niedziela, 1 października 2017

PAN PRZYPADEK I KOBIETONY - ODCINEK 5

Podinspektor Zasada ze smutkiem przyglądał się aspirant sztabowej Agnieszce Storczyk. A właściwie już byłej aspirant, gdyż w tej chwili na jego biurku leżało wypowiedzenie podwładnej, ona sama zaś stała niewzruszona przed nim. Gdy pojawiła się przed pół rokiem po raz pierwszy w jego gabinecie, gotów był ją niemal wyściskać. Zdawało się, że zdejmie mu z głowy ogromny kłopot nazywający się Przypadek, z którym ewidentnie nie radził sobie jego dotychczasowy opiekun podkomisarz Łoś. Na początku spisywała się bez zarzutu, kontrolując działania nieodpowiedzialnego detektywa. W finale sprawy Klempucha może nieco zawiodła, ale Zasada nie potrafił się gniewać, że nie zapobiegła wyciekowi kompromitujących lichwiarza materiałów. A teraz rezygnuje, choć przecież zgłosiła się do tej roboty na ochotnika.
– Jest pani absolutnie pewna swojej decyzji? – zapytał bez większych nadziei.
– Jestem absolutnie pewna. Teraz już nie mogę kontynuować swojej misji.
– Tylko dlatego, że ten Przypadek odkrył, iż jest pani jego przyrodnią siostrą?
– Dla mnie to nie jest tylko. Przez to straciłam możliwość dyskretnej obserwacji i krzyżowania jego planów.
– Może pani zmienić jedynie taktykę. Występować z otwartą przyłbicą.
– Nie mam na to ochoty, bo wtedy musiałabym się z nim często kontaktować, rozmawiać. Tak jak podkomisarz Łoś.
– Jeśli chce pani dostać solidną podwyżkę, to jestem gotów to poważnie rozważyć – kusił podinspektor Zasada. – Również jakąś przyspieszoną ścieżkę awansu.
– To bardzo miłe, że tak mnie pan ceni, ale już podjęłam decyzję. Gdybym się z nim widywała częściej, obawiam się, że kiedyś nie potrafiłabym się powstrzymać i musiałabym go jednak zabić. Ciągle żałuję, że wtedy, przed willą Klempucha, nie zdecydowałam się na to.
– Żartuje pani? – zapytał podinspektor Zasada, ale ponieważ nie znalazł na twarzy Storczyk nawet śladu uśmiechu, wolał nie drążyć tematu. – Nie mam nikogo na pani miejsce – stwierdził zrozpaczony. – Przecież pani wie, że żaden policjant z dobrej woli się na to nie zgodzi. Wszyscy unikają tego Przypadka jak zarazy!
– A czy tak naprawdę trzeba go jeszcze specjalnie obserwować? Przecież Klempuch uciekł z kraju. – Storczyk spojrzała bezczelnie na podinspektora. To jej spojrzenie to była jedyna rzecz, z powodu której Zasada nie miałby nic przeciwko jej odejściu z policji. To samo ironiczno-dobrotliwo-pobłażliwe spojrzenie jak u jej braciszka.
– Pani aspirant, obserwacja pani brata nie miała nic wspólnego z osobą Klempucha – stwierdził z naciskiem policjant. – To akurat dobrze, że jego ciemne sprawki wyszły na jaw i od jego osoby odcięli się zdecydowanie wszyscy…
– …ci, którzy jedli mu z ręki – dokończyła Storczyk, a Zasada pomyślał, że choćby po tym komentarzu wiadomo, czyją jest siostrą.
– Jeśli nawet Klempuch miał rozległe koneksje, to nie miały one wpływu na nasze działania. Sama pani wie najlepiej, jak wielu szanowanym i poważanym osobom pani brat przysparzał kłopotów swoim nieodpowiedzialnym dochodzeniem do prawdy. I jestem pewien, że będzie to robił nadal.
– Ja również. Ponieważ jednak nie będzie już Klempucha, który naturalnie nie miał żadnego wpływu na działania policji – zaznaczyła ze złośliwym uśmiechem – to ciśnienie na powstrzymanie jego działań będzie mniejsze.
– Przez chwilę może i tak. Ale jak już mówiliśmy, on bez cienia wątpliwości postara się szybko nam to ciśnienie podnieść. Dlatego musimy trzymać rękę na pulsie.
– Żałuję, ale nie będzie to moja ręka. Mam już pewne plany na przyszłość.
– Mógłbym znaleźć wyjście, które nie kolidowałoby z tymi planami – zagadnął chytrze Zasada.
– Myśli pan, panie inspektorze, o jakimś niejawnym etacie? Przecież policja to nie tajne służby.
– Współpraca w ramach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych bywa szeroka – odpowiedział enigmatycznie Zasada.
– Dziękuję bardzo, ale musi pan znaleźć kogoś innego do tej roboty.
– Ale kogo?! – zapytał płaczliwie inspektor.
– Choćby podkomisarza Łosia.
– Łosia? – Zasada nie wierzył własnym uszom. – Przecież Przypadek przez półtora roku wodził go za nos!
– Przypadek wodziłby za nos każdego z pańskich ludzi. A Łoś to naprawdę dobry policjant.
– Mówi to pani szczerze? – Zasada uważnie przyjrzał się podkomendnej.
– Absolutnie szczerze. Jeśli chce mieć pan kogoś, kto będzie w stanie patrzeć mojemu braciszkowi na ręce, to podkomisarz jest do tego najlepszy.
– Dlaczego?
– Choćby dlatego, że dobrze go zna, a na dodatek mam wrażenie, że ten drań… to znaczy mój brat, go lubi.
– Może i tak. – Podinspektor pokiwał głową. – Ale to i tak nie wchodzi w rachubę. Łoś ostatnio przeżył lekkie załamanie nerwowe, przypuszczam, że właśnie przez Przypadka. Nie mogę mu tego zrobić, bo jak go znowu spotka, to zastrzeli go prędzej niż pani.
– Wtedy miałby pan wreszcie problem z głowy – odpowiedziała Storczyk, a Zasada roześmiał się głośno, będąc pewnym, że tym razem aspirant sztabowa na pewno żartuje. Po chwili jednak umilkł, widząc jej wciąż niewzruszoną minę. – Proszę się nie bać, podkomisarz Łoś nie będzie protestował, gdy przydzieli go pan do tej sprawy. Powiem więcej, ucieszy się.
– Że tak powiem, bez jaj, pani aspirant. – Tym razem Zasada był pewien, że Storczyk nie żartuje, lecz wprost kpi z niego.
– Bez jaj, panie podinspektorze. Moim zdaniem podkomisarz Łoś się w pewien sposób uzależnił od Przypadka i już nie może bez niego żyć.
– Skąd pani to wie?

– Bo ludzie są banalnie przewidywalni, panie podinspektorze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz