wtorek, 27 listopada 2018

PAN PRZYPADEK I KRYMINALIŚCI - DZIESIĘCIU MULATKÓW - ODCINEK 21


Marek Brytan ledwo dyszał, stojąc przed drzwiami mieszkania swojej babci, pilnowanymi dzisiaj przez aspiranta Jęczmyka. Wbiegł właśnie pędem po schodach i z trudem łapiąc powietrze, usiłował przekonać policjanta:
– Mówię panu, z okna widać dym…
– Nic tu nie czuję – zauważył sceptycznie Jęczmyk.
– Ale widziałem z zewnątrz, że się unosi. Zostawiłem uchylony lufcik w pokoju, zanim zaplombowaliście z powrotem to mieszkanie. Pewnie jakieś zwarcie instalacji. Proszę sprawdzić.
– Ja tu muszę pilnować i nikogo nie mogę wpuszczać do mieszkania!
– To niech pan nie wpuszcza, tylko wejdzie do środka i sprawdzi. Bo jeśli pan tego nie zrobi i to mieszkanie się spali, będzie pan mi musiał zapłacić odszkodowanie za straty.
Aspirant Jęczmyk spojrzał na Brytana. W sumie rzeczywiście niewiele ryzykuje. Wejdzie do środka, zamknie drzwi na zasuwę i tamten się tu nie dostanie. A on błyskawicznie sprawdzi, czy rzeczywiście nie ulatnia się dym.
– Proszę tutaj zaczekać – zarządził Jęczmyk i wszedł do środka. Rozejrzał się dokładnie po mieszkaniu, pociągając przy tym nosem, ale tak jak się spodziewał, nie wyczuł dymu.
Co ten Brytan kombinuje? – zastanawiał się policjant. – A koledzy mówili, żebym się trzymał z dala od wszystkich spraw podkomisarza Łosia i Przypadka, bo to same dziwactwa, w których się tylko można narazić ważnym ludziom. – Rozejrzał się jeszcze raz po mieszkaniu. – Co ten Brytan kombinuje? – pomyślał ponownie. – A, nieważne, zaraz mu powiem do słuchu.
Pewnym siebie krokiem aspirant Jęczmyk wyszedł z mieszkania i… zaniemówił.
– To tak się pilnuje mieszkania? – zapytał groźnie podkomisarz Łoś, obok którego stał uśmiechnięty detektyw Przypadek.
– Ale ja… ja… – jąkał się Jęczmyk. – Ten Brytan powiedział, że jest jakiś dym w środku i że mnie zaskarży…
– A wy się daliście nabrać na ten numer? Postawiłem was przed tymi drzwiami, bo wszyscy mówili, że zawsze dobrze wypełniacie rozkazy, a tu taki zawód… – westchnął podkomisarz Łoś.
– Przecież nic się nie stało – powiedział zdezorientowany Jęczmyk.
– Jak to nic? Przez was podejrzany w sprawie zabójstwa dokonał włamania.
– Nikt się nie włamał – zapewnił aspirant. – Zamknąłem za sobą dobrze drzwi.
– Do mieszkania naprzeciwko się włamał – zdenerwował się Łoś, a Jęczmyk pomyślał, że albo jego przełożony zwariował, albo sprawy przez niego prowadzone są jeszcze dziwniejsze, niż mu się wydawało.
– Pan już da spokój, panie podkomisarzu – poprosił Przypadek. – Nie musi mi pan oddawać tej stówy, o którą się założyliśmy, że pan aspirant nie zejdzie z posterunku…
– O nie, dług sprawa honorowa – obruszył się Łoś i z wielkim bólem wyjął z portfela stuzłotowy banknot, podając go Przypadkowi. Następnie spojrzał na Jęczmyka, żeby tamten nie miał wątpliwości, od kogo odzyska utraconą gotówkę. Gdy się jednak odwrócił w stronę drzwi Ciachorowicza, detektyw wręczył aspirantowi sto złotych, pokazując na Łosia, i dopiero potem stanął za podkomisarzem, który naciskał klamkę. – Zamknięte – stwierdził. – Ale można się było tego spodziewać. – Załomotał do drzwi. – Panie Brytan, wiemy, że pan tam jest. Proszę wyjść!
– I tylko niech pan nie próbuje wyskakiwać przez okno, jak pan planował! – zawołał Jacek. – Na dole czeka na pana starszy aspirant Smańko.
Podkomisarz Łoś przyłożył ucho do drzwi, ale w mieszkaniu Ciachorowicza panowała absolutna cisza, jakby tam nikogo nie było. Policjant spojrzał zaniepokojony na Jacka, który zbliżył się do drzwi i przez szparę głośno krzyknął:
– Naprawdę wiemy, że pan tam jest. Otworzył pan drzwi kluczem, który pańskiej babce dał pan Ciachorowicz. Jeśli pan sobie życzy, możemy poczekać, aż on wróci ze spaceru, ale sam pan wie, że to krewki facet, więc możemy go nie móc powstrzymać, zanim nie da panu w twarz za włamanie.
Po parunastu sekundach w drzwiach pokazała się postać Marka Brytana. Podkomisarz Łoś wyciągnął w jego stronę foliowy woreczek, do którego wnuczek Eleonory Pahl bez słowa wrzucił klucze trzymane w ręku. Zadowolony policjant schował dowód przestępstwa, ale potem popatrzył na detektywa.
– Miały być dwa włamania.
– I są – stwierdził beztrosko Jacek i zwrócił się do aspiranta Jęczmyka: – Niech pan otworzy drzwi.
Aspirant jeszcze na wszelki wypadek popatrzył na podkomisarza, ale ten jedynie twierdząco pokiwał głową. Otworzył więc drzwi i wpuścił Przypadka do środka. Detektyw jednak tylko przestąpił próg i krzyknął:
– Pani Kaju, zapraszamy do nas! I tak nie znajdzie tam pani tej figurki, którą chce mieć pan Kowalski, bo ona dawno jest już na policji. I radziłbym nie uciekać po dachu, bo po opadach deszczu jest tam naprawdę bardzo ślisko! – Przypadek odwrócił się do podkomisarza. – Zaraz na pewno zejdzie. Proszę dać jej minutę, musi wyjrzeć na zewnątrz. Kiedy to zrobi, z okna po drugiej stronie pomacha do niej mój człowiek.
– Jakiś bezdomny?
– Właśnie.
– Nigdy bym nie pomyślał, że oni mogą być tak pomocni.
– Nawet bardziej niż pomocni. Gdy już pani Kaja do nas zejdzie, poproszę jednego z nich, żeby powiedział, gdzie teraz jest pan Ciachorowicz. Bo przecież na wielkim finale musimy być wszyscy w komplecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz