Malwina
Żarska spisała błyskawicznie dane z wizytówek, które wręczył jej Jacek, następnie
mu je oddała i już miała odejść, kiedy on nagle niespodziewanie przyciągnął ją
do siebie. Chciał jej tylko przekazać coś, co nie było przeznaczone dla uszu
pozostałych, dlatego poprosił ją, żeby się uśmiechnęła jakby opowiedział jej
właśnie nieprzyzwoity żart. Ale ona poczuła się nieswojo, będąc znów blisko
niego. I była świadoma, że nie udało jej się wykorzystać zbyt dobrze swoich
umiejętności aktorskich. Dlatego jej śmiech nie wypadł naturalnie. Na szczęście
nikt nie zajmował się tu oceną jego autentyzmu.
– To jak, dowiesz się
tego dla mnie? – Przypadek mrugnął do niej porozumiewawczo.
– Postaram się, ale… to
nie będzie takie łatwe.
– Malwinka, nie czaruj
mnie. Dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych.
– Teraz to ty mnie nie
czaruj. Postaram się, ale potem mi wisisz dokładną opowieść o tym, co tu
zaszło.
– Dla ciebie jak zwykle
wszystko.
„Wszystko? – żachnęła
się. – Nie byłeś w stanie wytrzymać jednego mojego małego humorku, draniu!
Nigdy ci tego nie zapomnę!” – postanowiła.
Żarska zacisnęła mocno
zęby, ale w taki sposób, że tylko ona o tym wiedziała. Ktoś inny mógł zobaczyć wyłącznie
jej kpiący uśmiech. I to, jak, odchodząc, wdzięcznie kołysała biodrami, co z
prawdziwą satysfakcją obserwował Jacek.
– Może zanim ta pani
coś ustali, zechciałby pan łaskawie posłuchać, co mają do powiedzenia tamci
trzej? – zapytał zgryźliwie Łoś.
– Wszystko w swoim
czasie, panie podkomisarzu. Najpierw wolałbym porozmawiać z chwilowo
najbardziej podejrzanym, czyli panem Łatką.
– Powtarzam, Karol jest
absolutnie niewinny – oburzyła się pani Agata. – To na pewno któryś z nich,
panie komisarzu, niech pan mi wierzy.
– Pan podkomisarz pani
wierzy bez zastrzeżeń – zapewnił ją Jacek.
– A skąd pan to wie?! –
zirytował się Łoś.
– Bo ludzie są banalnie
przewidywalni…
– A tak konkretnie?!
– A tak konkretnie,
panie podkomisarzu, w życiu nie odważyłby się pan zatrzymać ludzi na
stanowiskach, jeśli nie byłby pan absolutnie przekonany o ich winie. Panu
również ten Karol nie pasuje mordercę.
– To prawda – przyznał
niechętnie Łoś. – Ale na nich też nic nie mam. I jak czegoś zaraz nie znajdę,
to dłużej ich tu nie zatrzymam, bo zaraz mogę mieć na głowie prawników ich
firm.
– Tym akurat bym się
nie martwił. Proszę im powiedzieć, że jeśli sobie życzą, osobiście zadzwoni pan
do ich firm i wyjaśni, w jakiej sprawie zostali zatrzymani. Zobaczy pan, że
grzecznie usiądą i powiedzą, że właściwie to nigdzie im się nie spieszy.
– Jest pan tego pewien?
– Łoś spojrzał nieufnie na detektywa.
– Absolutnie tak.
– Na jakiej podstawie?
– Zawodowej rutyny.
– Jakiej rutyny?! Pan
nie jest żadnym detektywem!
– Za to od dziecka
cierpię na jasnowidztwo. – Jacek przymknął oczy i wyglądało jakby wpadał w
trans. – I przewiduję, że tych oto trzech mężczyzn usiądzie grzecznie, jeśli
tylko pan wspomni, że zadzwoni do ich firm.
Podkomisarz przygryzł
wargę. Ten Przypadek znów wyraźnie z niego kpi. Na szczęście tym razem może go stąd
przegnać i detektyw nic na to nie poradzi. Po prostu standardowo przesłucha
podejrzanych i ich wypuści. W sumie żadne ryzyko, ludzie na takich stanowiskach
nie rozpłyną się z dnia na dzień i w razie potrzeby stawią się na wezwanie. A jeśli
nawet nie, łatwo ich będzie namierzyć. Na razie zaś podkomisarz zadowoli się
zatrzymaniem barmana Łatki, który i tak w tej chwili nie mógł się ruszyć. A
potem przyjedzie ekipa, zdejmie odciski i może odcisk któregoś z dyrektorów da
się dopasować do ewentualnych odcisków na narzędziu zbrodni to sprawa się sama
rozwiąże. Wprawdzie trochę to potrwa, a może nawet nie da się znaleźć mordercy,
lecz przynajmniej ten utrapiony detektyw też nie zaliczy kolejnego sukcesu!
Gdybyż jeszcze pani
Agata nie patrzyła na niego tak błagalnie. Podkomisarz Łoś był wprawdzie
zakochany niezwykle silną, absolutnie nieuleczalną, pantoflarską miłością we
własnej żonie, ale nie znaczyło to, że takie spojrzenia nie robią na nim
wrażenia. A Szycka potrafiła patrzyć na mężczyznę w sposób mówiący
jednoznacznie: „bądź moim bohaterem, nie zawiedź mnie”. A takim spojrzeniom żaden
facet nie jest w stanie się oprzeć…
Jeszcze przez chwilę Łoś
zastanawiał się tylko nad tym, jak takie banalne słowa, zwykła propozycja
zadzwonienia do firm podejrzanych, może zatrzymać na miejscu osoby, które
jeszcze chwilę wcześniej mało nie rozniosły go na strzępy, usiłując wyjść.
Jeśli jednak Przypadek mówi serio i nie chce z niego tylko zażartować, to ta
próba usadzenia dyrektorów może być dobrym testem na to.
– Proszę iść
przesłuchać tego Łatkę – odezwał się w końcu podkomisarz. – Oczywiście razem z
aspirantem Smańko. A ja tymczasem postaram się zatrzymać tych gości – pokazał
gestem głowy na salę.
– Chętnie panu pomogę –
uśmiechnęła się pani Agata i podążyła za policjantem. Za właścicielką Orient
Espresso podążył zaś wzrok Przypadka, który z zainteresowaniem oglądał jej
drobną, szczupłą, energiczną sylwetkę czterdziestolatki.
Tę jakże interesującą obserwację
przerwał syk starszego aspiranta.
– Jak pan tak może! – Trudno
było wyczuć, czy Smańko ma do Jacka bardziej żal czy też po prostu potępia go w
czambuł.
– Słucham? – Przypadek
spojrzał zdziwiony na policjanta.
– No… tam taka
wspaniała kobieta pojechała panu gotować obiad, a pan tu… Najpierw ta
dziennikarka, a teraz pani Agata.
– Chyba nie ma pan
zamiaru stać na straży mojej moralności? – uśmiechnął się szczerze rozbawiony
Jacek. – Dla spokoju pańskiego sumienia powiem, że kształty obu pań oglądam
wyłącznie ze względów zawodowych, a z panią Urbanek łączy mnie jedynie przyjaźń.
A teraz chodźmy porozmawiać z naszym pechowym uciekinierem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz