niedziela, 18 listopada 2018

PAN PRZYPADEK I KRYMINALIŚCI - DZIESIĘCIU MULATKÓW - ODCINEK 14


Suknia ślubna Anny Sobani była naprawdę wspaniała. Uszyta z jedwabiu przetykanego złotymi nitkami i ozdobiona szlachetnymi kamieniami robiła wrażenie. Mecenas Błażej Sakowicz musiał się na nią solidnie wykosztować i nie żałowałby absolutnie tego wydatku, gdyż Sakowiczowie nigdy nie skąpili swoim żonom pieniędzy, gdyby tylko jego przyszła małżonka była z niej zadowolona.
– No jak ja w tym wyglądam! – krzyczała do niego z drugiego pokoju, gdyż naturalnie nie pozwoliła mu zobaczyć się w swojej ślubnej kreacji, aby nie zapeszyć.
– Jestem pewien, że wyglądasz zjawiskowo.
– Tak. Jak zjawiskowa hipopotamica! – oceniła krytycznie stan swojej talii, zniekształconej już nieco przez prawie szósty miesiąc ciąży.
– To niemożliwe, żabko – zaprzeczył automatycznie mecenas Sakowicz, zajęty w tej chwili przymierzaniem swojego ślubnego garnituru.
– Możliwe! Odwołujemy ślub! – stwierdziła stanowczo pani redaktor.
– Błagam cię, tylko nie teraz znowu… – westchnął Błażej, który przeżył już w ostatnim miesiącu około dwudziestu odwołań ślubu.
– A kiedy mamy to zrobić? Ślub za dwa tygodnie, a ja nawet nie mam porządnej sukni!
– Żabko, ja naprawdę mam teraz za dużo na głowie, żeby się przejmować takimi rzeczami…
– Jakimi rzeczami?! A czym ty masz się przejmować, jak nie naszym ślubem?!
– No właśnie nim się przejmuję. Chciałem tacie w trakcie wesela opowiedzieć o planach rozbudowy kancelarii, a Marzena się postawiła, że na razie nic nie będziemy rozbudowywać. Nie wiem, co jej odbiło. Powinniśmy wykorzystać dobrą koniunkturę, a ona stroi fochy i złości się nie wiadomo o co. Na dodatek wczoraj, wchodząc do kancelarii, poczułem kiszone ogórki. Jak mamy przyciągać klientów, skoro ona mi takie numery robi i trzyma na swoim biurku otwarty słoik z ogórkami… – Mecenas Sakowicz umilkł, gdyż z drugiego pokoju dobiegł go straszliwy huk. – Wszystko dobrze, żabciu?
Zamiast odpowiedzi zobaczył w drzwiach pokoju swoją przyszłą małżonkę, która wpatrywała się w niego z nienawiścią, jakby gotowa w każdej chwili użyć resztek wielkiej wazy trzymanej w rękach. Błażej, choć przywykł już do zmiennych humorów Ani, a szczególnie jej nagłych napadów złości, tym razem przestraszył się nie na żarty. Nigdy wcześniej nie widział jej bowiem w takim stanie.
– Ty draniu! – wrzasnęła pani redaktor i żeby nie być gołosłowną, cisnęła w Błażeja resztką wazy.
Mecenas Sakowicz wprawdzie uchylił się zgrabnie, ale ceramiczna skorupa mimo amortyzacji w postaci firanki sprawiła, że szyba w oknie pękła, a do wnętrza wpadło rześkie wiosenne powietrze.
– Ależ żabko, nie rozumiem, o co ci chodzi…
– Nie rozumiem?! Jeszcze się nie domyśliłeś, że ona jest w ciąży?!
– O Boże, ona też?! – jęknął zdesperowany Błażej, któremu bliska współpraca z dwoma ciężarnymi kobietami wydała się ponad siły.
– Trzeba jej było tego bachora nie robić, a nie teraz jojczeć!
– Ależ żabko, zapewniam cię, że z Marzeną łączą mnie wyłącznie interesy!
– Tak?! To kto jej tego dzieciaka zmajstrował?! Z tym Włochem się przecież już dawno rozstała.
– To prawda – zamyślił się Błażej. – Nie zauważyłem, żeby się z kimś spotykała.
– Nie mydl mi oczu. Wiem, że to ty! – Ania rzuciła się w stronę Błażeja, a ponieważ nie miała nic ciężkiego pod ręką, wyciągnęła przed siebie dłonie, aby nimi uchwycić niewiernego narzeczonego.
– Ale żabko, spytaj choćby Tomka Procha, przecież on ci wszystko donosi!
– Co?! Skąd o tym wiesz!? Powiedział ci?!
– Nie, Jacek tak mówił. Tomek miał cię informować o wszystkich przychodzących do mnie kobietach, bo inaczej zagroziłaś mu zwolnieniem.
– To nieprawda! Chyba mu nie wierzysz?! – Błażej był w tej chwili gotów potwierdzić wszystko, byleby tylko uspokoić Anię, ale jego kiwnięcie głową nie wypadło zbyt przekonująco. – Znaczy, wierzysz mu. Czyli musiałeś się dowiedzieć od Tomka…
– Ale żabko, skoro to nieprawda, to od Tomka nie mogłem się niczego dowiedzieć – zauważył przytomnie Błażej. Nawet zbyt przytomnie jak na fakt, że miał przed sobą rozwścieczoną narzeczoną, do której nie docierały żadne rzeczowe argumenty.
– Nie mydl mi oczu! Odwołujemy ślub!
– Ale dlaczego?
– To i tak nie miałoby sensu. Zobaczyłeś mnie w sukni ślubnej. Nie mamy przed sobą żadnej przyszłości!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz