wtorek, 25 października 2016

PAN PRZYPADEK I MEDIAKTORZY - WODAGATE ODCINEK 15


Kostrzewa już od rana czuł jakiś dziwny niepokój. Kiedy więc usłyszał, że ktoś przyszedł z nim porozmawiać, miał złe przeczucie. Szczególnie że potem nikt nie odezwał się słowem i Kostrzewa już się zastanawiał, czy czasem nie jest już trupem, tylko przegapił fakt swojej śmierci. Usłyszał jednak, że ktoś przesuwa parawan. Później znów zapadła cisza, przerwana dopiero skrzypnięciem otwieranych i zamykanych drzwi. Nikt jednak nic nie powiedział, a dziennikarz miał jedynie wrażenie, że ktoś skrada się w kierunku aparatury, do której był podłączony.
I wtedy usłyszał pierwsze słowa.
– Dzień dobry, panie Kujawski.
– Aaaa, dzień dobry, panie Przypadek.
Kostrzewa naprężył się z całych sił. Czyli jednak ta staruszka nie chciała go zabić, tylko przekazała wszystko Przypadkowi. Teraz on chciałby dorzucić swoje trzy grosze, ale wciąż nie umiał się wyrwać z więzienia śpiączki i mógł jedynie przysłuchiwać się dalszej rozmowie.
– Wpadł pan odwiedzić starego znajomego?
– Jakiego znajomego? Mówiłem panu, że właściwie go nie znam…
– Tak, wiem, że to nie jest pański stary znajomy. Gdyby Kostrzewa znał pana lepiej, rozpoznałby pana za kierownicą niebieskiego audi i powiedziałby pani Irminie, kto za nim jeździ. Ale o pańskiej roli w całej sprawie wiedział tylko Zbyszek Broda. On miał dojścia wyżej i tylko on mógł sprawdzić, kto lobbuje za tą ustawą.
– Nie rozumiem, o czym pan mówi. Chyba pomyliłem salę.
– Nie pomylił pan. Przecież przyszedł tu pan, żeby odłączyć pana Kostrzewę od aparatury. Usłyszał pan, że jutro rano mam zamiar go przesłuchać, więc dzisiejszy wieczór był ostatnim, w którym można było temu zapobiec. Ale się pan spóźnił. Już zdążyłem z nim porozmawiać dzięki szklanej kuli.
Kostrzewa ponownie naprężył się z całych sił, żeby zaprotestować, ale nie dał rady. Czyżby ten Przypadek nie był jednak jego sojusznikiem?! Co on za głupoty wygaduje! A może to wszystko jest snem?
– Jeśli nawet pan z nim gadał, to nic pan z tą wiedzą już nie zrobi – oświadczył tymczasem Kujawski. – Po ostatnim spotkaniu czułem, że nasze drogi mogą się jeszcze skrzyżować. I że będzie mi potrzebne to. Różowa Potęga. I co teraz, panie detektywie?
– Najsilniejszy amulet świata. Niech pan tego nie robi… – Kostrzewa usłyszał słaby głos Przypadka i pomyślał, że to wszystko mu się jednak śni. Przecież detektyw nie może być aż takim idiotą, żeby wierzyć w takie rzeczy. – Błagam pana! – jęczał detektyw.
– Bo co? Nikt mi nic nie udowodni. Tak jak tego, że wyrzuciłem Brodę i potrąciłem Kostrzewę. A ty będziesz musiał paść na kolana! – zakrzyknął Kujawski, a Kostrzewa usłyszał dźwięk, który mógł świadczyć o padaniu na kolana.
– Broda chciał… od pana pieniędzy… za milczenie, tak? – wyszeptał detektyw.
– Gówno cię to obchodzi! Ale mogę ci to powiedzieć, bo i tak zaraz wyczyszczę ci umysł Różową Potęgą! – Lobbysta wzniósł do góry swój oręż. – A potem cię zrzucę na dziedziniec szpitala z piątego piętra. Będziesz fruwał jak ten gnój Broda! Wiesz, ile ode mnie chciał? Dwa miliony złotych! Mówiłem idiocie, że nie mam pieniędzy, a do ludzi, którzy mi płacą, i tak w życiu się nie dobierze! A jak spróbuje, to oni go zabiją!
– To po co… ty… – Kostrzewa ze zdumieniem stwierdził, że nie tylko słyszy Przypadka, lecz także widzi, jak ten klęczy na podłodze.
– Bo ten śmieć najpierw by zniszczył mnie. Cholerny ćpun nie rozumiał tego! Chciał zrobić wielki numer, dzięki któremu popłaci hazardowe długi i odłoży kasę do końca życia. Bo wiedział, że po takim przekręcie pewnie nie będzie miał szans w zawodzie. Sowa i tak chciał go wywalić za ćpanie, za panienki i za to, że wszyscy w redakcji już go nienawidzili.
– Wystarczy, więcej pan powie w prokuraturze – powiedział wesoło Jacek i podniósł się z kolan.
– Co robisz?! Leżeć! – krzyknął Kujawski, wymierzając Różową Potęgę w stronę Przypadka.
– Może pan sobie darować, na mnie takie bzdury nie działają. Ale wiedziałem, że pan w nie wierzy. Wiedziałem też, że gdy dowie się pan o moim zamiarze przesłuchania Kostrzewy, przyjdzie go pan unieszkodliwić. A tylko złapanie pana na gorącym uczynku pozwoli mi udowodnić, że jest pan zamieszany w całą sprawę.
– Wszystkiemu zaprzeczę!
– Ty… draniu… Zabiłeś… go… – wyszeptał Kostrzewa, wprawiając obecnych w zdumienie. Chciał nawet wykonać jakiś gest, ale na to nie był jeszcze gotowy.

– Dzień dobry, panie Kostrzewa, miło, że się pan obudził. – Jacek odwrócił się do Kujawskiego. – Gdybym pana zapytał podczas naszego pierwszego spotkania, czy pan zabił Brodę, pewnie by mi się pan przyznał. Ale to by mi nic nie dało. Dlatego zdecydowałem się na ten show nagrywany przez ukryte kamery i mikrofony TV Ekstra. – Jacek skierował twarz w róg pomieszczenia. – Prawda, Boleczku? Zakład Pascala się powiódł? To powiem ci jeszcze, że postanowiłem pożyczyć sobie wasz sygnał i puścić transmisję w necie we własnej telewizji. Obawiałem się po prostu, że wy byście tego nagrania nie wyemitowali. A tak parę tysięcy osób słyszało na żywo przyznanie się pana Kujawskiego do winy i sprawy nie da się już zamieść pod dywan. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz