piątek, 29 września 2017

PAN PRZYPADEK I KOBIETONY - ODCINEK 4

Pani Irmina nie pamiętała już, kiedy ostatnio śmiała się tak głośno i serdecznie. Trudno jednak było nie wybuchnąć śmiechem, słysząc barwny opis wizyty sąsiadów spod trzynastki, którzy postanowili wynająć detektywa. Kiedy jednak naśmiała się do woli, stwierdziła nieco bardziej serio:
– Dziwię ci się, że zdecydowałeś się wziąć tę sprawę. Na pewno grosza za nią nie zobaczysz, a gdy mordercą okażę się znowu ktoś znany, jak zwykle zyskasz sporo wrogów.
– Przecież pani wie, że ja się nie przejmuję wrogami. Chwilowo ubył mi ten najgroźniejszy, a inni też ucichli. Trochę jakby ktoś im odciął prąd. Czy raczej pieniądze, które pozwalały im mnie szczerze i głośno nienawidzić.
– To trzeba się cieszyć. Już wystarczająco wiele nieszczęść się stało przez tych ludzi. Jak sobie wspomnę Małgosię… – Nastrój pani Irminy zmienił się już radykalnie, a w jej oczach pojawiły się łzy.
– Ja też za nią tęsknię. – Jacek również wyraźnie posmutniał. – Ale cóż, życie toczy się dalej. A skoro namówiła mnie pani na bycie detektywem…
– Namówiłam cię po to, żebyś zarabiał, a nie pomagał za darmo ludziom, przez których wrzaski od kilku miesięcy nie mogę spać.
– Spokojnie, pani Irmino, gdy tylko zajmę się tą sprawą i dowie się o tym kilka osób, nasi sąsiedzi przyjdą mnie prosić, żebym już nie rozwiązywał tej zagadki.
– Dlaczego?
– Bo ludzie są banalnie przewidywalni, pani Irmino. – Przypadek po raz pierwszy od dawna powtórzył swój ulubiony zwrot.
– Tym bardziej nie rozumiem, po co się do tego bierzesz. Ta Indża cię nie cierpiała, wiele razy o tym publicznie mówiła.
– Ale wierzę, że rozwiązując zagadkę jej śmierci, będę się świetnie bawił. A ostatnio, jak pani wie, nie miałem zbyt wielu przyjemności. Jeśli jednak nie chce pani mi pomóc…
– Oczywiście, że chcę, bezwarunkowo – obruszyła się pani Bamber, gdyż podejrzenia Jacka wydały jej się niedorzeczne. – Na razie po prostu nie bardzo wiem jak. O samym morderstwie słyszałam niewiele. Że zabili ją jakoś na początku grudnia, a z pogrzebem zwlekali miesiąc, żeby mieć dostęp do ciała przed kremacją. No i że znaleźli ją w siedzibie jej fundacji z pilniczkiem do paznokci wbitym w szyję.
– Bardzo eleganckim i gustownym pilniczkiem, który z pewnością nie należał do niej. Potwierdziła to zarówno jej asystentka, jak i wszyscy ją znający. Na pilniku znaleziono wprawdzie mnóstwo odcisków palców, ale pozostawiły je spanikowane współpracowniczki, które znalazły ciało. Wszystkie po kolei próbowały wyciągnąć pilnik. Nie miało to większego sensu, bo Indża i tak nie żyła. Ale zanim to zrobiły, przyszedł pan Barszczyk i zemdlał na widok denatki. Musiały więc na dodatek zająć się ratowaniem jego. Oczywiście wszystkie ślady zadeptano i policja nie znalazła niczego przydatnego. A odcisków palców w jej gabinecie były tysiące, bo tam stale ktoś bywał: i bardzo ważne osoby, i wolontariusze. Zakładam, że panów z policji przeraziła myśl, że mieliby ich wszystkich sprawdzać. Gdyby udało się zawęzić grono podejrzanych do kilku czy kilkunastu osób… A tak, szukaj wiatru w polu.
– Ale uważasz, że zabójcą jest kobieta?
– Tak przypuszczam, bo trudno podejrzewać jakiegokolwiek prawdziwego mężczyznę, że chodzi z pilniczkiem do paznokci w torebce.
– A co sądzi policja?
– Nieoficjalnie, że to zabójstwo w afekcie. A ponieważ ludzi nienawidzących Indży było na pęczki, więc niełatwo wytypować podejrzanych. Choć oficjalnie śledztwo poszło w stronę zbrodni z nienawiści. Poszperali trochę w Internecie, znaleźli adresy ludzi, którzy się głośno źle wypowiadali o Indży, zrobili parę pokazowych zatrzymań. Ale nic na nich nie mieli, więc sąd tych podejrzanych powypuszczał.
– Sporo już ustaliłeś, biorąc pod uwagę, że zlecenie dostałeś godzinę temu. – Pani Irmina z uznaniem pokiwała głową.
– Nie bierze pani pod uwagę, od kogo jest to zlecenie. Nie ma bardziej rozplotkowanej grupy ludzi niż geje. Wszyscy nawzajem znają swoje najbardziej intymne tajemnice, których żadna kobieta nie zdradziłaby innej kobiecie.
– W czym w takim razie mogę ci pomóc?
– Muszę porozmawiać z kimś, kto dobrze znał panią Indżę prywatnie.
– Szczerze mówiąc, w kontaktach w środowisku feministycznym nigdy nie byłam najmocniejsza – zafrasowała się pani Bamber. – Nawet w czasach, gdy nikt o tobie nie słyszał. A teraz, to sam rozumiesz.
– To akurat mi niepotrzebne. Marzena wspominała mi kiedyś, że zna się z wiceprezesem tej fundacji FuRiA, Bieńkowską, poproszę ją o kontakt do niej. Tylko że to relacja służbowa, mnie chodziło o prywatnych znajomych Indży.
– Prywatnych, powiadasz… – Pani Bamber rozpoczęła przeszukiwanie zakamarków pamięci. – Właściwie to chyba znam tylko jej manikiurzystkę. Ale to ci się pewnie nie przyda…

– Ale co też pani mówi, pani Irmino! Przecież Indża została zabita pilnikiem do paznokci. Proszę mnie umówić z tą manikiurzystką jak najszybciej. – Jacek przyjrzał się krytycznie swoim paznokciom. – Najwyższy czas coś z nimi zrobić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz