie boli od tego ich krzyku i nie wiem od czego zacząć…

– To niech pan wyjdzie na zewnątrz i usiądzie przy stoliczku, listopad ciepły w tym roku, to jeszcze ich nie sprzątałam – wskazała gestem głowy mikroskopijny kawiarniany ogródek przed Orient Espresso. – A ja tu ich jeszcze chwilkę przypilnuję.

Łoś bardzo skwapliwie skorzystał z propozycji, co oczywiście zostało zauważone przez grupę Bardzo Ważnych Dyrektorów, która rzuciła się za nim. I pewnie wypadliby zaraz wszyscy na zewnątrz, gdyby drogi nie zastąpiła im pani Agata. Minę miała przy tym tak groźną, że gdyby nawet nie nacierała na nią grupa wściekłych mikrusów, ale wielkich jak dęby chłopów, to i tak stanęliby jak wryci.

Podkomisarz usiadł przy stoliczku i z nadzieją czekał na obiecane espresso, jakby wierząc, że ono pomoże mu cokolwiek wymyślić. Albo chociaż poprawi mu odrobinę humor, gdyż ten był teraz co najmniej wisielczy.

„Że też mi się musiała trafić taka zgraja ważnych dyrektorów. Czy nie mógłbym dostać wreszcie sprawy ze zwykłymi, normalnymi ludźmi?! Takimi, których mogę natychmiast usadzić i pokazać, że władzy należy się szacunek? Ech… ja to jestem pechowy. Przecież takich bęcwałów to by się bał tknąć nawet inspektor Zasada. Albo nawet sam minister! Z takimi to by się tylko nie patyczkował ten idiota Przypadek…”

Podkomisarz Łoś podskoczył na krzesełku tak, jakby nagle w siedzenie wbito mu naraz przynajmniej tuzin igieł. Dlatego pani Agata musiała użyć całego dostępnego jej profesjonalizmu, żeby nie rozlać przyniesionej kawy.

– Coś się stało, panie komisarzu?

– Już chyba mam sposób na tych dyrektorów – uśmiechnął się Łoś i wyciągnął z kieszeni telefon, by po chwili wystukać szybko numer na klawiaturze. – Smańko?... Macie tam jeszcze tego Przypadka?... To świetnie, przyprowadźcie go tu na miejsce zdarzenia na Osobnej… Co?!... Nie mam czasu odpowiadać na wasze głupie pytania, Smańko! Nie interesuje mnie, jak go tu sprowadzicie. Ma tu być i już!

wtorek, 26 sierpnia 2014

PAN PRZYPADEK I MORDERSTWO W ORIENT ESPRESSO ODCINEK 2


W Szypułce, jednym z najmodniejszych lokali przy placu Trzech Krzyży, często bywały piękne kobiety, dlatego ich widok nie wzbudzał szczególnego zainteresowani pozostałych bywalców. W końcu po to są również takie miejsca, żeby przychodzili do nich młodzi, śliczni i perspektywiczni. Poza tym nie należało tu do dobrego smaku zwracanie przesadnej uwagi na niezwykłych gości, boć przecież zwykli śmiertelnicy tu raczej nie zaglądali. Dlatego w przypadku pojawienia się kogoś znanego, co najwyżej ktoś tam kogoś trącił ramieniem, pokazał głową lub dyskretnie szepnął coś na ucho.

Ale ta kobieta, zajmująca stolik przy wielkim panoramiczny oknie, ze świetnym widokiem na plac Trzech Krzyży, ostatnio wprost nie schodziła z czołówek gazet. Gościła tam zresztą często wspólnie z towarzyszącym jej również obecnie mężczyzną. Bowiem cały kryzys gospodarczy, kataklizmy w kraju i na świecie, zamachy i mniejsze zbrodnie nie były ostatnio dla mediów tak interesującą sprawą jak rozpad małżeństwa wiceministra Urbanka i jego prześlicznej żony. Może nie tyle sam rozpad, ile fakt, że wpływowy polityk, członek złowieszczej Opus Dei, został podobno przyłapany w jakimś gejowskim klubie. A może chciał zgwałcić jakiegoś niewinnego chłopaka? Albo urządzał orgię w ministerstwie?

Tego dokładnie nie wiedziano i nikogo to specjalnie nie interesowało. Grunt, że nielubianemu tu politykowi udowodniono hipokryzję, przez co stał się wdzięcznym obiektem do chłostania słusznym oburzeniem przez szczerych do bólu i uczciwych ludzi. Dlatego w zasadzie nikt nie miał pretensji do pięknej pani Urbanek, że poszukała oparcia w innym mężczyźnie.

Zastrzeżenia budził tylko jej wybór. Wszyscy przecież wiedzieli, że ten Przypadek, który z nią teraz siedział przy stoliku, dopuścił się wielu wykroczeń przeciwko ogólnie przyjętemu kodeksowi postępowania. A już największą jego zbrodnią było doprowadzenie do aresztowania znanego dziennikarza Szołtysika. I to za co?! Za posiadanie, w celach leczniczych, głupiego pół kilograma marihuany.

Ta zbrodnia była świetnym powodem do darowania sobie wszystkich konwenansów i możliwości nieskrępowanego komentowania obecności tej pary w Szypułce. Tak też właśnie robiono w tej chwili, jednak ku zdziwieniu bywalców obgadywani nie przejmowali się wrogimi spojrzeniami czy komentarzami. Nie przeszkadzało im również to, że ktoś czasem pstryknął im fotkę swoim najnowszym modelem telefonu. Choć przecież musieli wiedzieć, że zaraz ich podobizny znajdą się na czyimś koncie modnego portalu społecznościowego, opatrzone odpowiednio złośliwym komentarzem.

Tej atmosfery niechęci nie mógł niestety poczuć podkomisarz Łoś, który obserwował panią Urbanek i Przypadka nie z wewnątrz lokalu, ale z zaparkowanego kilkadziesiąt metrów od Szypułki samochodu. Nie przeszkadzało mu to żywić do słynnej pary uczuć nieodbiegających od tych, jakimi darzyli ich bywalcy owego lokalu. Trudno mu się było dziwić. To przez Urbanek i Przypadka zamiast zajmować się czymś sensownym, na przykład łapaniem przestępców, musiał tu tkwić.

– Długo ich jeszcze będziemy śledzić, panie komisarzu? – zapytał smętnie starszy aspirant Smańko, z nudów i odrobinę dla rozgrzewki, pucujący szmatką wnętrze radiowozu.

– Przeszkadza wam to?! – warknął Łoś.

– Nie, nie… Ale nie spuszczamy ich z oka od Wszystkich Świętych, czyli już jakieś dwa tygodnie. A oni tylko do kina, na spacer, do restauracji, a na noc do domu tego Przypadka.

– I co z tego?!

– No… to żadne przestępstwo jest.

– Myślicie, że nie wiem?! Ale skoro inspektor Zasada kazał nam nie spuszczać z nich oka, to znaczy, że ma jakiś powód. Rozumiecie?

Smańko tylko kiwnął głową i uznał, że nie ma sensu nic więcej mówić przełożonemu, bo tylko go tym zdenerwuje. Nie przekonają też z pewnością podkomisarza plotki krążące po policyjnych korytarzach, że wiceminister spraw wewnętrznych, Urbanek, odpowiedzialny za tę właśnie służbę, jest już właściwie na wylocie, bo premier się na niego zdenerwował.

– Do wszystkich radiowozów. Na Osobnej w Orient Espresso prawdopodobnie popełniono morderstwo. Odbiór – zaterkotało nagle w policyjnym radiu i ta wiadomość tak zelektryzowała starszego aspiranta, że aż uderzył głową w podsufitkę

– Panie komisarzu, słyszał pan?

– A czy wyglądam na głuchego?

– Osobna to taka mała uliczka niedaleko. Boczna od Wspólnej.

– Myślicie, że nie znam Warszawy, Smańko?!

– No to może… może byśmy…

– Mamy swoje zadania, Smańko.

– To może ja sam. Skoczyłbym tam szybko i zorientował się we wszystkim. Do patrzenia na nich wystarczy sam pan komisarz. – Słowa starszego aspiranta jeszcze nie zdążyły przebrzmieć, a on sam wiedział już doskonale, jaki straszliwy błąd popełnił.

– Co?! Co wy sobie myślicie, Smańko?! Jesteście tylko starszym aspirantem. I jeśli ktoś ma sprawdzić, co się tam stało, to ja!

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

PAN PRZYPADEK I MORDERSTWO W ORIENT ESSPRESSO - ODCINEK 1


Tak jak obiecałem, rozpoczynam dziś publikację pierwszej zagadki z najnowszego tomu moich przygód pod tytułem: Pan Przypadek i korpoludki. Przekażę ją w 20 odcinkach, które będą ukazywać się od poniedziałku do piątku przez najbliższe cztery tygodnie. Za tydzień ogłoszę konkurs, w którym jeśli ktoś odkryje mordercę do 15 odcinka włącznie będzie można wygrać książki z moimi przygodami.
Miłej lektury.


Morderstwo w Orient Espresso (1)

      Poczucie wyższości jest jedną z tych rzeczy, które fantastycznie rekompensują mężczyźnie fakt posiadania wzrostu przeciętnego dżokeja. Innym erzacem nieotrzymanych od Matki Natury centymetrów jest ogromnych rozmiarów samochód terenowy. Nieważne, że siedząc w nim, przypomina on Guliwera w Krainie Olbrzymów. Istotne jest to, że może zająć dwa pasy ruchu, przekonując wszystkich naokoło o własnej męskości. Jeśli dołoży do tego jeszcze blondynkę, która po założeniu szpilek przewyższa swojego partnera o dwie głowy, to niewysoki mężczyzna na bardzo wysokim stanowisku może się już czuć spełniony.

Żadnego z tych atrybutów nie brakowało wszystkim trzem panom, którzy spędzali obecnie czas w Orient Espresso, niewielkiej, gustownie urządzonej kafejce z sushi, schowanej przy Osobnej, jednej z bocznych uliczek warszawskiego Śródmieścia. Każdy z nich siedział w tej chwili samotnie przy czteroosobowym stoliku, rozłożywszy swoje rzeczy tak, iż miało się wrażenie, że wszystkie miejsca są zajęte. Na stojących obok krzesłach leżały bowiem a to elegancka, bardzo droga skórzana teczka; a to płaszcz, wart tyle ile kilkuletnie nie najgorsze auto; a to szalik, po sprzedaży którego niezamożna rodzina mogłaby jakoś przeżyć kolejny miesiąc.

Wszystko to były prezenty od kochających żon, narzeczonych lub partnerek. Oczywiście one same nie zaprzątały sobie swoich uroczych główek tak przyziemnymi czynnościami, jak zarabianie pieniędzy, które wystarczałyby na owe „drobiazgi”. Owszem, czasem gdzieś pracowały, żeby się nie zanudzić czekaniem na wiecznie zajętych obowiązkami mężczyzn. Ale ze swoich dochodów nie byłyby w stanie opłacić nawet karnetu w odpowiedniej klasy fitness clubie. Nie mówiąc już o niezbędnych współczesnej kobiecie zabiegach korygujących kaprysy Matki Natury, która również im poskąpiła tego i owego. Na szczęście wynagrodziła je hojnie, stawiając na ich życiowej drodze panów z klasą, którzy znakomicie rozumieli ich potrzeby. One zaś w zamian mogły dla nich wybierać te wszystkie gustowne prezenty, rozłożone z nonszalancją na krzesłach.

Na samych stołach, w porównaniu z otoczeniem, panował właściwie surowy ascetyzm. Stały na nich mikroskopijne filiżanki do kawy, kilka podstawowych przypraw oraz po dwie pary pałeczek do sushi, każda osobno zapakowana. No i najwyższej klasy telefony komórkowe, z ogromnych rozmiarów ekranami dotykowymi.

W tej chwili twarze mężczyzn były schowane za wielkimi płachtami gazet. Nie były to oczywiście żadne zwykłe dzienniki czy, nie daj Boże, tabloidy. Była to odpowiednia prasa w odpowiednim języku, pozwalająca śledzić najnowsze trendy w ich branżach, co nakazywały im zajmowane stanowiska. Przekładając kolejne strony, byli przy tym przekonani, że profesjonalizm, z jakim tę czynność wykonują, wywołuje powszechnie duże wrażenie.

Niestety, żyli przecież w kraju zawistników, którzy nie potrafią docenić ich sukcesu. Dlatego też nikogo nie powinno zdziwić, że barman Karol Łatka, osiłek większy dwukrotnie od każdego z gości, kiedy zobaczył wracającą do baru swoją szefową, energiczną czterdziestolatkę Agatę Szycką, szepnął złośliwie:

– Czasem mam ochotę wbić w nich szpileczkę i posłuchać, jak z tych nadętych dupków uchodzi powietrze.

– Obawiam się, że nie znalazłbyś szpileczki, która byłaby w stanie przebić ich grubą skórę – zauważyła zgryźliwie właścicielka Orient Espresso.

– Wkurzają mnie te dupki.

– Ostatnio zrobiłeś się jakiś nerwowy. – Szycka spojrzała na niego zaniepokojona. – Nie myśl o nich i lepiej ciesz się, że nie musiałeś dla nich pracować. Ja dopiero rok po tym, jak przestałam być korpoludkiem, zaczęłam spać jak człowiek. A gdzie jest ten czwarty? – zapytała, rozglądając się po sali.

– Nie wiem. Ale chyba nie uciekł, bo wszystkie jego rzeczy są na stoliku. Chociaż nie widziałem go już z pół godziny. Albo i dłużej… Może coś mu zaszkodziło i jest w ubikacji?

– Sprawdzę to – zdecydowała Agata i chciała ruszyć w stronę toalety, ale barman przytrzymał ją za ramię.

– Przecież on tam może siedzieć ze spuszczonymi spodniami – spojrzał na nią z łagodnym wyrzutem.

– Ale w kabinie, a ja…

– I tak nie wypada, pani dyrektor. Pójdę sam sprawdzić.

Karol minął zaczytanych profesjonalistów, którzy nawet nie drgnęli, gdy koło nich przechodził. Dopiero kiedy kilkadziesiąt sekund później usłyszeli krzyk przerażenia dochodzący z toalety, opuścili na moment płachty czytanych gazet. Zaraz jednak pewnie powróciliby do przerwanej lektury, gdyby nie to, że właścicielka Orient Espresso przebiegła obok nich jak błyskawica i dopadła drzwi toalety. One jednak, mimo energicznego szarpania za klamkę, nie miały zamiaru ustępować.

– Karol! Karol, otwórz mi! – krzyczała zdenerwowana. – Karol, co się tam stało?!

Odpowiedzią był jedynie przedziwny, potępieńczy jęk wydobywający się z toalety, choć brzmiący, jakby pochodził gdzieś z głębi piekieł.

piątek, 22 sierpnia 2014

PAN PRZYPADEK OGŁASZA WYNIK GŁOSOWANIA

   Rywalizacja była wyrównana, ale na finiszowej prostej z peletonu wyskoczył lider i wygrał dość zdecydowanie. Niniejszym ogłaszam, że zwycięzcą konkursu na okładkę książki Pan Przypadek i korpoludki został projekt numer 1 którego autorką jest Pani Ewa z Gdańska! Jej projekt uzyskał w głosowaniu blogerów 13 pkt.



Drugie miejsce zajął projekt nr 2 zdobywając 9 pkt



A na trzecim ex aequo projekt nr 3 i 4 które dostały po osiem punktów.





Dziękuję bardzo wszystkim autorom i głosującym za pomoc w wyłonieniu najlepszej okładki. Mam nadzieję, że za niecały miesiąc książka znajdzie się już na księgarskich  półkach. A od poniedziałku zapraszam tutaj ponownie, bo będę publikował w odcinkach (sztuk 20) pierwszą zagadkę z korpoludków pt. Morderstwo w Orient Espresso

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

PAN PRZYPADEK I OKŁADKA NA FINISZU


Koniec głosowania na okładkę zbliża się już wielkimi krokami. Na oddanie swoich głosów macie już tylko dwa dni. Zasady oddawania są tu http://www.panprzypadek.blogspot.com/2014/08/pan-przypadek-mowi-o-gosowaniu.html. a okładki, na które możecie głosować można obejrzeć w tym miejscu http://www.panprzypadek.blogspot.com/2014/08/pan-przypadek-ogasza-komunikat-jury.html  Przypominam, że każdy z głosujących otrzyma w nagrodę pierwszy tom moich przygód, czyli książkę Pan Przypadek i trzynastka”. 

 

środa, 13 sierpnia 2014

PAN PRZYPADEK I FIOLETOWOSKÓRZY


Konkurs na okładkę do „korpoludków” wchodzi w decydującą fazę, a tymczasem zabraliśmy się z autorem do pisania kolejnej części. Tym razem jej bohaterami będą  „fioletowoskórzy”. Pod tym określeniem kryją się dostawcy surowców wtórnych do skupów złomu, często bezdomni, zwykle obdarzeni tym szlachetnym kolorem twarzy, co wynika z nadużywania napojów wyskokowych. To osobnicy teoretycznie dużo mniej majętni niż celebryci i korpoludki ale, jak wiadomo, pozory mogą mylić i niektórzy z nich z pewnością dysponują środkami na skorzystanie z moich usług. Choć czasem będę też pracował dla nic gratis jak dla mojego przyjaciela Winetu, któremu zaginęła ukochana o wdzięcznym imieniu Old Spajs.     

wtorek, 5 sierpnia 2014

PAN PRZYPADEK OGŁASZA KOMUNIKAT JURY


Jury konkursu „Okładka dla Przypadka 2” po zapoznaniu się ze wszystkimi pracami postanowiło ostatecznie zakwalifikować do Finału Konkursu cztery projekty, wyróżniające się dojrzałą formą albo oryginalnym ujęciem graficznym.

Wszystkim Uczestnikom dziękujemy za czas i wysiłek jaki włożyli w przesłane projekty. Teraz zapraszamy do głosowania. Jego zasady zostały opisane w poście pt.: „Pan Przypadek mówi o głosowaniu”. Dodatkowo informujemy, że należy głosować na numer, którym są opatrzone projekty.

W razie pytań i wątpliwości czekamy na nie pod adresem okladka@wydawnictwozakladka.pl .

A oto Finaliści Konkursu:

PROJEKT NR 1


PROJEKT NR 2

PROJEKT NR 3


PROJEKT NR 4

 
 

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

PAN PRZYPADEK MÓWI O GŁOSOWANIU


Już jutro opublikuję finałowe prace a dziś przypomnę pokrótce zasady głosowania w konkursie  na najlepszą okładkę. Są one identyczne, jak w zeszłym roku. Ale pewnie większość osób już ich nie pamięta, a poza tym,  mam nadzieję, przybyło mi sporo nowych czytelników, którzy zechcą znów głosować.  

Okładkę wybierze znów jak najbardziej fachowe jury. Dlatego głosować mogą wyłącznie osoby prowadzące własne blogi z recenzjami książek. Wierzę bowiem, że dzięki oddaniu jakie okazały swojej pasji oraz konsekwencji z jaką się jej poświęcają (stąd dodatkowy wymóg, by prowadziły swojego bloga od co najmniej lipca 2013 r.) są najbardziej kompetentni do wydania najsprawiedliwszego werdyktu. W tym roku dodatkowo Wydawnictwo Zakładka postanowiło podziękować im w sposób szczególny i każdy z  głosujących blogerów, który będzie chciał, otrzyma egzemplarz pierwszego tomu moich przygód, czyli „Pan Przypadek i trzynastka” z dedykacją i autografem autora.    

Technicznie głosowanie ma wyglądać tak, że każdy z blogerów może głosować na maksymalnie trzy projekty, przyznając im odpowiednio 3, 2 oraz 1 punkt. W przypadku zagłosowania na mniejszą liczbę projektów bloger sam decyduje, jaką liczbę punktów (3,2 lub 1) przyznaje wybranym przez siebie projektom (na przykład 3 i 1 lub 3 i 2). O swojej decyzji bloger informuje łącznie poprzez post na swojej stronie oraz poprzez zgłoszenie faktu głosowania i ilości punktów przyznanych na adres okladka@wydawnictwozakladka.pl . Ta podwójna procedura ma z jednej strony ułatwić zliczanie głosów, a z drugiej zapobiec podszywaniu się pod blogerów przez osoby nieuprawnione. 

  Głosowanie odbywa się, tak jak już pisałem, w dniach 5-20 sierpnia. Są z niego wyłączeni, rzecz jasna, ci blogerzy, którzy sami nadeślą swoje prace na konkurs.