– Myślę, Małgosiu,
że na nas już czas. – Przypadek zerknął rozbawiony na salę, której ciekawość
jakby powoli zaczęła opadać. Już od kwadransa nikt nie zrobił im żadnego
zdjęcia, ludzie powoli zajmowali się własnymi sprawami. Pojedyncze osoby, które
czasem wchodziły nie były w stanie zbudować atmosfery tego napięcia, jakie towarzyszyło
im przez ponad godzinę.
– Szkoda, bo naprawdę dobrze
się bawiłam. – Urbankowa wstała i założyła płaszcz podany jej przez Jacka. Jeszcze
niedawno używała swojego drugiego imienia. Izabela bardziej podobała się
kreatorom mody a potem jej mężowi. Teraz wróciła do Małgosi a zaraz po tym jak
zakończy się jej małżeństwo planowała także zmianę nazwiska. Wtedy stanie się
zwykłą Małgosią Grabowską, której nikt nie będzie kojarzył jej z tym, co
minęło.
– Spokojnie, jeszcze
odwiedzimy to miejsce kilka razy. Ale pamiętaj, że ja muszę trenować do maratonu,
a przez nasze sprawy ostatnio się zaniedbałem – Jacek podał swojej partnerce ramię,
bo samodzielne zejście w szpilkach po krętych schodach z pięterka Szypułki nie
byłoby dobrym pomysłem.
– Czyżbym była aż tak
absorbująca? – zapytała z niewinną miną Urbankowa, jakby nie zauważając, że
wszystkie męskie spojrzenia koncentrowały się w tej chwili na jej
niewiarygodnie długich nogach, które ledwie, a w dodatku niezbyt dokładnie,
zakrywał płaszcz.
– To prawda, odkąd
mieszkasz ze mną, rzadziej mam ochotę wychodzić z domu – Jacek otworzył drzwi
przed Małgosią.
– Zatem postaram ci się
to jakoś wynagrodzić, kiedy wrócisz już z treningu. Pobiegniesz od razu, czy
mam cię gdzieś podrzucić? – podeszli do zaparkowanego samochodu Urbankowej.
– Nie ma potrzeby –
Jacek otworzył bagażnik i wyjął stamtąd swój plecak. – Przebiorę się obok w
toalecie, a potem zbiegnę Książęcą na dół, a tam już mam mnóstwo wspaniałych
tras do pobiegania… No chyba, że ktoś inny ma wobec mnie odmienne plany –
zerknął na drugą stronę ulicy, a Urbankowa powędrowała za jego wzrokiem.
– Czy to jeden z tych
dwóch policjantów, którzy za nami stale chodzą? – zapytała, a Jacek kiwnął
twierdząco głową. – Chyba nie idzie nas aresztować?
– Zaraz się o tym
przekonamy… Witam, panie Smańko!
– Pan Jacek Przypadek? –
Starszy aspirant, choć pytał Jacka, to tak naprawdę wzrok miał skierowany w
stronę Urbankowej. Był wprawdzie wiernym mężem i przykładnym ojcem, ale jednak
nie potrafił się powstrzymać od przyjrzenia się z bliska kobiecie, którą od
dawna obserwował z oddali. Zwłaszcza takiej kobiecie.
– Wydawało mi się, że
już kiedyś przerabialiśmy tę zabawę, panie starszy aspirancie. I znamy się nie
od dziś. No chyba że to dziwne pytanie wynika może z tego, że nie patrzy pan na
mnie.
– Co?... A tak,
przepraszam… O co to ja pytałem?
– O to, czy ja to ja –
podpowiedział mu Przypadek.
– No właśnie… –
przytaknął wciąż jakby lekko zdezorientowany Smańko. – Czy pan… to pan?
– Zdecydowanie tak,
panie starszy aspirancie. Czy zatem może pan przejść do rzeczy?
– No… więc… chwilowo
pana aresztuję.
– Zaciekawia mnie pan.
Domyślam się, że to nie pana inicjatywa, tylko pana przełożonego… Nie widziałem
go już od pół godziny, a do tej pory pana nie opuszczał. Czyli coś ważnego
musiało się stać w najbliższej okolicy. Na tyle bliskiej, że dotarł tam
piechotą, zdążył się zorientować, że sprawa jest ponad jego siły i potrzebuje
posiłków.
– Brawo, Sherlocku –
uśmiechnęła się Urbankowa. – Ja myślę, że w sprawę są również zamieszane bardzo
ważne osoby, którym pan podkomisarz nie śmie zadać pytania.
– Zapewne masz rację,
Watsonie.
– Państwo teraz pracują
razem? – Smańko mrugał oczami, przenosząc wzrok z Przypadka na Urbankową.
– Dopiero się
rozgrzewamy – uśmiechnął się Jacek. – Ale właściwie, drogi Watsonie, może
przeszłabyś się ze mną i pomogła mi rozwiązać tę sprawę?
– Tę rozrywkę zostawię
tobie, Sherlocku. Wrócę do domu, żeby przygotować ci obiad i będę czekać. Muszę
tylko wiedzieć, o której wrócisz?
– Jest wpół do
pierwszej. Skoro sprawa wymaga natychmiastowej interwencji, to pewnie ślady są
gorące, a wszyscy podejrzani na miejscu. Myślę, że do trzeciej powinienem ją
rozwiązać. Potem wrócę biegiem…
– Gdyby rozwiązywanie
sprawy nieco się przeciągnęło, możesz poprosić pana aspiranta o podwiezienie.
– Nie mogę zrezygnować
z treningu – Jacek pokręcił przecząco głową. – Czuję, że maraton, w którym
wystartuję, zbliża się do mnie wielkimi krokami.
– To na którą ten
obiad?
– Myślę, że może być na
czwartą.
– Zatem czekam z
utęsknieniem – powiedziała Urbankowa, wsiadła do auta i odjechała.
Smańko przez chwilę
patrzył w ślad za samochodem, a potem przeniósł wzrok na Przypadka i zapytał z
niedowierzaniem:
– Ona naprawdę ugotuje
panu obiad?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz