środa, 7 września 2016

PAN PRZYPADEK I WODAGATE

Dziś, dzięki uprzejmości Autora, przekazuję Wam do czytania pierwszy fragment zagadki numer jeden z najnowszego tomu moich przygód. Fragment ten może ulec w ostatecznej wersji lekkiej modyfikacji, bo jest jeszcze przed korektą i redakcją.


WODAGATE

Jeśli jest się Władcą Całego Świata naprawdę trudno zrozumieć, że ktoś nie odbiera od ciebie telefonu. I nie jest ważne, że dzwonisz o trzeciej w nocy. Skoro jesteś Władcą Całego Świata masz prawo telefonować o dowolnej porze. Szczególnie, jeśli nie robisz tego po raz pierwszy i twój dostawca powinien być przyzwyczajony do zaspokajania zachcianek swojego klienta bez względu na porę dnia i nocy.
- Co ten alfons sobie myśli?! – zirytował się słynny redaktor Zbyszek Broda. – Chce, żebym mu się do dupy dobrał? Jak mu udowodnię jak ściąga te ruskie laski zaraz będzie musiał zamknąć ten swój cały burdel! A jak nawet nie, to nikt mu nie uwierzy, że to jest zwykła agencja modelek.
Redaktor Broda w tej chwili najchętniej cisnąłby swój telefon o podłogę i wykonał na nim taniec zemsty. I nie powstrzymywało go to, że to absolutnie najnowszy model z absolutnie największą ilością możliwych gadżetów, absolutnie najbardziej płaskim i największym ekranem przy absolutnie najmniejszym z możliwych ciężarów. Nie takie cacka niszczył w przypływie złości. Ale akurat to było własnością redakcji a szef TV Ekstra, w której pracował, pan Gerhard Sowa, bardzo nie lubił braku szacunku do firmowego sprzętu. Do tego był obdarzony jakimś szóstym zmysłem, który powodował, że zawsze wiedział, czy dana rzecz uległa dezintegracji w sposób naturalny i niezawiniony przez użytkownika czy też padła ofiarą jego złości bądź niefrasobliwości. 
Dlatego redaktor Broda mógł sobie jedynie pozwolić na ciśnięcie aparatem o mięciutkie łóżko, naokoło którego był puszysty dywan i nie istniała żadna możliwość aby telefon odniósł jakąkolwiek krzywdę.  
- Przestań się zajmować duperelami. Musimy dokończyć sprawę tej afery – usłyszał nagle  zza pleców. Odwrócił się. Przed nim stał mężczyzna, któremu sięgał ledwo do ramion.
- Kostrzewa? Co ty tu robisz?! Miałeś się tu nie pokazywać!
- Jak to? Miałem ci przynieść resztkę materiałów o tej aferze z prywatyzacją rzek.
- Oszalałeś?! Nie puszczę tego, nie ma mowy. Daj sobie spokój – Broda chciał się odwrócić ale potężna ręka Kostrzewy przytrzymała go za ramię.
- Sprzedałeś im się!
- Spadaj oszołomie! Puszczaj mnie! I nie pokazuj mi się tu więcej. Co robisz?!
Broda poczuł jak na jego szyi zaciskają się tłuste palce Kostrzewy. Przed oczami zobaczył nieogoloną twarz swojego nieproszonego gościa. Stracił już niemal oddech, ale wtedy, bardziej odruchowo niż specjalnie, kopnął Kostrzewę w krocze. Tamten wprawdzie nie zwinął się z bólu ale rozluźnił uścisk. Broda to wykorzystał i wyprowadził efektownego „byka”. Nieproszony gość poleciał do tyłu, w stronę otwartych drzwi balkonu. Chciał się jeszcze złapać za ich framugę, ale jego ręce nie udało się zacisnąć na tej desce ratunku. Wypadł na zewnątrz, pośliznął się na terakocie. Być może gdyby nie był zamroczony uderzeniem nic by się nie stało. Ale, półprzytomny przechylił się przez balustradę i poleciał w dół, nie wydając przy tym żadnego dźwięku.
Przerażony Broda podbiegł do barierki balkonu i wyjrzał przez nią. Nic nie zobaczył. Z nieba lały się strugi deszczu przesłaniając cały świat.
- Pofrunął prosto do nieba – usłyszał za plecami spokojny głos. Przeszedł go dreszcz, bo zbyt dobrze wiedział, do kogo należy. Na jego dźwięk drżeli wszyscy pracownicy TV Ekstra.
- Pan Sowa? Po co pan przyszedł?
- Przyszedłem, żeby przemówić ci do rozsądku.
- Ale to był wypadek. Ja naprawdę go nie chciałem… Oni mi jeszcze za to zapłacą!
- Zapomnij o nim. To śmieć, nie wart uwagi. Widziałeś, jaki był nieogolony? I znów miał przynajmniej dziesięć kilo nadwagi.
- Ale to był mój przyjaciel.
- To był balast. I dobrze, że go wyrzuciłeś.
- Nie wolno tak panu mówić!
Broda po zabiciu Kostrzewy najwyraźniej nie panował już nad sobą. Choć parę minut wcześniej bał się jeszcze popsuć telefon należący do TV Ekstra to teraz chwycił jej właściciela za kołnierz. I może dlatego, że Gerhard Sowa przestrzegał wszelkich możliwych diet i prowadził sportowy tryb życia uniósł go bez problemu do góry a następnie cisnął nim za balkon.
- Wprawia się pan. Kto następny? – usłyszał tuż nad swoim uchem.
Broda odwrócił się i ujrzał Wiktora Klempucha. Jeden z najbogatszych ludzi w Polsce przyglądał mu się z cynicznym uśmiechem a nawet wyrazem pewnego zadowolenia na twarzy.
- Pofatygował się pan osobiście? Cóż za zaszczyt – zauważył ironicznie redaktor.
- Doniósł mi pan Kujawski o pana niedorzecznych żądaniach. Nie mam zamiaru płacić ani grosza i dobrze, żeby pan sobie to wbił do głowy. Do mnie się pan nie dobierze.
- Tak? – Broda chwycił Klempucha i uniósł go ponad swoją głowę. – A teraz?

- Bardzo lubię fruwać – odpowiedział lichwiarz. Po sekundzie szybował już na dół a do świadomości redaktora Brody powoli zaczęło docierać, że z jego zmysłami musi być coś nie w porządku. Dlatego gdy poczuł że sam się unosi do góry i wystaje za barierkę rozłożył skrzydła i z zadowoleniem stwierdził, że leci. Bo przecież to musi być sen, który skończy się w ułamku sekundy, zderzony z betonem na parkingu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz