wtorek, 20 listopada 2018

PAN PRZYPADEK I KRYMINALIŚCI - DZIESIĘCIU MULATKÓW - ODCINEK 16


Jest coś takiego w maminych zupach, jakiś czarodziejski składnik, nieznana nikomu innemu przyprawa, sposób przyrządzania oparty na magicznych wykresach czasowych, precyzyjnych co do ułamka sekundy, że zawsze smakują one w sposób absolutnie wyjątkowy. Nawet wtedy, gdy nasza rodzicielka przygląda się nam uważnie i, wprawdzie wprost nie popędzając, daje nam wzrokiem do zrozumienia, żebyśmy nieco szybciej wywijali łyżką, bo ona ma nam bardzo ważne pytanie do zadania. A nawet serię bardzo ważnych, niecierpiących zwłoki pytań.
Jacek zdawał sobie z tego doskonale sprawę, ale zacierkowa przyrządzana przez panią Felicję była tak wyjątkowa, że nie był w stanie zająć głowy niczym innym, jak tylko pochłanianiem kolejnego talerza. I nawet znaczące chrząknięcie rodzicielki, gdy poprosił o trzecią dolewkę nie mogło w żaden sposób przeszkodzić mu w rozkoszowaniu się magicznymi zacierkami. Zwłaszcza że utrzymywały one swoją moc tylko przez pół godziny, później stawały się już bardziej podobne do mącznych pestek, którymi były. Dlatego zupę tę należało jeść jak najszybciej po ugotowaniu, gdyż potem pryskało wiele z jej magicznego czaru.
– No dobrze, mamo, teraz możesz mnie pytać – oświadczył, gdy zrozumiał, że żadną miarą nie da rady wlać w siebie już ani jednej łyżki.
– Mówisz to tak, jakbym cię miała zamiar przesłuchać – odparła nieco oburzona pani Felicja.
– A nie jest tak?
– Oczywiście, że nie. Chcę tylko dowiedzieć się kilku rzeczy.
– Aha. Zatem pytaj.
– Od jak dawna wiedziałeś o tym, że twój ojciec ma nieślubne dziecko?
– Od kilku miesięcy.
– To dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?
– Przecież i tak byłaś w trakcie rozwodu z tatą. Nie rozwiodłabyś się z nim przez to bardziej – stwierdził Jacek z brutalną szczerością, co było niezwykłe w jego stosunkach z matką, wobec której starał się zawsze być jak najdelikatniejszy.
– Ale przynajmniej wiedziałabym, o czym mówi, gdy sam się do tego przyznał. A tak wyszłam na idiotkę, kiedy mi oznajmiał, kogo właśnie zatrudnił w kancelarii.
– Upewnił się wcześniej, że nie ma już u ciebie najmniejszych szans? – zapytał Przypadek, a pani Felicja kiwnęła potakująco głową. – Czyli jednak bardziej zależało mu na tobie niż na niej.
– To dla mnie marne pocieszenie. Zauważ też, że nie odziedziczysz niczego z jego kancelarii.
– Z tym pogodziłem się już dawno. Po co zresztą miałbym cokolwiek dziedziczyć, skoro sam nie mam zamiaru uprawiać tego zawodu? Moja siostrzyczka się do tego dużo lepiej nadaje. Przypomina tatę, tylko jest od niego bardziej błyskotliwa i cwana. Nie zdziwiłbym się, gdyby któregoś dnia okazało się, że ona ma wszystko, a on nic.
– Naprawdę? – zapytała pani Felicja, a Jacek pomyślał, że trudno stwierdzić, czy w jej głosie więcej było troski o mężczyznę czy radości z ewentualnego pognębienia wiarołomnego męża.
– Nie mówię, że na sto procent – zastrzegł się Przypadek. – Ale jestem pewien, że ojciec jej nie docenia i może się na tym przejechać.
– To może by go jednak ostrzec? – W pani Felicji wzięła górę zatroskana kobieta.
– To nic nie da. Musi się sam o tym przekonać. – Jacek poklepał się po brzuchu. – Chyba muszę to jak najszybciej spalić. – Podniósł się.
– Poczekaj, jeszcze nie skończyłam.
– Czyli przesłuchanie?
– Od razu przyznałam, że chcę się dowiedzieć kilku rzeczy.
– To czego jeszcze chciałabyś się dowiedzieć, mamo?
– Dzwoniła do mnie pani Irmina i pytała, czy ty się czasem na nią nie obraziłeś?
– Absolutnie nie – odpowiedział rozbawiony Jacek.
– Podobno w ogóle przestałeś u niej bywać.
– Powiedzmy, że nie chcę zawracać jej głowy. A za jakiś czas tajemnica wyjaśni się sama i uwierz mi, że pani Irmina będzie wtedy niezwykle szczęśliwą osobą. Wiem, że nieco się teraz denerwuje, ale robię to dla jej dobra…
– Synku, nie można za nikogo decydować, co jest dla niego dobre, a co złe.
– Czasem nie ma wyjścia. Inaczej się nie da.
– Nie możesz jej tego wyjaśnić?
– Na razie nie mogę. Sytuacja jeszcze do tego nie dojrzała. Ale kiedy tak się stanie, powiem jej wszystko. Obiecuję.
– Nic nie rozumiem – rzekła pani Felicja, co nie do końca było prawdą. Doskonale bowiem pojmowała, że syn robi wszystko, aby nie wyjawić jej motywów swojego postępowania. – To może chociaż mi powiesz, co zrobiłeś Marzenie?
– Ona też do ciebie dzwoniła? – Jacek lekko zesztywniał.
– Nie. Przyszła mnie odwiedzić, a potem przez półtorej godziny mówiła właściwie o niczym. I chociaż może nie jestem tak przenikliwa jak ty, domyśliłam się, że coś się między wami stało i dlatego zdecydowała się tu przyjść.
– Masz rację, mamo. To skomplikowane…
– Znowu się wykręcasz od odpowiedzi.
– Nie, mamo. To naprawdę skomplikowane. To ma związek z Basią. – Głos Jacka był tak grobowo poważny, że pani Felicja miała pewność, iż tym razem syn nie wymiguje się od odpowiedzi. Poprosiła jedynie:
– Tylko nie zrób Marzenie krzywdy. Bardzo ją lubiłam. A nawet cały czas lubię.
– Możesz być o to spokojna. Zrobię wszystko, żeby była szczęśliwa – zapewnił ją Jacek. Pani Felicji przez głowę przemknęła myśl, że może to oznaczać renesans ich związku. Detektyw to wyczuł, dlatego dokończył: – Chociaż to nie ja jestem jej pisany.
– Mówisz dzisiaj samymi zagadkami. Może chociaż mi wyjaśnisz, dlaczego Polskie Książki błyskawicznie podpisały ze mną umowę i chcą jak najszybciej wydać Detektywa w meloniku? W pierwszej chwili wprawdzie pomyślałem, że wreszcie ktoś tam przeczytał moją książkę, ale potem dzwoniąca do mnie pani pogratulowała mi kochającego syna. Co ty zrobiłeś?
– Obiecałem, że wyciągnę z więzienia człowieka, na którym im zależy.
– Czyli nadal to, co piszę, nie spełnia wymogów drukowalności…
– Mamo, spełnia w stu procentach. Polskie Książki i tak chciały cię wydać – skłamał gładko Jacek. Była zapewne jedyną osobą na świecie, której nigdy nie mówił prawdy mogącej ją dotknąć. – Tylko trochę później. Dzięki mnie po prostu przyspieszyły decyzję…
– Chyba lepiej bym się czuła, gdyby nie przyspieszali. Nie wiem, czemu tak ci zależało na czasie.
– Po pierwsze, uważam, że to świetna rzecz. A po drugie, słyszałem, że wydawnictwa potrafią przez parę lat odkładać decyzję o wydaniu i w końcu zrezygnować. Nie chciałem, żeby cię to spotkało.
– Jeśli Detektyw w meloniku jest naprawdę dobry…
– Mamo, żyjesz w nierealnym świecie, w którym wydaje się książki godne wydania, a te niegodne lądują w koszu.
– No nie, aż tak oderwana od rzeczywistości nie jestem, wiem, że czasem może się zdarzyć coś wprost przeciwnego.
– Czasem to się może zdarzyć coś właśnie takiego, a rzeczy przeciwne zdarzają się z rzadka. O wydaniu książki coraz częściej decyduje tysiąc innych rzeczy, a w coraz mniejszym stopniu jej prawdziwa wartość. Zresztą tak pewnie było zawsze, można choćby poczytać Martina Edena. Dlatego postanowiłem, że twoja książka ukaże się jak najszybciej i będzie ogromnym sukcesem.
– Bardzo ci dziękuję…
– Jeszcze za wcześnie na podziękowania…
– Premiera za niecałe dwa miesiące.
– Premiera to tylko początek. Nie zapominaj, że wciąż jesteś moją mamą i cały ten zakochany w sobie półświatek będzie na ciebie patrzył z delikatną niechęcią. Ale postaram się być jak najdłużej grzeczny i nie zrażać ich do siebie, zanim nie staniesz się autorką bestsellera. – Słowa te zabrzmiały w ustach Jacka nie jak obietnica, a raczej jak złowieszcza groźba, po której w horrorze klasy B niebo powinna przeszyć błyskawica zlewająca się z rykiem grzmotów, dopełniona demonicznym śmiechem detektywa.
– Mam tylko nadzieję, że nie złamiesz przy tym prawa.
– Dla ciebie, mamo, wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz