środa, 4 października 2017

PAN PRZYPADEK I KOBIETONY - ODCINEK 6

Studio Modelingu Paznokci należące do Andżeliki Paneczko mieściło się w niewielkim, lecz bardzo eleganckim lokalu na parterze wybudowanych niedawno sześciopiętrowych apartamentowców, które można byłoby uznać za ładne, gdyby nie kontrastowały z kamienicami stojącymi po drugiej stronie ulicy. Mróz nie był wciąż zbyt silny i nie osadzał szronu, dlatego przez przeszklone szyby widać było dokładnie całe wnętrze, łącznie z imponującą wystawką najróżniejszych pilników, będących po trosze prezentacją narzędzi pracy pani Andżeliki, a po trosze pochwaleniem się kolekcją, którą pieczołowicie uzupełniała. Oprócz nich było tam właściwie tylko miejsce dla manikiurzystki i klientki lub klienta oraz dwa krzesła dla czekających.
Jacek umówił się z właścicielką pod koniec dnia pracy, dzięki czemu miał szansę na dyskretną rozmowę. Wprawdzie mógł zdobyć od pani Andżeliki, manikiurzystki wielu znanych osób, niezbędne informacje bez konieczności korzystania z jej usług, na przykład zapraszając ją do kawiarni, jednak uznał, że tak będzie bardziej naturalnie. Przecież na pewno nieraz plotkowała ze swoimi klientkami, dlatego podczas zajmowania się dłońmi Jacka mogła sobie przypomnieć więcej cennych szczegółów.
– Pani Indża to była bardzo zadbana kobieta. Ona tak z daleka wyglądała może chropawo, ale dbała o każdy szczegół. Na paznokcie do mnie wpadała przynajmniej raz w tygodniu, bo ta ich fundacja jest blisko. Czasem przyciągała te swoje koleżanki, ale one za tym nie przepadały, zwłaszcza pani Staniec.
– Dlaczego?
– Ja nie wiem, czy ona sobie kiedykolwiek robiła paznokcie. Nie lubiła tego i jeszcze podkreślała, że nawet żadnego pilniczka nie posiada. Pani Kasia Bieńkowska to i owszem, zadbana była, ale paznokcie wolała sobie robić sama.
– To po co przychodziły?
– Bo im kazała. Ona była prezeską i mówiła im, że tu muszą omówić wszystkie szczegóły różnych akcji. Ale dokładnie jakich to panu nie powiem, bo średnio się na tej ich polityce wyznawałam. To wszystko miało być generalnie dla dobra zwykłych kobiet i może nawet było, tylko ja tego nie rozumiałam… – Z uznaniem przyjrzała się paznokciom Jacka. – Dobrze się pan odżywia, mocne paznokietki pan ma.
– Ze wszystkimi naraz tu przychodziła?
– No gdzie, mój salonik malutki. Zwykle po dwie, góra trzy przyłaziły. Najczęściej z taką jej asystentką, Olą. Wtedy plotkowały głównie o tej Staniec i Kasi Bieńkowskiej. A jak była z tą Staniec, to o Bieńkowskiej i na odwrót. Jak to kobiety. Tylko jak była z takim Bonifacym, pisarzem podobno, to gadała o wszystkich.
– On też sobie robił manikiur?
– Nie potrzebował, paznokietki to on ma zadbane. Wiadomo pedał… – wyrwało się pani Andżelice, ale od razu się zreflektowała – znaczy gej. I to taki bardziej zniewieściały, ja się na tym znam. Bo ci męscy to aż tacy zadbani nie są. To znaczy od przeciętnego faceta oczywiście są lepiej umyci i ładniej pachną, ale jednak mniej od tych, co u nich za kobitki robią – dokonała fachowego porównania hetero- i homoseksualnej grupy mężczyzn.
– Zrozumiałem. Czyli w tych rozmowach nie wyróżniali nikogo?
– To zależy. Najbardziej się śmiali z tej Bogdańskiej. Pani Indża dawała wyraźnie do zrozumienia, że trzyma ją z łaski, bo się dziewczyna generalnie nie nadaje. A pan Barszczyk to chyba za nią nie przepadał. I z wzajemnością, bo jak ona tu była, to parę razy coś tam powiedziała o nim niemiłego. Że beztalencie i tak dalej. Pani Indża chyba jednak uważała, że on jakiś talent ma, bo wyjątkowo nie pozwalała na niego najeżdżać.
Jacek zerknął przez ułamek sekundy na ulicę. Ruch samochodowy był spory, miejsce na firmę usługową wydawało się idealne. Wprawdzie miejsc parkingowych nie było obok zbyt dużo, za to jedno z nich było zarezerwowane dla klientów Studia Modelingu Paznokci. W tej chwili nie było zajęte, gdyż Jacek jak wszędzie przemieszczał się biegiem, trenując do maratonu, a gdy warunki pogodowe były wyjątkowo niesprzyjające, korzystał z komunikacji miejskiej. Jednak miejsce nie było puste. Stał na nim mężczyzna usiłujący ukryć swoją sylwetkę za parkującym tuż obok niebieskim samochodem terenowym. Nie schował się za nim jednak całkowicie, po pierwsze dlatego, że nie pozwalały na to rozmiary auta, a po drugie dlatego, że prowadził obserwację znajdującego się w środku Studia Modelingu Paznokci detektywa.
Jacek uśmiechnął się ucieszony, że wróciły stare, jak zwykle dobre, czasy, i zapytał panią Andżelikę:
– A czy o czymś szczególnym ostatnio często pani Indża z kimś rozmawiała?
– Tak. Od jakiegoś czasu i z Barszczykiem, i z Bogdańską mówili głównie o pani Kasi Bieńkowskiej. Uważali, że chce wysadzić panią Indżę z siodła…
– Jak?
– Podobno miała dowody, że pani Indża lubi czasem ponarzucać się młodym wolontariuszom. I dzwoniła po znajomych dziennikarkach, żeby ruszyły temat. Ale pani Indża się z niej tylko śmiała. A jak jej asystentka powiedziała, że jej zdaniem to obie te wiceprezeski chcą się jej pozbyć, to powiedziała, że teraz jest jeszcze spokojniejsza. Bo zanim się wezmą razem do jej obalania, to się nawzajem pozagryzają, chociaż to podobno dobre przyjaciółki są. Poza tym mówiła, że jeszcze się nie urodził taki dziennikarz, który by coś przeciw niej napisał, więc może spać spokojnie. – Pani Andżelika z coraz większym zadowoleniem patrzyła na swoje najnowsze dzieło, trochę jak malarz zadowolony z udanego obrazu. – Chociaż chyba się trochę bała pani Kasi.
– Myśli pani, że miała kogo?
– Nie wydaje mi się. Pani Kasia to z nich najsympatyczniejsza jest. Taka wiecznie uśmiechnięta i życzliwa. Ale może coś ją rzeczywiście zdenerwowało i zaniosła to do gazet?
– A uważa pani, że pani Indża mogła rzeczywiście czegoś chcieć od wolontariuszy?
– Tego to ja nie wiem – powiedziała kobieta wymijająco. – Ale miałam kiedyś taką klientkę, po którą mąż przyszedł i siedział na krzesełku. No i wpadła pani Indża, bo miałam jej robić manikiur zaraz po tej klientce. A ona zaczęła tego jej męża regularnie podrywać. Facet zgłupiał, bo ze trzydzieści lat młodszy, żona obok. Ja się nie wtrącałam, ale też się dziwnie czułam. Dopiero jak klientka z mężem wyszła, to tak coś wspomniałam mimochodem. A wtedy pani Indża powiedziała, że mężczyzna to tylko mężczyzna i nawet gej, gdy się go odpowiednio ładnie poprosi, to się zgodzi. Tak powiedziała. Jej się chyba wydawało, że się naprawdę chłopom podoba. – Przyjrzała się z uwagą paznokciom Jacka. – No, gotowe.
– Moje paznokcie chyba nigdy nie wyglądały tak dobrze – stwierdził samokrytycznie Jacek. Kątem oka zauważył jednak, jak pani Andżelika chowa pilniczki do większego pojemnika kryjącego mnóstwo innych jej narzędzi pracy. – Ładne cacka tu pani ma.
– Prawda. Te dwa najładniejsze to od pani Kasi. Sama je zrobiła.
– Sama?

– Tak. Ma takie hobby. Robi biżuterię. I jak kiedyś zobaczyła, że mi się połamały, to powiedziała, że mi je obsadzi. Na początku nie chciałam, bo to przecież grosze kosztuje, to masówka w zasadzie. Ale powiedziała, że to ją odpręża i że zrobi to dla przyjemności. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz