niedziela, 24 września 2017

PAN PRZYPADEK I KOBIETONY - ODCINEK 1

Kolejny tom moich przygód już wkrótce w księgarniach, a dziś, na zachętę, pierwszy fragment pierwszej zagadki!

KOBIETY, KTÓRE NIENAWIDZĄ KOBIET

Kondukt żałobny składał się głównie z kobiet wyglądających jak mężczyźni i z mężczyzn przypominających kobiety. Podążał wolno główną cmentarną aleją, ledwie tylko przyprószoną nocnym śniegiem, za urną z prochami zmarłej. Mijał po prawej grobowiec Bieruta i innych zasłużonych dla słusznie minionej jakiś czas temu epoki. Nastrój jego uczestników trudno było nazwać radosnym, ale też nie sposób było powiedzieć, że są smutni. Byli raczej zafrasowani tym, jak bardzo zmieni się teraz ich życie.
Niektórzy przyszli tu bardziej z obowiązku, gdyż ich nieobecność na pogrzebie Indży Wasowicz zostałaby na pewno zauważona. Inni mieli nadzieję, że spotkają kogoś ważnego, kto po śmierci znanej feministki, obrończyni praw zwierząt i kobiet, zastąpi ją w roli ich patrona pomagającego w karierze. Jeszcze inni szczerze żałowali zmarłej, pieszczotliwie zwanej Słonicą, co nie miało żadnego związku z jej sylwetką, ale ze znakomitą pamięcią, nazywaną przez złośliwych pamiętliwością.
Niektórzy się nawet zastanawiali, czy to czasem nie przez nią musiała opuścić ten łez padół. Wiedzieli doskonale, ilu osobom zaszła za skórę i jak wielu ludzi jej nienawidziło. A  sprawa jej zabójstwa, mimo intensywnego śledztwa, wciąż pozostawała niewyjaśniona. Denatkę znaleziono z pilnikiem do paznokci wbitym w szyję, przez co wykrwawiła się na śmierć. Na eleganckiej perłowej rękojeści narzędzia zbrodni znajdowało się mnóstwo odcisków palców, ale wszystkie pojawiły się tam prawdopodobnie w trakcie nieudanej akcji ratowania Indży przez jej współpracowników. Policja, mimo intensywnego śledztwa,  na razie niczego nie ustaliła.
Uroczystość pogrzebowa była świecka, jak na feministkę przystało. Kiedy urna z prochami Indży spoczęła w grobowcu pułkownika Wasowicza, nikt nie modlił się za duszę zmarłej. Zresztą większość zebranych i tak miałaby spory problem z wypowiedzeniem jakichkolwiek słów modlitwy,  gdyż jeśli nawet kiedyś je znała to dawno już zapomniała. Dlatego wszyscy tylko skłonili głowy i uczcili pamięć zmarłej minutą ciszy. Po niej chętnie wróciliby do swoich codziennych obowiązków. Zwłaszcza że lekki mróz szczypał ich w policzki i nogi. Szczególnie mężczyzn, którzy w większości mieli włożone tenisówki na gołe stopy. Jednak zgromadzeni nie drgnęli, gdyż czuli, że przyjdzie im jeszcze wysłuchać pożegnalnego przemówienia.
Wygłosić je miał Bonifacy Barszczyk, idący czy raczej wlekący się od cmentarnej bramy tuż za urną z prochami. Zapewne nie dałby rady dotrzeć aż do grobowca, gdyby nie silne męskie ramię jego przystojnego przyjaciela, znanego recenzenta literackiego Ryszarda Karwowskiego. Tylko dzięki niemu się nie rozkleił do szczętu gdy urna z prochami zjeżdżała w głąb grobowca. Dlatego teraz wszyscy czekający na przemówienie spodziewali się raczej, że mówca najdalej po kilku słowach kompletnie się załamie. O ile w ogóle da radę wydusić z siebie cokolwiek.
Tymczasem Bonifacy Barszczyk zebrał się w sobie, przełknął ślinę, a z jego oczu zamiast łez wystrzeliły błyskawice.
– Zebraliśmy się tu dzisiaj wszyscy, żeby cię pożegnać, Indżo. Większość z nas nie wierzy w życie pozagrobowe i myśli, że śmierć zakończyła twoje życie. Tak jednak nie będzie. Wciąż będziesz żyła w licznych dziełach, które pozostały po tobie. W naszym żalu, że cię tu nie ma. I w świadomości tego, co cię zabiło. – Po tych słowach Bonifacy Barszczyk omiótł spojrzeniem zgromadzonych wokół grobu. Prawie wszyscy spodziewali się, że jego wzrok zatrzyma się gdzieś pomiędzy stojącymi obok siebie Edytą Staniec a Katarzyną Bieńkowską, przyjaciółkami i wiceprezeskami fundacji FuRiA, ukochanego dziecka Indży Wasowicz, które jako ostatnie widziały zmarłą, a wkrótce miały zacząć walkę o przejęcie schedy po niej. Lecz Bonifacy Barszczyk utkwił swoje spojrzenie w Oli Bogdańskiej, młodziutkiej asystentce Indży o cokolwiek szalonym i dziwnym spojrzeniu, opierającej się o Aldonę Luzyńczyk, sekretarkę w fundacji. I dopiero gdy się wystarczająca na nią napatrzył, kontynuował swoje przemówienie. – Tak, wiem, policja wciąż nie znalazła sprawców. Jednak chyba nikt z nas nie wątpi, że to była zbrodnia z nienawiści. Nienawiści do poglądów Indży, do jej zaangażowania w walce o lepszy, sprawiedliwszy świat przyszłości. Dlatego jest to wielkie wyzwanie dla nas wszystkich, żebyśmy nie pozwolili, by sprawca tej zbrodni pozostał bezkarny. Obiecuję ci, Indżo, że zrobię wszystko, aby gorzko pożałował tego, co zrobił…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz