Tak jak obiecałem, rozpoczynam dziś publikację pierwszej zagadki z najnowszego tomu moich przygód pod tytułem: Pan Przypadek i korpoludki. Przekażę ją w 20 odcinkach, które będą ukazywać się od poniedziałku do piątku przez najbliższe cztery tygodnie. Za tydzień ogłoszę konkurs, w którym jeśli ktoś odkryje mordercę do 15 odcinka włącznie będzie można wygrać książki z moimi przygodami.
Miłej lektury.
Morderstwo
w Orient Espresso (1)
Żadnego z tych
atrybutów nie brakowało wszystkim trzem panom, którzy spędzali obecnie czas w Orient
Espresso, niewielkiej, gustownie urządzonej kafejce z sushi, schowanej przy Osobnej,
jednej z bocznych uliczek warszawskiego Śródmieścia. Każdy z nich siedział w tej chwili samotnie przy czteroosobowym stoliku, rozłożywszy swoje rzeczy tak, iż miało się wrażenie, że wszystkie miejsca są zajęte. Na stojących obok krzesłach leżały bowiem a to elegancka, bardzo droga skórzana teczka; a to płaszcz, wart
tyle ile kilkuletnie nie najgorsze auto; a to szalik, po sprzedaży którego
niezamożna rodzina mogłaby jakoś przeżyć kolejny miesiąc.
Wszystko to były prezenty
od kochających żon, narzeczonych lub partnerek. Oczywiście one same nie
zaprzątały sobie swoich uroczych główek tak przyziemnymi czynnościami, jak zarabianie
pieniędzy, które wystarczałyby na owe „drobiazgi”. Owszem, czasem gdzieś
pracowały, żeby się nie zanudzić czekaniem na wiecznie zajętych obowiązkami mężczyzn.
Ale ze swoich dochodów nie byłyby w stanie opłacić nawet karnetu w odpowiedniej
klasy fitness clubie. Nie mówiąc już o niezbędnych współczesnej kobiecie
zabiegach korygujących kaprysy Matki Natury, która również im poskąpiła tego i
owego. Na szczęście wynagrodziła je hojnie, stawiając na ich życiowej drodze
panów z klasą, którzy znakomicie rozumieli ich potrzeby. One zaś w zamian mogły
dla nich wybierać te wszystkie gustowne prezenty, rozłożone z nonszalancją na
krzesłach.
Na samych stołach, w
porównaniu z otoczeniem, panował właściwie surowy ascetyzm. Stały na nich mikroskopijne
filiżanki do kawy, kilka podstawowych przypraw oraz po dwie pary pałeczek do
sushi, każda osobno zapakowana. No i najwyższej klasy telefony komórkowe, z
ogromnych rozmiarów ekranami dotykowymi.
W tej chwili twarze
mężczyzn były schowane za wielkimi płachtami gazet. Nie były to oczywiście żadne
zwykłe dzienniki czy, nie daj Boże, tabloidy. Była to odpowiednia prasa w
odpowiednim języku, pozwalająca śledzić najnowsze trendy w ich branżach, co
nakazywały im zajmowane stanowiska. Przekładając kolejne strony, byli przy tym
przekonani, że profesjonalizm, z jakim tę czynność wykonują, wywołuje
powszechnie duże wrażenie.
Niestety, żyli przecież
w kraju zawistników, którzy nie potrafią docenić ich sukcesu. Dlatego też
nikogo nie powinno zdziwić, że barman Karol Łatka, osiłek większy dwukrotnie od
każdego z gości, kiedy zobaczył wracającą do baru swoją szefową, energiczną
czterdziestolatkę Agatę Szycką, szepnął złośliwie:
– Czasem mam ochotę
wbić w nich szpileczkę i posłuchać, jak z tych nadętych dupków uchodzi
powietrze.
– Obawiam się, że nie
znalazłbyś szpileczki, która byłaby w stanie przebić ich grubą skórę – zauważyła
zgryźliwie właścicielka Orient Espresso.
– Wkurzają mnie te
dupki.
– Ostatnio zrobiłeś się
jakiś nerwowy. – Szycka spojrzała na niego zaniepokojona. – Nie myśl o nich i lepiej
ciesz się, że nie musiałeś dla nich pracować. Ja dopiero rok po tym, jak
przestałam być korpoludkiem, zaczęłam spać jak człowiek. A gdzie jest ten
czwarty? – zapytała, rozglądając się po sali.
– Nie wiem. Ale chyba
nie uciekł, bo wszystkie jego rzeczy są na stoliku. Chociaż nie widziałem go
już z pół godziny. Albo i dłużej… Może coś mu zaszkodziło i jest w ubikacji?
– Sprawdzę to –
zdecydowała Agata i chciała ruszyć w stronę toalety, ale barman przytrzymał ją
za ramię.
– Przecież on tam może
siedzieć ze spuszczonymi spodniami – spojrzał na nią z łagodnym wyrzutem.
– Ale w kabinie, a ja…
– I tak nie wypada,
pani dyrektor. Pójdę sam sprawdzić.
Karol minął zaczytanych
profesjonalistów, którzy nawet nie drgnęli, gdy koło nich przechodził. Dopiero
kiedy kilkadziesiąt sekund później usłyszeli krzyk przerażenia dochodzący z
toalety, opuścili na moment płachty czytanych gazet. Zaraz jednak pewnie
powróciliby do przerwanej lektury, gdyby nie to, że właścicielka Orient
Espresso przebiegła obok nich jak błyskawica i dopadła drzwi toalety. One
jednak, mimo energicznego szarpania za klamkę, nie miały zamiaru ustępować.
– Karol! Karol, otwórz
mi! – krzyczała zdenerwowana. – Karol, co się tam stało?!
Odpowiedzią był jedynie
przedziwny, potępieńczy jęk wydobywający się z toalety, choć brzmiący, jakby
pochodził gdzieś z głębi piekieł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz