Suknia
ślubna Anny Sobani była naprawdę wspaniała. Uszyta z jedwabiu przetykanego
złotymi nitkami i ozdobiona szlachetnymi kamieniami robiła wrażenie. Mecenas
Błażej Sakowicz musiał się na nią solidnie wykosztować i nie żałowałby
absolutnie tego wydatku, gdyż Sakowiczowie nigdy nie skąpili swoim żonom
pieniędzy, gdyby tylko jego przyszła małżonka była z niej zadowolona.
– No jak ja w tym
wyglądam! – krzyczała do niego z drugiego pokoju, gdyż naturalnie nie pozwoliła
mu zobaczyć się w swojej ślubnej kreacji, aby nie zapeszyć.
– Jestem pewien, że
wyglądasz zjawiskowo.
– Tak. Jak zjawiskowa
hipopotamica! – oceniła krytycznie stan swojej talii, zniekształconej już nieco
przez prawie szósty miesiąc ciąży.
– To niemożliwe, żabko –
zaprzeczył automatycznie mecenas Sakowicz, zajęty w tej chwili przymierzaniem
swojego ślubnego garnituru.
– Możliwe! Odwołujemy
ślub! – stwierdziła stanowczo pani redaktor.
– Błagam cię, tylko nie
teraz znowu… – westchnął Błażej, który przeżył już w ostatnim miesiącu około
dwudziestu odwołań ślubu.
– A kiedy mamy to zrobić?
Ślub za dwa tygodnie, a ja nawet nie mam porządnej sukni!
– Żabko, ja naprawdę mam
teraz za dużo na głowie, żeby się przejmować takimi rzeczami…
– Jakimi rzeczami?! A
czym ty masz się przejmować, jak nie naszym ślubem?!
– No właśnie nim się
przejmuję. Chciałem tacie w trakcie wesela opowiedzieć o planach rozbudowy
kancelarii, a Marzena się postawiła, że na razie nic nie będziemy rozbudowywać.
Nie wiem, co jej odbiło. Powinniśmy wykorzystać dobrą koniunkturę, a ona stroi
fochy i złości się nie wiadomo o co. Na dodatek wczoraj, wchodząc do kancelarii,
poczułem kiszone ogórki. Jak mamy przyciągać klientów, skoro ona mi takie
numery robi i trzyma na swoim biurku otwarty słoik z ogórkami… – Mecenas
Sakowicz umilkł, gdyż z drugiego pokoju dobiegł go straszliwy huk. – Wszystko
dobrze, żabciu?
Zamiast odpowiedzi
zobaczył w drzwiach pokoju swoją przyszłą małżonkę, która wpatrywała się w
niego z nienawiścią, jakby gotowa w każdej chwili użyć resztek wielkiej wazy
trzymanej w rękach. Błażej, choć przywykł już do zmiennych humorów Ani, a
szczególnie jej nagłych napadów złości, tym razem przestraszył się nie na
żarty. Nigdy wcześniej nie widział jej bowiem w takim stanie.
– Ty draniu! – wrzasnęła
pani redaktor i żeby nie być gołosłowną, cisnęła w Błażeja resztką wazy.
Mecenas Sakowicz
wprawdzie uchylił się zgrabnie, ale ceramiczna skorupa mimo amortyzacji w postaci
firanki sprawiła, że szyba w oknie pękła, a do wnętrza wpadło rześkie wiosenne
powietrze.
– Ależ żabko, nie
rozumiem, o co ci chodzi…
– Nie rozumiem?! Jeszcze
się nie domyśliłeś, że ona jest w ciąży?!
– O Boże, ona też?! –
jęknął zdesperowany Błażej, któremu bliska współpraca z dwoma ciężarnymi
kobietami wydała się ponad siły.
– Trzeba jej było tego
bachora nie robić, a nie teraz jojczeć!
– Ależ żabko, zapewniam
cię, że z Marzeną łączą mnie wyłącznie interesy!
– Tak?! To kto jej tego
dzieciaka zmajstrował?! Z tym Włochem się przecież już dawno rozstała.
– To prawda – zamyślił
się Błażej. – Nie zauważyłem, żeby się z kimś spotykała.
– Nie mydl mi oczu. Wiem,
że to ty! – Ania rzuciła się w stronę Błażeja, a ponieważ nie miała nic ciężkiego
pod ręką, wyciągnęła przed siebie dłonie, aby nimi uchwycić niewiernego
narzeczonego.
– Ale żabko, spytaj
choćby Tomka Procha, przecież on ci wszystko donosi!
– Co?! Skąd o tym wiesz!?
Powiedział ci?!
– Nie, Jacek tak mówił. Tomek
miał cię informować o wszystkich przychodzących do mnie kobietach, bo inaczej zagroziłaś
mu zwolnieniem.
– To nieprawda! Chyba mu nie
wierzysz?! – Błażej był w tej chwili gotów potwierdzić wszystko, byleby tylko
uspokoić Anię, ale jego kiwnięcie głową nie wypadło zbyt przekonująco. – Znaczy,
wierzysz mu. Czyli musiałeś się dowiedzieć od Tomka…
– Ale żabko, skoro to
nieprawda, to od Tomka nie mogłem się niczego dowiedzieć – zauważył przytomnie
Błażej. Nawet zbyt przytomnie jak na fakt, że miał przed sobą rozwścieczoną narzeczoną,
do której nie docierały żadne rzeczowe argumenty.
– Nie mydl mi oczu!
Odwołujemy ślub!
– Ale dlaczego?
– To i tak nie miałoby
sensu. Zobaczyłeś mnie w sukni ślubnej. Nie mamy przed sobą żadnej przyszłości!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz