piątek, 6 października 2017

PAN PRZYPADEK I KOBIETONY - ODCINEK 7

Wielcy wodzowie zawsze sami hodują swoich morderców. Najczęściej zdają sobie z tego sprawę, więc gdy tylko ktoś wygląda już na osobę będącą w stanie utrzymać w ręku nóż, a na dodatek wiedzącą, gdzie go wbić, jest usuwany z grona najbliższych współpracowników. Z tego też powodu wybitne jednostki zbyt długo będące u władzy pozostawiają po sobie same miernoty. Ale cóż, nie mają wyjścia, inaczej któregoś dnia poczuliby chłodne żelazo w okolicy żeber. Niektórzy jednak zbyt długo igrają z losem, będąc pewnymi własnej siły, i nie usuwają na czas grożącego im niebezpieczeństwa…
Edyta Staniec zawsze miała wgląd w dokumenty finansowe fundacji, ale wiedziała, że Indża nie znosiła, gdy ktoś się nimi nadmiernie interesował. Kiedy poprosiła księgową o wyjaśnienie kilku faktur, Wasowicz wpadła do niej niezadowolona, zarzucając jej, że zostały jej prokuratorskie przyzwyczajenia z IPN. I choć Staniec nigdy nie pracowała w pionie śledczym, a jedynie w archiwum, to ten epizod bardzo ciążył na jej feministycznej karierze. Gdy dodało się do tego trójkę dzieci i wciąż tego samego męża, poślubionego na dodatek w kościele, jej droga na szczyt wydawała się szczególnie trudna.
Lecz Edyta Staniec była obrzydliwie ambitna, z akcentem na obrzydliwie. I nie poddawała się, wciąż się wspinając po szczeblach kariery. Jej pierwszym sukcesem była walka o parasolkę. Zaatakowała to słowo w jednej ze swoich publikacji, nazywając je jednym z najgorszych przykładów nomenklaturowego męskiego szowinizmu. Jak pisała: „Posłuchajcie sami, jak to brzmi: poważny, stateczny parasol i kompletnie niepoważna parasolka. Jak młodsza, głupsza siostra. Słabsza i gorsza, gdyż przecież parasolką zwiemy zwykle małą, torebkową zabawkę, niedającą prawdziwej ochrony, parasol zaś jest statecznym, silnym mężczyzną, pod którego opieką nikt nie zmoknie. Dość już jednak tego! Od dzisiaj wyrzućmy z naszego języka uwłaczającą godności kobiety parasolkę! Niech żeńska forma tego przedmiotu zwie się parasolą, silną i dumną jak jej męski odpowiednik!”.
Właśnie ten artykuł kilka lat temu zwrócił na nią uwagę Indży. Wzięła ją pod swoje skrzydła i umożliwiła awans w feministycznej hierarchii. Dzięki temu poznała też Kaśkę Bieńkowską i wkrótce to one stały się czołowymi furiażystkami, nadającymi ton fundacji FuRiA. Indża była zawsze jej twarzą, ale mniej zajmowała się bieżącą pracą. Za to nigdy nie pozwoliła, aby wymknęły jej się spod kontroli finanse. I nie znosiła, gdy się jej ktoś w nie wtrącał. Staniec już od dawna podejrzewała, że Indża ma zwyczaj traktowania pieniędzy fundacji jak własnych. Jednak dopiero teraz miała na to dowody.
– Chciałaś mnie widzieć? – zapytała Bogdańska, stając w drzwiach gabinetu.
– Tak, Olu, zastanowiły mnie faktury, które właśnie przeglądam. Na przykład zupełnie nie rozumiem, dlaczego płacimy za przedszkole twojego syna?
– Indża tak zarządziła.
– Rozumiem, ale są przecież państwowe przedszkola…
– To bardzo wrażliwy chłopak. Mówiłam ci kiedyś, że musi być w mniejszej grupie, bo w większej…
– A ta faktura ze Studia Modelingu Paznokci pani Andżeliki? Jesteś na niej wymieniona. – Staniec spojrzała uważnie na dokument przed sobą i przeczytała na głos: – Usługa kosmetyczna manikiur i pedikiur dla pani Aleksandry Bogdańskiej. – Odłożyła dokument. – Faktura jest za lipiec i obejmuje dwadzieścia zabiegów. Jak twoje paznokcie to w ogóle zniosły? – zapytała ze złośliwym uśmieszkiem Edyta. – Albo jeszcze to: całodzienne zabiegi spa…
– Ja nie bywam w spa…
– Wiem, kto lubił sobie dobrze wypocząć, żeby pięknie wyglądać – dodała zgryźliwie. – Masz mi coś do powiedzenia o tych fakturach?
– Co na przykład?
– Coś, co mogłoby mi się przydać przy okazji wyborów. I przy okazji uchroniłoby twój tyłek.
– Indża była moją szefową i po prostu robiłam, co mi kazała. Przecież to nie są duże pieniądze…
– No, co ja słyszę, kilka tysięcy miesięcznie to dla ciebie nie są duże pieniądze. Ciekawa sprawa. No dobrze, jak się namyślisz i będziesz chciała coś mi powiedzieć, wróć do mnie. I pamiętaj, że teraz Indża cię nie ochroni. Gdybyś była ze mną szczera, to może mogłabym coś dla ciebie zrobić. Zastanów się.
Ola Bogdańska wyszła, a Edyta Staniec uśmiechnęła się zadowolona. Była pewna, że tę rundę wygrała i była asystentka Wasowicz przyjdzie do niej już niedługo z odpowiednią wersją wydarzeń. Taką, którą będzie można wykorzystać do potępienia zaniedbań epoki, która w fundacji FuRiA minęła wraz ze śmiercią Indży. Najlepszym lekarstwem mającym uzdrowić sytuację będzie oczywiście ona, Edyta Staniec. Trzymająca w ręku wszystkie karty. Rzecz jasna, trzeba będzie tu i ówdzie jakąś kartę pokazać, aby nie być gołosłowną. A potem obiecać, że nic więcej nie wypłynie, zapewnić zmiany w zarządzaniu, które nie pozwolą na więcej błędów i wypaczeń. Czyli, jak mawiał klasyk, pozornie zmienić wszystko, aby nic się nie zmieniło. W końcu jej też się należy coś więcej od życia. Czas najwyższy zadbać o siebie.
Wyjęła z torebki lusterko i przyjrzała się krytycznie swojej twarzy. Zmarszczki. Niedobrze. I kilka kilogramów za dużo. Nawet jej paznokcie to obraz nędzy i rozpaczy. To przez tę ciągłą bieganinę i brak czasu dla siebie. Ale teraz koniec z tym. Koniec. Najwyższy czas zadbać o siebie.

Sięgnęła jeszcze raz do torebki i wyjęła stamtąd pilnik do paznokci. 

1 komentarz: