poniedziałek, 30 października 2017

PAN PRZYPADEK I KOBIETONY - ODCINEK 21

Na biurku podkomisarza Łosia – podkręcającego w tej chwili wąsa, co zawsze było u niego oznaką dużego wysiłku intelektualnego – leżały dwie gazety. „Nowe Życie” ze stonowaną pierwszą stroną, jednym zdjęciem, głównie w czerni i bieli. A obok znacznie bardziej kolorowy „Głos Warszawy”, tytuł z pozoru poważny, choć niektórzy zarzucali mu pewną tabloidowość. W obydwu popularnych dziennikach jedną z głównych wiadomości była ta o śledztwie prowadzonym przez detektywa Przypadka i o tym, kogo podejrzewa o zabójstwo Indży Wasowicz. Kiedy indziej podkomisarz Łoś ucieszyłby się z tej wiedzy uzyskanej bez konieczności rozmowy z detektywem. Teraz jednak spoglądał na płachty gazet z wrogością.
– I co pan na to, panie podkomisarzu? – zapytał starszy aspirant Smańko. – Kogo on w końcu podejrzewa? Staniec? Bieńkowską? Bogdańską? A może jednak tę manikiurzystkę?
– A skąd ja mam to wiedzieć?! – zirytował się podkomisarz.
Przez chwilę czytał obie gazety przytaczające różne argumenty. „Nowe Życie” twierdziło, że na winę Edyty Staniec wskazuje według Przypadka fakt, że przyszła do restauracji, gdzie jadła lancz z Bieńkowską, dziesięć minut po swojej koleżance. Ponadto pracowała kiedyś w IPN i ma trójkę dzieci wciąż z tym samym mężem, poślubionym na dodatek w kościele, co dość jednoznacznie skreśla ją jako prawdziwą feministkę. Z kolei „Głos Warszawy” wskazywał na Katarzynę Bieńkowską, która zniknęła na pięć minut w trakcie lanczu, ponadto miała pretensje do denatki o romans z jej mężem. To mogło tłumaczyć zabójstwo w afekcie, powodowane osobistą nienawiścią. Należy dodać, że obydwie gazety twierdziły zgodnie, że informacje te uzyskały wprost od detektywa.
– On mi to robi specjalnie! – zezłościł się podkomisarz Łoś, ciskając dwoma tytułami o blat biurka.
– Ale co?
– Jak to co? Stara się mnie zmylić. Mnoży tropy, żebym nie mógł wpaść na właściwy. Żebym nie wiedział, kogo on podejrzewa.
 – To może się nim nie przejmować, tylko prowadzić własne śledztwo? – zaproponował nieśmiało Smańko.
– A co ja robię?! – zareagował oburzeniem podkomisarz. – Przecież prowadzę. Ale dobrze wiecie, że naszą rolą jest przede wszystkim patrzenie mu na ręce, żeby znów nie oskarżył kogoś niewłaściwego. I jak ja mam robić te dwie rzeczy naraz?! Możecie mi to wyjaśnić? A może sam mam do niego zadzwonić?
Jakby w odpowiedzi na jego pytanie na biurku podkomisarza zaterkotał telefon. Łoś drgnął nerwowo, potem zerknął na niego niechętnie, by w końcu spojrzeć wymownie na starszego aspiranta, choć było to właściwie niepotrzebne. Smańko wiedział, że odbieranie telefonów należało do niego, a gdyby dzwoniącym okazała się żona jego przełożonego, to podkomisarza chwilowo nie było.
– Smańko, słucham… Kto? Jasne, wpuście go. – Starszy aspirant odłożył słuchawkę.
– Co tam znowu?
– Pan Przypadek postanowił nas odwiedzić.
– I co, tak po prostu go do nas zaprosiliście? – zirytował się podkomisarz, nie dowierzając własnym uszom.
– No przecież chciał pan z nim porozmawiać. Sam pan mówił…
– Wy, Smańko, będziecie musieli trochę popracować nad rozumieniem słowa sarkazm! Gdybym wam kazał wezwać na przesłuchanie Staniec i Bieńkowską, to pewnie byście nawet to zrobili?! Co?!
– Skoro są podejrzane.
– Smańko, czy wyście kiedykolwiek przesłuchiwali jakąś feministkę?! Przecież taka nawrzeszczy na was od razu, powie, że jesteście przedstawicielem samczego faszyzmu i dlatego w ogóle ośmielacie się jej zadawać jakieś pytania. A potem jeszcze napuści na was media, żeby napisały, jakimi rasistami i mizoginami jesteście, a wasze wąsy to wyraz przesądów i patriarchalizmu…
Podkomisarz Łoś prawdopodobnie jeszcze długo mógłby mówić o niedogodnościach przesłuchiwania feministek, gdyby nie fakt, że w jego gabinecie pojawił się Jacek. Jak zwykle w swoim stroju do biegania, uśmiechnięty i zadowolony z życia, czym jeszcze bardziej zirytował stróża prawa.
– Jeszcze raz bardzo się cieszę, że będziemy mogli współpracować przy kolejnych śledztwach.
– Panu się coś chyba pomyliło. Wyłącznie ja prowadzę sprawę, która akurat pana interesuje.
– I na kogo pan stawia?
– To tajemnica śledztwa.
– Oczywiście, rozumiem. Ja nie pytam, kogo pan podejrzewa, tylko jak pan sądzi, kogo ja podejrzewam. Bo to chyba najbardziej pana teraz nurtuje.
– Pańskie domysły nic a nic mnie nie obchodzą – prychnął zirytowany Łoś. – Mnie interesują tylko fakty.
– To może jednak połączymy formalnie nasze siły? – zaproponował pojednawczo detektyw.
– Po co? – Podkomisarz spojrzał podejrzliwie na Jacka.
– Bo ja chwilowo nie mogę już prowadzić tego śledztwa. Zobowiązałem się wobec kogoś, że nie będę się zajmował tą sprawą. Dlatego chętnie podzielę się z panem swoją wiedzą, a pan samodzielnie wyciągnie wnioski i zdecyduje, kogo aresztować. Co pan na to?
– Zastanowię się.
– Rozumiem. Tylko nie możemy zwlekać, ponieważ mam wrażenie, że sprawa zbliża się do finału i trupów może być więcej.
– A kogo pan tak naprawdę podejrzewa? – wyrwało się nieopatrznie Smańce. – Staniec, Bieńkowską, Bogdańską?

– Zapominają panowie, że wtedy w fundacji była jeszcze co najmniej jedna kobieta…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz