czwartek, 8 września 2016

PAN PRZYPADEK I KOSIARZ TRAW

A dziś pierwszy fragment drugiej zagadki z najnowszego tomu moich przygód, czyli "Pana Przypadka i mediaktorów". Tym razem będę musiał pomóc odnaleźć zaginionego dziennikarza, który stał się obiektem środowiskowej nagonki.

KOSIARZ TRAW

Buława w plecaku potrafi czasem nieźle uwierać. Wszyscy liczą na to, że kiedyś ją wyciągniesz i staniesz na czele. Podczas gdy ty dobrze się wciąż czujesz w roli zwykłego żołnierza z przyjemnością wypełniającego swoje obowiązki. Jeśli nie chcesz awansować coś z tobą jest nie tak. Podejrzewają cię raczej o brak talentu niż ambicji. Bo skoro już wybrałeś zawód, którego przedstawiciele trafiają na pierwsze strony gazet, ewentualnie sami tam pisują, to przecież nie po to, aby być zwykłym wyrobnikiem. 
Tymczasem Tomek Proch, dziennikarz Głosu Warszawy, z uśmiechem przywitał swoje  małą przegródkę na openspejsie, będącą jego stanowiskiem pracy. Kiedyś wprawdzie marzył, że zamieni ją na wielki wygodny gabinet Kogoś Naprawdę Ważnego W Redakcji ale od dawna pozbył się już tych nadziei. Nie dlatego, że zrozumiał iż talenty dziennikarskie i menadżerskie nie pozwalają mu na awans. Ba, dostał nawet kilka nieśmiałych propozycji wyższych stanowisk, ale wciąż odpowiadał, że najlepiej mu jest na poletku, które sam obrabia. Dlatego koledzy z pracy bardzo go lubili, bo panowała powszechna opinia, że Tomek Proch nikomu nie zagraża.
Rezygnacja z rozwoju kariery zawodowej była efektem tego, że pan redaktor doszedł do skądinąd słusznego wniosku, że na obecnym stanowisku ma najmniejsze szanse na stanie się ofiarą tego, co prześladowało go właściwie od samego początku pracy. Pracy będącej od zawsze jego marzeniem. Wprawdzie z wykształcenia był prawnikiem, ale studia na tym kierunku podjął za namową ojca, który go przekonywał, że panem redaktorem może być również i po ukończeniu tego kierunku. Zaś w razie gdyby się okazało, że nie ma talentu dziennikarkiego, to zawsze będzie miał fach, który da mu zarobić.
- Dobrzy dziennikarze to ci, którzy się na czymś konkretnie znają – powtarzał ojciec. – A na czym się mogą znać ci studiujący dziennikarstwo? Tak ogólnie na wszystkim, czyli na niczym.
Tomek wprawdzie nie podzielał poglądów taty, ale pod groźbą braku finansowania nauki w Warszawie, zgodził się na tę propozycję nie do odrzucenia. Jednak od pierwszego roku zaczął się aktywnie udzielać w mediach studenckich. Niestety, już wtedy zobaczył symptomy, które powinny dać mu do myślenia i skłonić do zmiany planów zawodowych. Jego artykuł o zbyt dużej ilości studentów przyjętych na płatne studia dla przyszłych mecenasów – co z pewnością podwyższyło zyski Wydziału Prawa i Administracji, ale spowodowało, że przyszli palestranci wypadali w trakcie zajęć przez okno bo nie mieścili się w salach – mało co nie zakończyło się relegowaniem go ze studiów.
Tomek złożył jednak niezbędną samokrytykę i obiecał sobie, że postara się trzymać mniej kontrowersyjnych tematów. I mimo tego, że naprawdę tego próbował parę razy był już na skraju katastrofy. Z opresji zawsze ratowało go właśnie zrozumienie własnych błędów i przyrzeczenie, że postara się ich na przyszłość unikać. Potem niestety następowała kolejna wpadka, która uzmysławiała mu, jak niebezpieczny zawód wykonuje. Od dawna wydawało mu się jednak, że wyszedł na prostą i dzięki nabytemu doświadczeniu zawodowemu nie narazi się nikomu ważnemu. Dzięki temu spokojnie doczeka na obecnym stanowisku emerytury, która miała nadejść za około trzydzieści lat.
W tej chwili rozsiadł się wygodnie na fotelu i zaczął z uśmiechem przeglądać najnowsze doniesienie z kraju i ze świata pochodzące  konkurencyjnych redakcji. Uśmiech ten niestety nie gościł zbyt długo na twarzy Tomka bo informacje, które przeczytał były więcej niż niepokojące. Zaczął nerwowo przerzucać poszczególne tytuły, klikać w internetowe portale. Wszędzie to samo.
„Komu zależy, by miasta były brzydkie?” pytał jedne z tytułów. „Trawy wysokie na metr w Europie XXI – go wieku!” alarmował inna gazeta. „Wstyd zapraszać do Polski gości!” grzmiał pewien opiniotwórczy portal. 
- Zaczęło się – wyszeptał przerażony pod nosem.
Redaktor Proch poluzował krawat i zaczął intensywnie masować okolice klatki piersiowej. Miał się czego bać, gdyż dobrze wiedział, co taka nagła dziennikarska jednomyślność i wzburzenie oznacza. Zbyt długo pracował w tym fachu, żeby nie orientować się, że takie rzeczy nie biorą się znikąd. Bo kiedy, ni stąd, ni zowąd, nagle wszystkie media zajmują się jakąś sprawą, ktoś im za to musiał po prostu bardzo dobrze zapłacić.  I dlatego teraz zaczęło się polowanie z nagonką. Polowanie na niego.
Ale kto za tym stoi? Proch zerknął jeszcze raz na tytuły, które jako pierwsze przystąpiły do walki oraz autorów tekstów w nich i już nie miał wątpliwości. No tak, sami znajomi mistrza czarnego PR-u, tego buca, Gontarza. Kiedyś nawet pracowali razem w jednej redakcji. Kiedy kolega zdecydował się na zmianę zawodu podesłał mu kilka gotowców do wydrukowania ale Proch nie miał ochoty bawić się w takie rzeczy. Piarowiec był chyba z tego powodu bardzo zły.
- Muszę iść do Przerwały i powiedzieć mu o wszystkim – mruknął pod nosem Proch ale potem stwierdził, że naczelny Głosu Warszawy i tak już pewnie o zna sprawę. Czy jest więc sens przyspieszać własną egzekucję?
A może jest jeszcze jakieś wyjście? Może nie powinien się godzić na odstrzelenie? Może jeszcze da się zapobiec wyrokowi, który wydawał się już być wydany? Tak, chyba trzeba walczyć. W końcu po coś został tym zasranym dziennikarzem!
Na biurku dziennikarza odezwał się jego telefon komórkowy. Tomek zerknął ze strachem na wyświetlacz bojąc się, że już wydzwaniają do niego koledzy po fachu domagając się wyjaśnień. Na szczęście z ekraniku patrzyła na niego uśmiechnięta, zadowolona i rumiana twarz jego dziewczyny. Odetchnął z ulgą choć czuł, że będzie się musiał wytłumaczyć.
- Bożena, słuchaj, to nie tak… - zaczął wyjaśniać od razu po odebraniu.
- O czym ty mówisz, kotku? – Bożena lubiła dłużej pospać i chyba jeszcze nie zdążyła zauważyć tego, co się dzieje. – Nieważne. Dzwoniła do mnie Anka Sobania. Pamiętasz, trochę się przyjaźnimy – podkreśliła z dumą. – Chciała numer do ciebie, bo chce cię zaprosić do swojego nowego programu w telewizji. Ale wolałam sama do ciebie zadzwonić i powiedzieć ci o tym… Tomek?  Jesteś tam? Tomek?! Odezwij się!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz