Marek
Brytan czekał na policjantów w mieszkaniu babci. Ubrany był jak zwykle bardzo
starannie, elegancko, rzec by można, że zgodnie z wojskowym drylem. Nie
znaczyło to absolutnie, że miał na sobie jakieś części umundurowania czy też ubiór
paramilitarny. Po prostu cały wyglądał, jakby razem z ubraniem został elegancko
wyprasowany. Wszystko na nim było w kancik i nie nosiło najmniejszego śladu
pogniecenia. Całości dopełniały cienkie skórzane rękawiczki, które miał na
dłoniach, chociaż byli we wnętrzu.
Jednak sądząc po jego
minie i nieco nerwowych ruchach, całemu temu wizerunkowi groziło za chwilę
runięcie. Wprawdzie Marek próbował się opanować, ale nie potrafił usiedzieć w
miejscu na fotelu.
– Panowie sobie żartują?!
– Brytan spojrzał niechętnie na policjantów i na Jacka. – Dlaczego moja babcia
miałaby zapisywać cały majątek swojemu lokatorowi?!
– No cóż, podejrzewamy,
że był to jedyny sposób, aby skłonić go do świadczenia pewnych usług na jej
rzecz. – Podkomisarz Łoś uśmiechnął się kpiąco.
– Pan obraża moją babcię!
– I mam uwierzyć, że nie
zdawał pan sobie sprawy z jej bujnego temperamentu?
– Oczywiście, że sobie
zdawałem. Ale wiedziałem niestety równie dobrze, że babcia nie ma najmniejszych
problemów ze znalezieniem chętnych do… – Zawahał się i dokończył z wyraźną
goryczą: – …tych rzeczy. Właśnie dlatego nie musiała za nie płacić.
– To prawda, ale
najlepiej smakuje zakazany owoc – stwierdził Jacek. – A pan Kowalski był tak
bardzo niezainteresowany pańską babcią, że mogła nie widzieć innego sposobu.
– Zapewniam pana, że
mogła. – Marek Brytan wstał i odsunął szufladę biurka babci. Wyjął z niej
figurkę mężczyzny z hebanu poprzekłuwaną szpileczkami w najróżniejszych
miejscach. – I przyznam, że moim zdaniem dopięła swego. – Położył obok figurki tubkę
z maścią.
Podkomisarz Łoś odkręcił
ją natychmiast i na jego rękę wylała się czarna maź.
– Co to jest?! – zapytał
lekko przestraszony policjant, wycierając dłoń chusteczką podaną mu przez Smańkę.
– Z tego, co znalazłem w
internecie, to jest jakaś afrykańska maść na potencję. A ten hebanowy pan to
pewnie Jan Kowalski.
Łoś i Smańko z zabobonnym
strachem spojrzeli na poprzekłuwaną figurkę i tylko Jacek spokojnie zapytał:
– I naprawdę uważa pan,
że pańska babcia za pomocą tych narzędzi usidliła swojego lokatora?
– Wiem, to nie brzmi zbyt
mądrze – przyznał Brytan. – Ale babcia zawsze miała w rodzinie opinię czarownicy.
I to z różnych powodów. Zresztą sami panowie wiedzą, że cieszyła się wciąż
wielkim powodzeniem u mężczyzn i to co najmniej dwa razy od niej młodszych. Jak
to inaczej wytłumaczyć? – Spojrzał na policjantów i znalazł w ich oczach
zrozumienie, a nawet odrobinę współczucia. Niestety, w pokoju był ktoś jeszcze.
– A w jaki sposób znalazł
pan te rzeczy? – zapytał Przypadek z właściwym sobie ironiczno-dobrotliwo-pobłażliwym
wyrazem twarzy.
– Przeglądałem biurko
babci, sprawdzając, czy nie ma tam czegoś ważnego – odpowiedział spokojnie wnuczek
pani Pahl.
– Jest pan pewien, że to
było w szufladzie biurka?
– Tak – potwierdził. – Czy
to ma jakieś znaczenie?
– Owszem. I myślę, że pan
podkomisarz będzie mógł zweryfikować pańskie słowa na podstawie protokołu z
przeszukania mieszkania po morderstwie. – Ironiczny uśmieszek nie znikał z
twarzy Jacka. – Bo zakładam, że szuflada biurka musiała zostać przeszukana. A
taka laleczka voodoo poprzebijana szpilkami musiałaby wzbudzić ich podejrzenie
i nie zostałaby niezauważona.
– O co panu chodzi?! – zirytował się Brytan i
choć podkomisarz Łoś nie dodał ani słowa, widać było, że to samo pytanie ciśnie
mu się na usta.
– O to, że pan jednak
wierzy w to, że babcia zdążyła napisać testament. Może nawet go pan znalazł w
trakcie przeszukiwania jej mieszkania. Zakładam bowiem, że ta laleczka i maść musiały
być dobrze ukryte, zatem pańska babcia nie trzymała jej ot tak, w szufladzie
biurka.
– W szufladzie czy nie w
szufladzie to bez znaczenia. Daję słowo, że znalazłem je w tym mieszkanku.
– W to absolutnie wierzę.
– Przypadek pokiwał głową.
– Więc proszę też
uwierzyć, że moim zdaniem babcia nie musiała się aż tak poniżać, aby zapisywać
mu cały majątek za kilka chwil przyjemności!
– Tego już nie będziemy
wiedzieć na pewno. – Jacek wziął do ręki zakręconą tubkę i hebanową figurkę, a
potem powąchał obie. – No tak, to wiele wyjaśnia.
– Co wyjaśnia?! I jakim
prawem przesłuchuje mnie taka osoba jak ten pan?!
– To ja pana
przesłuchuję! – zaznaczył groźnie podkomisarz.
– Jakoś tego nie
zauważyłem – prychnął pogardliwie Brytan, co było wielkim błędem. Wiedział to
zarówno Jacek, który spojrzał ciekawie na podkomisarza, jak i starszy aspirant
Smańko, który zaczął udawać nagłe zainteresowanie sztuką współczesną i
przyglądać się marmurowym kuleczkom o różnych rozmiarach poprzyklejanych do
kawałka plastiku. Zdziwiłby się zapewne, że dzieło to nazywa się Afrodyta na plaży. Tego jednak nie mógł
nawet przypuszczać, bo rzeźba nie była podpisana.
– Mówi pan, że pan tego
nie zauważył – wycedził przez zęby wściekły podkomisarz, a ton jego głosu sprawił,
że Brytan nieco się wzdrygnął. – To może lepiej pan to zauważy, gdy pana aresztuję
za składanie fałszywych zeznań i porozmawiamy na komendzie!
– Źle mnie pan zrozumiał,
panie podkomisarzu…
– Zrozumiałem pana
świetnie. I widzę, że bardzo chętnie widziałby pan Kowalskiego za kratkami, bo
nawet gdyby się odnalazł testament, to on, jako morderca, nie mógłby
dziedziczyć i wszystko trafiłoby do pana. Zastanawiam się tylko, czy ta niechęć
ma jedynie podłoże finansowe, czy też przy okazji wiąże się z pańskimi poglądami.
– O, wypraszam sobie, nie
jestem żadnym rasistą! A Janka na początku nawet dość polubiłem, bo można było
z nim fajnie pogadać. Ale potem się wmieszała ta jego nowa dziewczyna, Kaja
Figacz. To straszna lewaczka, co powiem słowo, to ona od razu mi wyjeżdża z
faszystą. Więc zacząłem go unikać.
– A mnie się wydaje, panie
Brytan, że przestał go pan lubić, kiedy zorientował się pan, że Kowalski może
panu sprzątnąć sprzed nosa majątek babci – stwierdził bezlitośnie podkomisarz
Łoś, poruszając przy tym jednym z ostrzy wbitych w figurkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz