wtorek, 24 października 2017

PAN PRZYPADEK I KOBIETONY - ODCINEK 17

Bogdańska słyszała już o nim nieraz. W kręgach, w których się obracała, od lat był przedmiotem nieustannej nienawiści. Zarozumiały, podstępny, wredny, a co gorsza z uporem maniaka dążący do odkrycia prawdy, jakby ta prawda była komuś rzeczywiście potrzebna. Najwięcej pomyj na jego głowę wylała jej nieżyjąca już szefowa. Indża, gdy tylko słyszała o kolejnej sprawie rozwiązanej przez Przypadka oraz cierpieniach osób znanych, lubianych i powszechnie uznanych za autorytety, krzywiła się niemiłosiernie i przeklinała to „maczystowsko-patriarchalne monstrum”. Dlatego Ola, widząc teraz przed sobą sympatycznie uśmiechającego się mężczyznę w stroju do biegania, nie dała się zwieść jego wyglądowi.
– Nie będę o niczym z panem rozmawiać. Czy to jasne?!
– W porządku – zgodził się Jacek. – Zatem porozmawiajmy o niczym.
– Czyli o czym? – zapytała zdezorientowana.
– Na przykład o pani przyszłości. Zdecydowała się już pani, co chce robić?
– Robię to, co kocham. I nadal mam zamiar!
– Czyli ma już pani załatwioną jakąś inną pracę? Bo chyba sama pani rozumie, że FuRiA to już nie jest miejsce dla pani?
– FuRiA zawsze była, jest i będzie moim domem! – wrzasnęła Bogdańska, zwracając powszechną uwagę osób na ulicy.
– Już nie bardzo. Rozmawiałem ostatnio z dwiema najpoważniejszymi kandydatkami na nową panią prezes i obie chcą się pani pozbyć. Nie wiem, czy dobrowolnie, czy dopiero po doniesieniu do prokuratury. Podejrzewają, że przywłaszczyła sobie pani trochę pieniędzy…
– To bzdura! To niemożliwe! One dobrze wiedzą, że ja bym sama nie mogła, musiałam robić to, co kazała mi Indża! – krzyczała Bogdańska. – To pewnie ten wariat Barszczyk pana nasłał. Pan wie, że on przyszedł do fundacji i przeszukiwał mój pokój, jakby szukał dowodów? A gdy go nakryłam, to dał mi tydzień na przyznanie się do winy, bo inaczej sam udowodni, że to ja zabiłam Indżę? Jakby był w stanie coś takiego zrobić. Wie pan, że Indża najbardziej narzekała u niego na logikę. Nieraz się śmiała, że powinien się zająć pisaniem gejowskich romansów, ponieważ w tym, co wymyślał, nic nie trzymało się kupy. Raz bohater był niski, potem nagle okazywał się wysoki, w dodatku z blond włosami, chociaż w pierwszych zdaniach książki przedstawiał go jako ognistego bruneta! I ktoś taki uważa, że wydedukował, iż to ja zabiłam Indżę! Ja!
Krzyczała tak głośno, że pół ulicy niemal słyszało jej przyznanie się do winy, a przysłuchujący się temu podkomisarz Łoś żałował, że nie ma przy sobie odpowiedniego sprzętu do nagrywania. Taka gratka mogła się już nie powtórzyć. Przecież ta Bogdańska jest właściwie nikim, mógłby ją bezkarnie zamknąć i nikt nie zadzwoniłby, żeby jej bronić!
– On się uparł, że osobiście musi komuś udowodnić winę, a ja jestem najłatwiejszym celem. Poza tym mnie nie cierpi i dlatego oskarża o zabicie Indży…
– A pani ją zabiła? – zapytał z głupia frant Jacek.
– Pewnie już sporo pan o mnie wie. Proszę pomyśleć logicznie. Wszyscy mówią, że to Barszczyk jest najbardziej poszkodowany, gdy zabrakło Indży, tak? A ja? On ma chociaż te wszystkie swoje ciotki, które się w razie czego za nim wstawią. A ja miałam tylko ją. Ona mi we wszystkim pomagała, dała świetną pracę, załatwiła lokal komunalny, w którym mieszkam z synem za grosze. Była dla mnie jak matka, zawsze mogłam na nią liczyć. I ja bym ją miała zabijać? Tak, mam nadzieję, że mimo jej śmierci nadal będę mogła pracować w fundacji, chociaż jestem pewna, że stanę się bardziej popychadłem, bo wiceprezeski będą mnie uważały za człowieka Indży, który nic nie potrafi. A ja jestem lepsza od nich wszystkich i to ja powinnam zarządzać tą fundacją, bo znam ją najlepiej.
– Ambitna z pani dziewczyna. – Jacek się uśmiechnął, a Bogdańska, widząc jego ironiczno-dobrotliwo-pobłażliwy wyraz twarzy, nie miała wątpliwości, że z niej kpi. Dlatego Przypadek musiał zrobić unik, żeby nie zostać trafiony w głowę jej torebką.
– Żeby pan wiedział! Bo co, bo jak nie mam studiów, to te socjolożki i filozofki są ode mnie lepsze?!
– Chętnie bym się dowiedział, dlaczego podejrzewa pani Edytę Staniec. Bo w samą intuicję, jak twierdziła pani w rozmowie z panią Bieńkowską, nie uwierzę.
– Nigdy nikogo nie oskarżałam o morderstwo. Proszę mi dać spokój! A Barszczykowi niech pan powie, że jak go dorwę, to mu nogi powyrywam z tej jego tłustej dupy! – Po chwili stukot jej niewysokich obcasów było już słychać na podwórku kamienicy.
Jacek nie miał zamiaru za nią gonić. Wprawdzie był ubrany w dres, ale w ogóle nie miał zamiaru biec. Ruszył niemal spacerowym krokiem i zatrzymał się przy aucie zaparkowanym naprzeciwko Studia Modelingu Paznokci Andżeliki Paneczko. W aucie, mimo niewysokich temperatur, okno było uchylone, choć trudno było w nim dostrzec kogokolwiek. To jednak nie przeszkadzało Jackowi, żeby zacząć rozmowę.
– I co pan o niej sądzi, panie podkomisarzu? Chyba rzeczywiście nadaje się na prezeskę. Wtedy na czele fundacji FuRiA stałaby prawdziwa FURIA. Tylko motyw ma w sumie słaby. Śmierć Indży nie uchroniłaby jej przed odpowiedzialnością za defraudację, prawda? – zapytał Jacek, a brak odpowiedzi nie przeszkadzał mu w kontynuowaniu wywodu. – Następczyni Indży wykryłaby manko. Chyba że Bogdańska myślała, że sama zasiądzie na jej miejscu. Tak, jest ambitna, ale jest też realistką. Zdaje sobie sprawę, że na razie jest na to za słaba, może kiedyś, w przyszłości. To jaki mógłby być motyw, panie podkomisarzu? Dlaczego najczęściej ludzie zabijają?
– Z miłości – wyrwało się nagle z samochodu, choć nie pokazała się tam żadna postać.
– Ma pan rację, panie aspirancie. – Jacek pokiwał głową z uznaniem. – Indża była dla niej wszystkim. Spokojnie mogła się w niej zakochać i cierpieć, widząc tych wszystkich mężczyzn przewijających się przez łóżko jej idolki. Niech pan się nie unosi ze zdziwienia, panie podkomisarzu. I niech pan się lepiej przyjrzy tej Bogdańskiej. Trochę się boję, że może uciec. Jeśli jest winna, to może czuć, że grunt jej się pali pod nogami. Pewnie straci pracę, a do tego oskarża ją znany literat. Kto wie, może będzie chciała go nawet zabić. I niech pan da spokój manikiurzystce. Absolutnie jej nie podejrzewam. To będę leciał. – Przypadek zrobił kilka kroków, ale nagle się zatrzymał. – Aha, byłbym zapomniał. Bardzo się cieszę, że pan podkomisarz wrócił. Świetnie mi się z panem współpracowało.
Tym razem, nic już więcej nie mówiąc, Jacek pobiegł w swoją stronę. Samochód zaparkowany naprzeciwko Studia Modelingu Paznokci wydawał się rzeczywiście nie mieć pasażerów jeszcze przez pewien czas. Dopiero po jakichś pięciu minutach znad krawędzi drzwi ostrożnie wyjrzały oczy starszego aspiranta Smańki.
– Nie widać go, panie podkomisarzu.
– Musieliście wyskoczyć z tą miłością, Smańko? – narzekał Łoś, gramoląc się na fotel.
– Przecież i tak by nas zobaczył. Wystarczyłoby, żeby zajrzał przez szybę. Chyba nas wcześniej widział.
– No pewnie, że tak! Zamiast zaparkować gdzieś dalej, musieliście się zatrzymać dokładnie przed samym wejściem.
– Pan podkomisarz kazał.
– Mówiłem tylko, żebyście dobrze zaparkowali. I bez dyskusji! Idziemy przesłuchać tę manikiurzystkę.
– Ale przecież Przypadek… – próbował protestować starszy aspirant, lecz niemal od razu zamilkł, widząc potępiający wzrok przełożonego. – No tak, rozumiem, że chciał nas zmylić.
– Otóż to – powiedział Łoś, otwierając auto. – Nawet podwójnie, Smańko. On myśli, że ja teraz pójdę przesłuchać manikiurzystkę…
– Przecież właśnie idziemy to zrobić. – Starszy aspirant wyglądał na kompletnie zdezorientowanego.
– Idziemy, żeby go zmylić. Po waszej minie widzę, że nic nie rozumiecie, ale wcale mnie to nie dziwi. W trakcie urlopu dokładnie przeanalizowałem jego metody i zrozumiałem, że on się opiera głównie na prowokacji. Jeśli pójdę do manikiurzystki i ją przesłucham, Przypadek pomyśli, że uległem jego prowokacji i ją podejrzewam.
– Przecież pan ją podejrzewał. – Starszemu aspirantowi zakręciło się w głowie od wywodu zwierzchnika.
– Już nie. Ale ją przesłucham, żeby go zmylić. A potem przyjrzymy się tej Bogdańskiej.
– Czyli tak jak chciał Przypadek?
– Nie, Smańko, naprawdę nie rozumiecie, że on tego nie chciał? Jego celem było, żebyśmy się zajęli tą manikiurzystką! Rozumiecie?!

Starszy aspirant kiwnął tylko twierdząco głową, gdyż uznał, że jakakolwiek dyskusja z podkomisarzem nie prowadzi do niczego. Jak już bowiem wcześniej stwierdził, jego przełożony bez cienia wątpliwości zwariował i jedyne, co można w takich wypadkach zrobić, to potakiwać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz