piątek, 25 października 2019

PAN PRZYPADEK I CYKLIŚCI - MISTRZ KIEROWNICY JUŻ NIE UCIEKA 10


Biuro stowarzyszenia Jest Rowerowo! mieściło się w niewielkim pokoiku oddzielonym symbolicznie od reszty mieszkania Remigiusza Rossy-Rostafińskiego, które odziedziczył po przodkach. Było najmniejszym pomieszczeniem w tym sześciopokojowym lokum i pewnie ktoś nieżyczliwy mógłby się zdziwić, że stowarzyszenie płaci za nie czynsz nie mniejszy niż za wynajem całego mieszkania. Na szczęście ludzie nieżyczliwi nie mieli dostępu do sprawozdań Jest Rowerowo!, dlatego potomek arystokratów unikał kłopotliwych pytań w tym temacie. Zawsze mógłby zresztą powiedzieć, że tak naprawdę pracownicy stowarzyszenia mogą korzystać ze wszystkich pokojów. A że na razie nieustannie od kilku lat byli zatrudnieni jedynie on i Adela Makuszewska, którym wystarczył ten jeden bardzo drogi pokój, to już zupełnie inna sprawa.
Rossa-Rostafiński, jak przystało na prawdziwego arystokratę, rzadko wstawał przed południem. Gdy to już zrobił, jadł śniadanie, pił poranną kawę, a dopiero potem zaglądał do biura. Zwykle była już godzina czternasta, dlatego na omówienie spraw stowarzyszenia miał czas do piętnastej, o której to Adela Makuszewska najpóźniej wychodziła z pracy. Dziś jednak zajrzał tam wyjątkowo wcześnie, ledwie kilka minut po trzynastej. Dlatego jego podwładna czuła, że musi mieć do niej wyjątkowo ważną sprawę. Znała bowiem na tyle Rossę-Rostafińskiego, że wiedziała, iż aby przejść do meritum, potrzebuje co najmniej trzydziestu minut rozmowy o niczym.
Tak było i tym razem i o trzynastej czterdzieści pięć wyjaśniło się, dlaczego potomek arystokratów postanowił tak wcześnie rozpocząć dzień pracy.
– Powiedz mi, Adela, tylko tak szczerze, co ten Brągiel kombinuje z Hirkiem?
– Brągiel kombinuje coś z Hirkiem? – zdziwiła się niemal szczerze Makuszewska. – Przecież oni się nie cierpią.
– Adelko, nie ściemniaj. Chodzi mi o to, co wymyślił Mateusz, żeby pozbyć się Filipa.
– Skąd mam to wiedzieć? Gdyby to Filip coś kombinował, to coś bym mogła wiedzieć przez Krzyśka, ale tak…
– Adelko, nie rozczulaj mnie – uśmiechnął się wyniośle Rossa-Rostafiński. – Twój mąż prędzej dałby się pokroić, niż zdradzić jakąś tajemnicę swojego ukochanego szefuńcia. Za to twój gach na pewno nie ma przed tobą tajemnic.
– Gach? – zdziwiła się Adela. Przyzwyczajona do tego, że Rossa-Rostafiński używa czasem nieco archaicznej nomenklatury, wiedziała doskonale, co znaczy to słowo, lecz mimo to powiedziała: – Nie rozumiem, o czym mówisz.
– Rozumiem, rozumiem. Ja cię broń Boże nie potępiam, ktoś, kto jest zakochany w takim indywiduum jak Hirek, nie może być prawdziwym mężczyzną, a zapewne jest również impotentem. W mojej rodzinie dawniej kochankowie i kochanki to była właściwie instytucja, która pozwalała regulować niedostatki życia małżeńskiego. Ale zrozum też mnie. W grze są poważne pieniądze i ja muszę wiedzieć, co kombinuje Brągielek. Dlatego jeśli nie chcesz, żeby pan Makuszewski wiedział za dużo, musisz mi to powiedzieć. Wprawdzie twój mąż nie ma jaj, ale mocno by się jednak wkurzył, gdyby się dowiedział, z kim mu przyprawiasz rogi. – Uśmiechnął się z lordowską miną przyklejoną do twarzy. Używanie słów powszechnie uznawanych za wulgarne było sprzeczne z jego wychowaniem, natomiast mały szantażyk jak najbardziej mieścił się w jego ramach.
– Nie mam zielonego pojęcia, co chce zrobić Mateusz – powiedziała z namysłem Adela. – Przestałam się z nim widywać pół roku temu.
Oświadczenie Makuszewskiej wywołało na twarzy Rossy-Rostafińskiego jedynie pogardliwy półuśmieszek.
– Adela, czy jest ci u mnie źle? Sześć tysięcy na rękę, różne premie, opłacam ci serwis rowerowy i fitness club, przychodzisz na dziewiątą, wychodzisz o piętnastej. Tak ci zaufałem, dałem szansę, choć wcześniej byłaś głównie zwykłą wróżką w jakimś serwisie ezoterycznym. Ładnie to tak? – Arystokrata pokręcił z niezadowoleniem głową. – I nawet tolerowałem to, że Brągiel czasem dowiaduje się o pewnych grantach szybciej, niż powinien, bo doceniałem, że nie mówisz o nich mężowi. Ale moja tolerancja ma swoje granice.
– Remek, uwierz mi, ja naprawdę nie wiem, co kombinuje Mateusz w sprawie Filipa…
– Ale wiesz, że coś kombinuje? – złapał ją za słowo Rossa-Rostafiński.
– Tego nie powiedziałam. Po prostu naprawdę nie umiem ci pomóc.
– Dobra, Adelko, zróbmy tak. Przez weekend się zastanowisz, czy jednak czegoś nie wiesz, i jak coś ci się uda przypomnieć, to pogadamy o podwyżce i jakimś dodatkowym bonusie.
– A jeśli nic sobie nie przypomnę?
– Wierzę w twój rozsądek. – Rossa-Rostafiński wyjął z kieszonki swój zegarek z dewizką na srebrnym łańcuszku. – No nie, jestem tu już prawie godzinę. Trzeba by odbyć jakąś rowerową przejażdżkę dla dobra krzewienia naszych celów. W końcu mamy to zapisane w statucie!
Kiedy szef Jest Rowerowo! wyszedł z biura, a po chwili również z mieszkania, Adela Makuszewska wiedziała, że dzisiaj i tak już nie da rady się skupić na pracy. Zresztą nie miała wiele do zrobienia, od trzech dni rozliczała jedną z kampanii stowarzyszenia. Dlatego gdy drzwi za arystokratą się zamknęły, odłożyła papiery, sięgnęła po telefon i wybrała numer.
– Cześć… Wiem, że miałam do ciebie chwilowo nie dzwonić, ale chyba mamy problem. On już wie… No jak to kto? Pan hrabia. Zagroził, że powie o nas Krzyśkowi! Nie, nie uspokoję się! Ciągle mi tylko coś obiecujesz i obiecujesz… Trzeba coś z tym jak najszybciej zrobić… Jak to nie masz czasu? Jaka konferencja?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz