wtorek, 15 października 2019

PAN PRZYPADEK I CYKLIŚCI - MISTRZ KIEROWNICY JUŻ NIE UCIEKA 2


Pani Irmina Bamber nie była osobą z natury mściwą. Uważała nawet, że mszczenie się bardziej upokarza autora zemsty niż jej ofiarę. Ponadto taki czyn był wyrazem złych emocji, których należało unikać. I tak ogólnie, jak każdy cywilizowany człowiek, brzydziła się zemstą.
Tyle teorii, teraz zaś przyszedł czas na praktykę. Pani Bamber, patrząc na lekko przerażoną minę swego sąsiada, słynnego detektywa Przypadka, nie potrafiła ukryć satysfakcji. W końcu przecież jakaś kara za to, co jej zrobił, mu się należała. I nieważne były szlachetne pobudki, jakimi się kierował.
– Naprawdę chce mi to pani zrobić? – zapytał zrezygnowany Jacek.
– No wiesz, ktoś się musi zająć moim mieszkaniem. W końcu ten rejs dookoła świata, na który wybieram się z Antonim, trwa dziesięć miesięcy. Nie mogę prosić Wojtka – tak miał na imię wnuczek pani Irminy – żeby cały ten czas tu przychodził czy nawet tu zamieszkał. Ma własne życie. Dlatego Zygfryda i Teodora wydają się do tego idealne.
– Oczywiście to, że ja bym się mógł zająć pani mieszkaniem, pani nie przekonuje?
– Ty też masz własne życie. Zwłaszcza od chwili, od kiedy wprowadziła się do ciebie ta sympatyczna Malwina. Nawet Małgosia, świeć panie nad jej duszą, nie mieszkała z tobą aż tak długo. No i zdaje się, że ta nowa nie traktuje cię przejściowo, ale tak bardziej na stałe, prawda?
– To skomplikowane – odpowiedział wymijająco Jacek.
– Jak zwykle u ciebie, jeśli chodzi o kobiety – zauważyła zgryźliwie pani Irmina. – Czy ty choć raz mógłbyś się z kimś związać tak po prostu i bez komplikacji?!
– Pewnie mógłbym. Tylko po co? – odpowiedział niefrasobliwie Jacek, a jego słowa zirytowały dodatkowo panią Irminę, dlatego detektyw od razu sprostował: – Bardzo chciałbym się z kimś tak po prostu związać. – A po chwili dodał dużo ciszej: – Ale teraz to nie jest już możliwe.
Pani Irmina chciała zapytać, dlaczego zaczął szeptać, a może też skomentować słowa Jacka w jakiś inny sposób, ale on położył palec na ustach. Następnie wyjął z kieszeni notes, w którym zapisał coś bardzo ważnego. Pani Bamber spojrzała na kartki ze zdziwieniem, bo doskonale wiedziała, że detektyw pisze jak kura pazurem i nieraz trudno jest go rozczytać. Tym razem jednak starannie postawił litery, tak żeby czytający nie mógł mieć wątpliwości co do treści i nie musiał zadawać mu zbędnych pytań. Jego sąsiadka rozumiała to doskonale i choć chciałaby wciąż mówić: „przecież to niemożliwe”, „ale jak to?”, „czy ty na pewno ze mnie nie żartujesz?”, to jednak czytała w milczeniu, nie zwracając uwagi na to, co mówi do niej Jacek.
– A wie pani, że pod trzynastkę wprowadzają się nowe osoby? Panowie Roman i Gabrysia widocznie nie mają zamiaru tu wrócić. W sumie Gabrysi nie ma się co dziwić, jakiś czas spędzi jeszcze w szpitalu. I raczej nie ma ochoty mieszkać w miejscu, które zakończyło ich szczęśliwy związek z Romanem. To znaczy zakładam, że wciąż będą razem i w końcu uznają, że przecież to nie Roman jest winien, iż w końcu wybuchł i go pobił, tylko ja, który swoim zakazem nocnych kłótni niepotrzebnie tłumiłem ich emocje – stwierdził rozbawiony. – Ci nowi to zdaje się jakieś małżeństwo zapalonych rowerzystów.
– Ciekawe, czy wiedzą, że to mieszkanie jest przeklęte – powiedziała pani Irmina, choć ta kwestia niespecjalnie ją interesowała. Przed chwilą jednak skończyła czytać Jackowe notatki i uznała, że jeśli jego obawa przed podsłuchem zamontowanym w jej mieszkaniu nie jest bezpodstawna, powinna się jakoś odezwać.
– Jeśli nawet nie, pewnie wkrótce przekonają się o tym sami. Będę leciał, Malwina czeka z obiadem.
– No właśnie, czy ona ci za tłusto nie gotuje? – zaniepokoi­ła się niebezpodstawnie pani Irmina. Od czasu gdy z Jackiem zamieszkała była dziennikarka, detektywowi przybyło dobre dwa kilogramy, a może nawet trzy!
– To nie jest tak, jak pani myśli. – Jacek podniósł się i ruszył do wyjścia. – Wszystko przez to, że przestałem biegać.
O ile treść Jackowej notatki, czy też raczej prośby, a może nawet wręcz misji jej powierzonej, skutecznie zadziwiła panią Irminę, to powyższe oświadczenie detektywa wprawiło ją w osłupienie. To prawda, od czasu jak się na niego pogniewała i z nim nie rozmawiała, nie widziała, aby wybiegał na swój codzienny trening, lecz uznała, że to tylko kwestia ich ograniczonych kontaktów. Bo tego, że przestał biegać, nie była sobie w stanie wyobrazić. Robił to regularnie od niemal dziesięciu lat, gdy wprowadził się do mieszkania numer dwanaście przy ulicy Koneckiej 40. Przez te wszystkie lata przygotowywał się przecież do maratonu, a teraz ot tak, po prostu, przestał biegać?! To przecież niemożliwe!
Pani Bamber chciała znów zadać swemu sąsiadowi mnóstwo pytań, ale ten wychodził już na korytarz. Samo to może nie byłoby przeszkodą, gdyby nie fakt, że na ich piętrze pojawiło się dwóch osobników dźwigających na ramionach wspaniałe jednoślady. Na widok sąsiadów jeden z nich uśmiechnął się promiennie.
– Państwo pozwolą, że się przedstawię. Krzysiek Makuszewski, wprowadziłem się przedwczoraj z żoną. A to mój kolega, Filip Hirek. Ten Hirek – dodał z dumą. Pani Irmina powiedziała zdawkowe „aha”, bo nie znała żadnego „tego Hirka”, ale po takim oświadczeniu nowego sąsiada nie wypadało się przyznać do tej niewiedzy. – Jeden z twórców słynnej Masy Krytycznej – dodał Makuszewski, będąc pewnym, że teraz jego sąsiedzi padną z wrażenia. Nie brał bowiem pod uwagę, że nie znają oni wydarzenia służącego utrudnieniu życia wszystkim warszawskim kierowcom w piątkowe popołudnia.
Nie wiadomo dokładnie, dlaczego pani Irmina i Jacek nie padli na kolana, w każdym razie zamiast tego po prostu się przedstawili.
– Irmina Bamber, mieszkam tu pod czternastką. A to sąsiad spod dwunastki, Jacek Przypadek. Ten Przypadek – dodała, nie wątpiąc, że akurat o „tym Przypadku” wszyscy słyszeć musieli. Nie myliła się, fakt ten szczególnie poruszył Hirka, który nieco dramatycznie zawołał:
– To przeznaczenie! Pan mnie musi uratować!
– Filip, daj spokój. – Lekko zakłopotany Makuszewki próbował mitygować kolegę.
– No przecież inaczej on mnie prędzej czy później zabije!
– Kto? – zapytał Przypadek.
– Tego właśnie nie wiem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz