piątek, 29 sierpnia 2014

PAN PRZYPADEK I MORDERSTWO W ORIENT ESPRESSO ODCINEK 5


Podkomisarz Łoś nerwowo przestępował z nogi na nogę, wypatrując w perspektywie ulicy mającej nadejść odsieczy. Gdy wreszcie się jednak pojawiła, nie rzucił się ku niej z wdzięcznością, ale, wzorem cesarza Leopolda, dumnie spojrzał na nadchodzącego Przypadka i nie miał zamiaru uchylić przed nim kapelusza. Jacek jednak, pamiętając lekcje Sobieskiego, minął po prostu policjanta i poszedł dalej.

– Ej, gdzie pan idzie? – zapytał zdezorientowany Łoś.

– Z okoliczności wnosiłem, że zapewne potrzebuje pan mojej pomocy, ale sądząc po pana minie, chyba musiałem się pomylić.

– Oczywiście, że się pan pomylił, jak zwykle – zapewnił podkomisarz, ale błyskawicznie musiał zmienić zdanie, ponieważ detektyw znów zaczął się oddalać. – To znaczy… przydałaby mi się konsultacja. Gdyby był pan tak miły. – Ostatnie słowa przeszły przez gardło Łosia z taką trudnością, że na zewnątrz wyszły już mocno zniekształcone.

– Ależ oczywiście, dla pana podkomisarza wszystko – uśmiechnął się Przypadek. – Proszę mi zatem powiedzieć, co się tu stało?

– To może ja – odezwała się stojąca obok Łosia właścicielka Orient Espresso. – Około jedenastej wyszłam z kawiarni załatwić kilka spraw, zostawiając na miejscu mojego pracownika, Karola Łatkę. Gdy wychodziłam, na sali było czterech klientów. Wróciłam po niecałej godzinie. Wtedy zostało ich trzech, ale wiedzieliśmy, że czwarty wciąż musi być na terenie kawiarni, bo nie zabrał rzeczy. Karol nie widział go już dobre pół godziny, więc pomyśleliśmy, że jest w toalecie. On poszedł to sprawdzić i po chwili usłyszałam straszny krzyk. Zanim zdążyłam tam dobiec, zamknął drzwi i… – urwała.

– I próbował zbiec z miejsca przestępstwa przez okienko, znajdujące się na górze toalety – dokończył za nią Łoś. – Niestety, okienko okazało się zbyt małe i utknął… Zresztą tkwi tam do tej pory, bo cofnąć się również nie może. Zaklinował się.

– A dlaczego próbował zbiec? – zapytał Jacek.

– Kiedy wreszcie udało mi się wyważyć drzwi, zobaczyłam tego czwartego klienta… Siedział na ubikacji, oparty o ścianę z pałeczką do sushi wbitą w klatkę piersiową. – Właścicielka Orient Espresso wzdrygnęła się na samo wspomnienie tego widoku.

– Rozumiem, że żaden z pozostałych trzech klientów nie widział nikogo, kto wchodziłby w międzyczasie do tej toalety?

– Dokładnie tak – powiedział potakując głową Łoś. – Wszyscy mówią, że ten Łatka był pierwszym, który tam wszedł. No i twierdzą, że on zawsze patrzył na nich takim wzrokiem, jakby chciał ich czymś przebić.

– Bzdura, Karol nie mógł tego zrobić – zaprzeczyła energicznie Agata. – To najbardziej poczciwy facet, jakiego znam, on by muchy nie skrzywdził.

– Ale z drugiej strony to osiłek. A żeby wbić taką drewnianą pałeczkę komuś w klatkę piersiową, trzeba mieć nie lada krzepę. No i próbował zbiec z miejsca przestępstwa.

– Po prostu spanikował. – Pani Agata twardo broniła swojego pracownika. – Przecież to bez sensu, idzie do toalety sprawdzić, czy facetowi nic się nie stało, wrzeszczy ze strachu, a potem próbuje uciec przez maleńkie okienko. To na pewno któryś z tych dupków.

– Nie lubi pani swoich klientów – uśmiechnął się Jacek.

– Tych akurat nie. Tacy straszni ważniacy z korporacji, z zawodu dyrektorowie. Znam takich aż za dobrze. Przepracowałam w korporacjach dziesięć lat zanim rzuciłam tę robotę w cholerę i założyłam kawiarnię.

– A tych konkretnych pani też zna?

– Z widzenia. Od jakiegoś czasu przychodzą tu do mnie, zwykle przed południem, siedzą przez dwie, trzy godziny. Takie tu sobie wychodne biuro zrobili, trochę dzwonią, trochę czytają gazety. Lenie patentowane, pewnie im się nie chce pracować, mówią, że mają ważne spotkanie i wychodzą z biura. A potem tu sobie głównie kawkę popijają.

– A wiadomo o nich coś więcej? – Przypadek zapytał Łosia, ale bardziej od odpowiedzi zaczął go interesować tłumek, który powoli gromadził się w okolicach Orient Espresso. Szczególnie zaciekawiła go jedna z osób, próbująca w tej chwili przekonać pilnujących porządku policjantów, że powinni dopuścić ją na miejsce. W tym czasie Łoś sięgnął do kieszeni i podał detektywowi trzy wizytówki, a po chwili pokazał też czwartą, zapakowaną w foliową torebkę. Dopiero wtedy Jacek spojrzał w kierunku policjanta. – Ta w torebce jest denata?

– Tak. Znaleźliśmy ją na podłodze. Musiała wypaść mu z kieszeni – Jacek przez chwilę patrzył na wizytówkę, na której w trzech linijkach było napisane: Jerzy Sambor, dyrektor, Bank Polonia.

– Wątpię, żeby wypadła mu z kieszeni.

– Słucham?!

– Nieważne... – Jacek ponownie spojrzał w kierunku tłumku. – Mógłby pan sprawić, żeby pana kolega przepuścił do nas panią Żarską?

– Kim ona jest? – Wzrok Łosia powędrował za spojrzeniem Jacka i zobaczył atrakcyjną brunetkę.

– Znajoma z „Nowego Życia”.

– Jeszcze mi tu tylko dziennikarzy brakowało!

– Media potrafią być przydatne, panie podkomisarzu. Zwłaszcza jeśli się umie z nich korzystać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz