poniedziałek, 24 października 2016

PAN PRZYPADEK I MEDIAKTORZY - WODAGATE ODCINEK 14

Właściciel TV Ekstra był, można powiedzieć, od zawsze racjonalny do bólu. Głęboki ateizm wyniósł jeszcze z rodzinnego domu, gdzie świeckiego światopoglądu pilnował jego ojciec, pułkownik. On też nauczył go oszczędności, pracowitości i wiary w ścisły materializm. Dlatego w odróżnieniu od wielu kolegów z lat dzieciństwa, ze szkół, ze studiów, z zagranicznych stypendiów nie szukał żadnych przejawów duchowości. Obce mu były buddyjskie ciągotki zagubionych rówieśników, ich wiara w różne taroty, talizmany, wróżki, feng shui i tym podobne. Indie, które kiedyś zwiedził, nie wydały mu się niezwykłym, tajemniczym krajem, a jedynie ogromną, śmierdzącą latryną. I gdyby ktoś wcześniej powiedział, że będzie się przejmował planami jakiegoś jasnowidza, wyśmiałby go. A jednak…
– Widzę, że niepokoją cię plotki, które rozsiewa ta Bamber. – Wiktor Klempuch, który przyniósł Gerhardowi Sowie kieliszek najlepszego wina ze swojej piwnicy, od razu wyczuł nastrój właściciela TV Ekstra.
– Wszystko przez tego Brodę. Zachłanny gnojek. Gwiazda od siedmiu boleści. Nie rozumiał, że bez mojej stacji jest kompletnie nikim. Wiesz, co mi powiedział? Że ma w dupie bycie dziennikarzem i ma już inne plany na życie. Na koniec chce tylko zapewnić sobie nieśmiertelność. Kompletnie porypało mu się od tych prochów.
– Czyli że jednak plotki Bamber cię niepokoją – stwierdził ze smutkiem Klempuch.
– A ciebie nie?
– Nie. Bo jestem człowiekiem racjonalnym i wiem, że Jacuś niczego nie da rady wyciągnąć z głowy tego świra Kostrzewy.
– Może by mu nie pozwolić się do niego zbliżać? – zastanawiał się Sowa. – Formalnie Kostrzewa przecież nie zdążył go wynająć. Zrobilibyśmy nagonkę. Zresztą wystarczyłaby policja, która nie dałaby mu do niego dostępu.
– To byłby błąd.
– Dlaczego? Wiem, ktoś mógłby powiedzieć, że chcemy coś ukryć. Ale ci, co wierzą w te metafizyczne głupoty, będą się bali przyznać do tego, że są przekonani, iż jasnowidz wyciągnie coś z głowy nieprzytomnego. A pozostali będą za nami, bo nie ma sensu naruszać spokoju faceta w śpiączce.
– Uwierz mi, najlepiej nie robić absolutnie nic.
– Nic? – zdziwił się Sowa.
– Tak. Jakbyś zupełnie nic nie wiedział na ten temat. Nie rozmawiaj o tym ze swoimi pracownikami ani z żoną. Nawet z samym sobą.
– Dlaczego?
– Jacek Przypadek to mistrz prowokacji – wyjaśnił Klempuch. – Jeśli ta Bamber rozpowiada takie plotki, to znaczy, że zależy mu, abyśmy zareagowali. Dlatego najlepiej nic nie robić. Wtedy będzie się bezsilnie miotał.
– No dobrze, a nie pomyślałeś, że… – Racjonalny umysł Gerharda Sowy nie pozwalał mu się przyznać do własnych myśli. – Wiem, to głupie. Ale jeśli on tam pójdzie i jednak coś z niego wyciągnie?
– Gerhard, nie poznaję cię – stwierdził ze smutkiem Klempuch. – Nigdy w życiu nie wierzyłeś w takie bzdury.
– I nadal nie wierzę. Ale przecież są na świecie rzeczy, o których się filozofom nie śniło.
– Zapewniam cię, że Przypadek, mimo wszelkich swoich umiejętności, nie potrafi sprawić takich rzeczy. I ręczę za to, że w żaden sposób nie wniknie w umysł pana Kostrzewy.
– Szkoda. Wiele osób sporo by dało, żeby poznać tajne archiwum tego świra. Bardzo dobrze go strzegł, a na pewno jest tam mnóstwo materiałów, które mogłyby nas zainteresować.
– Z pewnością – przytaknął Klempuch i była to jedna z absolutnie nielicznych chwil szczerości w jego życiu. Nie dalej bowiem jak godzinę temu przeglądał archiwum dziennikarza i kiwał z uznaniem głową dla solidnej pracy, jaką wykonał Kostrzewa, by zebrać tyle kompromitujących materiałów. Klempuch zamknął je dobrze w sejfie swojej podmiejskiej posiadłości, gdyż dzielenie się z kimkolwiek i czymkolwiek zwyczajnie nie leżało w jego naturze. – Ale zapewne zgnije ono gdzieś teraz, zakopane głęboko pod ziemią. Bo Kostrzewa nie zdradzi miejsca jego ukrycia.
– A jeśli się obudzi? Takie rzeczy się zdarzają.
– Zawsze możemy go wcześniej odłączyć od aparatury – zaproponował luźno Klempuch, a Sowa mimowolnie się wzdrygnął. Łatwość, z jaką jego stary znajomy i cichy wspólnik w interesach proponował ostateczne rozwiązania, zawsze go dziwiła. I nawet nie do końca był pewien, czy mówi on serio, ponieważ nigdy nie miał ochoty tego dociekać. Teraz jednak na wszelki wypadek powiedział:
– Lepiej nie. Może temu Przypadkowi o to chodzi? Może na tym polega jego prowokacja? Raczej, jak mówiłeś, w ogóle nie reagujmy.

– Racja. I nie martw się już jego osobą, bo nasze kłopoty z nim dobiegają końca. Zresztą, nawet gdyby istniały jakieś zdolności paranormalne i Jacuś dałby radę dowiedzieć się czegoś od tego warzywka, to wiesz dobrze, że wyciągnąłby od niego co najwyżej, iż to Kostrzewa zabił Brodę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz