środa, 13 listopada 2019

PAN PRZYPADEK I CYKLIŚCI - MISTRZ KIEROWNICY JUŻ NIE UCIEKA 21


Ekipy telewizyjne i dziennikarze innych mediów mieli w tej chwili spory dylemat. Po dwóch stronach szpitalnego podwórka rozpoczynały się bowiem za chwilę dwie konkurencyjne konferencje prasowe. Jedną z nich zamierzał przeprowadzić Filip Hirek, wspierany przez swojego asystenta, Krzysztofa Makuszewskiego. Drugą zapowiedział w oświadczeniu wysłanym do redakcji Mateusz Brągiel. Niektórzy myśleli nawet, że chce się jak uprzednio przyłączyć, na krzywy ryj, do konferencji swojego rowerowego przyjaciela. Ale widząc, że sam jest poturbowany o wiele bardziej niż Hirek, pozbywali się złudzeń i czuli, że za chwilę dojdzie do frontalnego starcia. Nie wiedzieli tylko, kto ma lepiej naładowane działa i kogo bardziej się opłaca w tej chwili nagrywać.
W komfortowej sytuacji była jedynie ekipa Ekstra TV dowodzona przez Bartosza Fifkę, posiadająca dwie kamery. On sam jednak też musiał się zdecydować, czy stać bliżej Hirka, czy Brągla. Patrzył to w jedną, to w drugą stronę spodziewanego ostrzału artyleryjskiego, obserwując ostatnie przygotowania do bitwy.
– Podejdź do Hirka – usłyszał nagle znajomy głos zza pleców. Odwrócił się i zobaczył Przypadka. – Dobrze ci radzę, po starej znajomości. Tam będzie najciekawiej.
– Masz zamiar rozwiązać zagadkę? – upewnił się Fifka.
– Tak jakby.
– A ci faceci zaraz kogoś aresztują? – zapytał dziennikarz, który przed chwilą dostrzegł Łosia i Smańkę stojących w pewnej odległości pod drzewem.
– Nie, pan podkomisarz wpadł tylko z kolegą sprawdzić, jakie będzie rozwiązanie zagadki – zapewnił go detektyw.
– Mogli zobaczyć to w telewizji.
– Nie żartuj, Bartek. Przecież od chwili, kiedy mnie zobaczyłeś, przez twoją głowę przelatują myśli o tym, czy na pewno ludzie od transmisji będą wiedzieli, kiedy mnie wyłączyć, jak zacznę mówić niebezpiecznie prawdziwe rzeczy. I już planujesz, że po południu usiądziesz sobie i zmontujesz tę konferencję do wieczornych informacji tak, żebym ja wyszedł na złoczyńcę, a oni dwaj na niewinne ofiary potwornego detektywa.
– A skąd ty to… – Fifka wprawdzie wiedział, że Przypadek jest nadzwyczaj bystrym gościem, ale przecież, do cholery, nie mógł siedzieć w jego głowie i czytać w myślach.
– Bo ludzie są banalnie przewidywalni. A dziennikarze jeszcze banalniej.
Fifka chciał udzielić jakiejś ciętej i złośliwej riposty, ale takie mają to do siebie, że muszą być wypowiedziane w ułamku sekundy. Ponieważ dziennikarz nie był w stanie znaleźć jej przez kolejne dziesięć sekund, wzruszył w końcu tylko ramionami i odwrócił się pogardliwie od detektywa. Jednak zgodnie z jego radą przysunął się w stronę Filipa Hirka.
Pierwszą salwę oddał Mateusz Brągiel, którego ekipa szybciej poradziła sobie z podłączeniem mikrofonów.
– Kochani, cieszę się, że widzę was tu tak licznie. Będziecie świadkami upadku największego hochsztaplera wśród masy ludzi przyzwoitych, uczciwych i zaangażowanych w walkę o naszą planetę…
– Dokładnie tak – zawtórował mu Hirek, którego ekipa też poradziła sobie w końcu z mikrofonami. – Ten największy hochsztapler stoi tam po drugiej stronie podwórka. – Wskazał na Brągla.
– I kto to mówi?! Ten, który sam sobie wrzucił cegłę przez okno, żeby sfingować zamach na siebie. A teraz jako dowód, że chciałem go przejechać, przedstawia swoje sny. – Brągiel roześmiał się ponuro. – A popatrzcie, kochani, na mnie. Zostałem pobity przez wynajętych zbirów, a na dowód mam obdukcję lekarską, a nie bajania jasnowidza. – Spojrzał wymownie w stronę Przypadka stojącego nieopodal Hirka.
– Ja nikogo nie wynajmowałem – obruszył się szef Cyklomaniaków. – Brzydzę się przemocą!
– Tak? A kto pobił radnego za nieprzyznanie dotacji?
– To była wyjątkowa sytuacja – zaperzył się Hirek i zaraz dodał: – To w ogóle nieprawda jest.
– Od małego taki jesteś, wszyscy wiedzą, że siedziałeś w poprawczaku za pobicie.
– Miałem trudne dzieciństwo.
– Akurat, każdy wie, że jak się kłócisz, to od razu z pięściami wyskakujesz.
– To nieprawda! – wrzasnął Hirek i od razu skoczył w stronę Brągla. Być może nawet by go dopadł, gdyby nie to, że Makuszewski złapał go wpół i przytrzymywał.
– Sami widzicie. – Brągiel rozłożył ręce. – To wariat i brutal.
– Panowie, przestańcie! – Okrzyk Remigiusza Rossy-Rostafińskiego, który pojawił się w połowie drogi pomiędzy obydwoma zwaśnionymi stronami, był świetnie słyszalny dla zgromadzonych, ale szef Jest Rowerowo! pojawił się tak niespodziewanie, że dźwiękowcy szybko musieli popracować nad tym, żeby widzowie również mogli go słyszeć. Za arystokratą kroczyła Adela Makuszewska. – Nie możemy się tak publicznie obrzucać błotem.
– Ja mówię tylko prawdę, a pan Przypadek to potwierdzi! – zaperzył się Hirek, wskazując palcem na stojącego skromnie z boku detektywa. – Krzysiek mi wspominał, że zna już pan rozwiązanie, proszę mówić i potwierdzić, że on najpierw włamał się do moich snów, a potem chciał mnie naprawdę zabić. – Szef Cyklomaniaków przez swojego asystenta podał mikrofon detektywowi. Ten uśmiechnął się tajemniczo i z nutą satysfakcji spojrzał na zaciekawione twarze zgromadzonych, przeciągając nieco chwilę ciszy, nim w końcu zaczął.
– Wszystko się zaczęło we śnie pana Hirka…
– Słyszycie?! – ucieszył się Brągiel. – To taki sam wariat jak Hirek!
– Sen śnił mu się na tyle intensywnie i natrętnie, że w niego uwierzył – kontynuował Jacek, nie przejmując się wrzaskami Brągla. – O śnie dowiedział się pan Brągiel. I zaczął dobrze kombinować. Każdy faceta bredzącego, że próbowała go zabić postać ze snów, uzna za wariata. Jak się do tego dołoży jeszcze przeszłość pana Hirka i wrzucenie sobie cegły do pokoju… Dlatego pan Brągiel postanowił zmaterializować sen pana Hirka. Nie mógł zrobić tego osobiście, to groziło dekonspiracją. Za to mógł skorzystać z pomocy Bolka Szołtysika. Pewnie większość z was z nim ostatnio rozmawiała albo przynajmniej słyszała od znajomych, że dzięki zastosowaniu leczniczych właściwości marihuany ma już kompletne dziury w mózgu, nic nie pamięta, niewiele kojarzy. Gdyby nawet ktoś go złapał, nie potrafiłby logicznie wytłumaczyć tego, że ktoś mu kazał wsiąść do samochodu i jechać za rowerem Hirka. A gdyby to nawet zrobił, powiedziałby zapewne, że to nie on prowadził, on tylko na to patrzył z boku, i nie dałby się przekonać nawet zdjęciom z monitoringu…
– To potwarz! Nie próbowałem zabić Hirka! – zdenerwował się Brągiel.
– No oczywiście, że nie – przytaknął Jacek. – Pan go chciał jedynie nastraszyć i to koniecznie kimś takim jak Szołtysik, którego każdy mógł skojarzyć z panem. Również Hirek, który w związku z tym zaczął opowiadać, że zgodnie z jego snem chciał go pan zabić. Pana celem było zrobienie z niego wariata, co zmniejszało niemal do zera szanse fundacji Cyklomaniacy na uzyskanie kilkumilionowego grantu na utrwalanie dziedzictwa kulturowego cyklizmu. A pan chciał go uzyskać osobiście, co najwyżej dzieląc się nim trochę z panem Rossą-Rostafińskim. Tylko pech chciał, że pan Rossa-Rostafiński nie zamierzał się dzielić z panem. Dlatego doprowadził do pobicia pana w ten sposób, żeby myślał pan, że zrobił to Hirek. Przez kilka tygodni obydwaj obrzucalibyście się błotem w mediach, a komisja zajmująca się grantami wolałaby przyznać dotację komuś niezamieszanemu w sprawę.
– Oż, ty draniu, to ja ci zaproponowałem deal, a ty tak mi odpłacasz?! – Mimo ograniczonej ruchliwości niektórych części ciała Brągiel chętnie doskoczyłby do Rossy-Rostafińskiego.
– Proszę nie udawać, że pan o tym nie wiedział – uśmiechnął się Przypadek. – Pan go jednak wyraźnie lekceważył, panie Brągiel. Dlatego nie podejrzewał pan go o to, że zrobi krzywdę panu, wynajmując ludzi do poturbowania go, w celu rzucenia podejrzeń na Hirka.
– To potwarz! Ma pan szczęście, że już nie obowiązuje kodeks Boziewicza, bo jutro stawałby pan przeciwko mnie na pistolety! – krzyczał Rossa-Rostafiński. – Nie ma pan żadnych dowodów. Ja się nie kontaktuję z półświatkiem!
– Za to pewnie czasem ma pan kontakt z kimś, dla kogo wciąż jest pan „panem hrabią”. Jak większość zubożałych arystokratów z nostalgią wspominających stare czasy. I tacy ludzie chętnie porachują kości wrogom pana hrabiego.
– Powtarzam, nie ma pan dowodów!
– O dowody jak zwykle zadba policja. – Przypadek przyjaźnie pomachał do podkomisarza Łosia. Dziennikarze odwrócili się na chwilę w tamtą stronę, ale to, kto zostanie aresztowany, interesowało ich teraz mniej, więc szybko z powrotem spojrzeli na Przypadka. – Mnie interesuje tylko wyjaśnienie, jak było naprawdę i kto jest winien całego tego zamieszania, które zgromadziło tu kwiat polskiego dziennikarstwa.
– To kto jest mu winien? – wyrwało się jednemu z żurnalistów.
– Pan Makuszewski.
Absolutnie wszystkie spojrzenia skierowały się w ułamku sekundy na nowego sąsiada Przypadka. I trudno stwierdzić, kto był bardziej zdziwiony podejrzeniem detektywa: sam oskarżony czy wszyscy na niego patrzący. Przecież Makuszewski to był nikt, człowiek pozbawiony ambicji, zwykły podnóżek Hirka!
– Pan się myli – powiedział z kamienną twarzą sąsiad Przypadka.
– Chciałbym, bo pańska metoda bardzo przypomina moją, a i sąsiadem jest pan, z mojego punktu widzenia, wyjątkowo niekłopotliwym.
– Jaka metoda? – zirytował się Makuszewski. – O czym pan mówi?!
– O tym, że ludzie są banalnie przewidywalni. I pan to też wie. I zdaje sobie sprawę, że wszyscy szefowie tych szlachetnych fundacji poprzegryzaliby sobie gardła, żeby tylko wyrwać z nich należny grancik, – Jacek wiedział, że już w tej chwili prywatni nadawcy przerwali transmisję jego wystąpienia i nagrywali tylko na użytek późniejszego montażu. – Dlatego kiedy pana szef opowiedział swój powtarzający się sen o goniącym go samochodzie, pomyślał pan, że może właśnie nadeszła pana szansa. Wciąż wszyscy spychali pana na drugi plan, chociaż pan uważał, że powinien grać pierwsze skrzypce.
– I niby jak to wszystko zrobiłem? – usiłował ironizować Makuszewski.
– Dość prosto. Dowiedział się pan, że można tanio wynająć mieszkanie obok mnie, a szef wyznał panu wcześniej, że tylko ja mogę rozwiązać sprawę zabójcy ze snów. Dlatego wbrew oporowi żony zamieszkał pan obok mnie i czekał na okazję, by nas ze sobą poznać. Zaś jeszcze wcześniej powiedział pan swojej żonie o śnie swego szefa, bo wiedział pan, że doniesie ona o tym swojemu kochankowi Brąglowi. – Oczy wszystkich dziennikarzy przeniosły się na moment na Makuszewską, która tylko przygryzła wargi i spuściła wzrok, a potem na szefa fundacji Miasto na Dwóch Kółkach, ale ten wykrzyknął:
– Stanowczo zaprzeczam!
Mimo że Brągiel był autentycznie oburzony podejrzeniami, kilku dziennikarzy parsknęło śmiechem. Szef Miasta na Dwóch Kółkach nie należał do przesadnie dyskretnych osób i znajomi żurnaliści znali doskonale listę jego kochanek.
– Skoro już nikt nie wątpi w związek tych dwojga, przejdę dalej – kontynuował Przypadek. – Dla pana Makuszewskiego było jasne, że Brągiel nie przepuści tej okazji. Pan Hirek znany był z licznych konfabulacji na temat zagrożenia jego życia w walce o szlachetną sprawę. Pan Makuszewski nie wiedział wprawdzie, co kochanek żony wymyśli, ale chciał mieć pewność, że ktoś to odkryje, i to w sposób efektowny, żeby sprawy nie dało się zamieść pod dywan. Dlatego postanowił się sprowadzić koło mnie, żebym to ja zrobił, wmawiając uprzednio swojemu szefowi, że tylko ja mogę rozwiązać zagadkę mordercy z jego snów. Wywołało to wściekłość pani Makuszewskiej, która słusznie się obawiała, że namieszam w planach Brągla, i nie chciała zostać moją sąsiadką, a jej mąż bał się jej nawet przyznać, że w imieniu swego szefa mnie wynajmuje…
– Przecież sama do pana przyszłam i powiedziałam o swoich podejrzeniach! – oburzyła się Makuszewska.
– Tak i dzięki temu zrozumiałem, że pani obawia się teraz bardziej kogoś innego niż mnie. Tym kimś był pani szef, pan Rossa-Rostafiński. Zorientowaliście się, że chce was wyrolować, pewnie podobnie jak wy jego. Dlatego opowiedziała mi pani, że szef wyznał jej, iż musi załatwić Hirka, aby dobrać się do grantu.
– Jak mogłaś?! – Arystokrata spojrzał z oburzeniem na swoją asystentkę. – Tyle dla ciebie zrobiłem. Zwalniam cię!
– Jak sądzę, był to wyraz pewnej rozpaczy, bo zakładam, że pan Rossa-Rostafiński zagroził pani dekonspiracją romansu z Brąglem, nie wiedząc, że pani mąż i tak o nim wie. I postanowił się nie tylko wybić na niepodległość, ale też zemścić na żonie.
– I co? Oskarża mnie pan o przeprowadzkę koło siebie?!
– Ja pana nie oskarżam o nic. Tak jak mówiłem, skorzystał pan tylko z tego, że ludzie są banalnie przewidywalni. Stworzył pan jedynie warunki do tego, żeby oni wszyscy rzucili się sobie do gardeł i robili różne świństwa i głupoty w walce o pieniądze, a ja miałem to ujawnić. Nic więcej pan nie musiał robić. Tylko obserwować i korygować. Gdy pan Brągiel został pobity, ale nie pomyślał w pierwszej chwili o tym, że stoi za tym Hirek, postanowił pan pewnie z pomocą żony jakoś mu to podpowiedzieć.
– No wiesz co?! – oburzył się Hirek. – Takiej podłości to się nie spodziewałem!
– Nic mi pan nie udowodni – rzucił Makuszewski do Przypadka.
– I nie muszę. Do więzienia pan za to i tak raczej nie pójdzie, za to nici z pana planu szybkiego założenia fundacji, kiedy ta nieświęta trójca się skompromituje, i sięgnięcia po ten Wielki Grant. Wszystkim on wam uciekł sprzed nosa i pewnie młode wilczki z innych szlachetnych fundacji i stowarzyszeń rozszarpią go na mniejsze kawałki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz