poniedziałek, 28 października 2019

PAN PRZYPADEK I CYKLIŚCI - MISTRZ KIEROWNICY JUŻ NIE UCIEKA 11


Filip Hirek z jednej strony się cieszył, że przygoda na skrzyżowaniu zakończyła się jedynie lekkimi stłuczeniami i mógł dość szybko opuścić szpital. Z drugiej jednak strony czuł, że jakaś poważniejsza kontuzja bardzo przydałaby mu się w walce o kolejny grant, szczególnie ten związany z kulturowym upamiętnianiem dziedzictwa cyklizmu. Dziesięć lat temu sprawa była prosta, na rynku istniały tylko trzy poważne firmy, które się mogły o nią ubiegać. Ale teraz w samej Warszawie funkcjonowało co najmniej dwadzieścia stowarzyszeń i fundacji broniących praw rowerzystów. Wprawdzie on, no i Brągiel, i Rossa-Rostafiński, mieli największe fory z powodu swej medialnej rozpoznawalności, lecz coraz trudniej było im sobie poradzić z młodymi rowerowymi wilczkami.
Żeby więc całkiem nie zaprzepaścić swojego pobytu w szpitalu, Hirek zwołał konferencję prasową od razu, gdy tylko odzyskał przytomność. Czasu nie miał wiele, po krótkiej obserwacji miano go wypuścić do domu. Dlatego polecił Makuszewskiemu ściągnięcie wszystkich możliwych dziennikarzy. Najbardziej ucieszyła go obecność Bartosza Fifki, który przyjechał z kamerzystą. Nie brakowało również przedstawicieli prasy, która zawsze z ochotą wspomagała jego starania o rowerową rewolucję w mieście.
Dyrekcja szpitala nie udostępniła Hirkowi salki, co ten postanowił dobrze zapamiętać, a wytłumaczył sobie krzyżem wiszącym w gabinecie dyrektora. Na szczęście pogoda sprzyjała, co pozwoliło zaimprowizować konferencję na parkingu przed budynkiem. Prezes Cyklomaniaków, choć mógł się bez problemu poruszać, wyszedł do zgromadzonych dziennikarzy, wspierając się na ramieniu Makuszewskiego, czym wzbudził powszechne współczucie.
– Dziękuję wam za tak liczne przybycie – zaczął niemal grobowym głosem. – Wasza obecność jest znakiem tego, że wciąż trwa walka o ulice przyjazne dla rowerzystów. Ta walka ciągle się zaostrza, bo im dłużej działamy, tym mocniej widzimy, ile jest do zrobienia, ile ciężkiej pracy nas czeka. Wielu wrogów już rozpoznaliśmy, najgorzej jest jednak wtedy, gdy wróg czai się wśród przyjaciół.
Po zebranych dziennikarzach przeszedł szmer i pewnie zaraz ktoś z nich zadałby pytanie, gdyby nagle z tyłu nie wyskoczył Brągiel.
– Filip, jak się cieszę, że nic ci się nie stało! – Szef Miasta na Dwóch Kółkach uśmiechnął się szeroko. Hirek nie wyglądał na równie zadowolonego jak Brągiel i najchętniej coś od razu by mu odpowiedział, ale obecność przyjaciela gorszego od wroga tak bardzo go zaskoczyła, że zaniemówił.
– Przyszedł się lansować przy Hirku – szepnął pogardliwie Fifka do stojącej obok dziennikarki.
– Jak państwo widzicie, ograniczania i spowolniania ruchu samochodowego w mieście nigdy dość! – Brągiel stanął obok Hirka i w tej chwili trudno było powiedzieć, czyja to konferencja prasowa. – Ścieżki rowerowe wzdłuż jezdni to połowiczne rozwiązanie. Na takich trasach powinno obowiązywać ograniczenie prędkości do maksymalnie trzydziestu kilometrów, aby rowery miały szansę jechać równie szybko jak auta. Lepsze byłoby dwadzieścia kilometrów, ale tu oczywiście lobby spalinowe może zawyć z wściekłości. Naturalnie nie możemy mu się poddawać i spróbować wywalczyć choćby dwadzieścia pięć kilometrów!
Dziennikarze uśmiechali się pod nosem, widząc, jak Hirek zgrzyta bezsilnie zębami. Wszyscy wiedzieli, że jeśli chodzi o charyzmę i swego rodzaju szołmeństwo, to prezes Cyklomaniaków nie mógł się w żaden sposób równać z szefem Miasta na Dwóch Kółkach. Brągiel był w tym niezastąpiony i może dlatego z każdym rokiem udawało mu się powiększać liczbę grantów otrzymywanych dla swojego stowarzyszenia.
– No, Filip, powiedz coś – zachęcił niemal ironicznie swojego towarzysza w walce i wroga przy dzieleniu dotacyjnego tortu Brągiel. Hirek najchętniej użyłby w tej chwili słów mało parlamentarnych, ale, chcąc nie chcąc, musiał się od nich powstrzymać i wycedzić najspokojniej, jak umiał:
– Jak państwo pamiętają, wspominałem, że najgorzej, gdy wróg czai się wśród przyjaciół. I tak się właśnie stało. Za mój wypadek jest oczywiście również odpowiedzialna zbyt wysoka dopuszczalna prędkość jazdy, ale także obecny tu szef Miasta na Dwóch Kółkach.
– Co?! – wykrzyknęli niemal równocześnie wszyscy dziennikarze. Do różnych podjazdowych wojenek między szefami najrozmaitszych szlachetnych stowarzyszeń walczących o tę samą pulę pieniędzy już się przyzwyczaili. Ale otwarta bitwa to było coś zupełnie nowego.
– To pewnie żart Filipa – stwierdził Brągiel, ale nie uśmiechnął się przy tym zbyt szeroko.
– To żaden żart. Tym samochodem, przed którym uciekałem i przez który wpadłem pod koła innego auta… – Hirek, widząc napięcie na twarzach dziennikarzy, zrobił na moment efektowną pauzę. – Otóż tym samochodem kierował przyjaciel pana Brągla, Bolko Szołtysik.
– I ja jestem temu winien? – Brągiel rozbawiony spojrzał na dziennikarzy, którzy czuli już niezłego newsa, choć jeszcze obawiali się, żeby nie był to zmokły kapiszon.
– Tak właśnie. I detektyw Przypadek, którego już prawie wynająłem, ci to udowodni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz