piątek, 23 listopada 2018

PAN PRZYPADEK I KRYMINALIŚCI - DZIESIĘCIU MULATKÓW - ODCINEK 19


Antoni Gelberg żałował po raz nie wiadomo który, że dał się wciągnąć w plan pani Irminy. Mógł przecież spokojnie czekać na wyniki jej prywatnego śledztwa i się do niego po prostu nie mieszać. Ale bał się, że ono będzie trwało w nieskończoność. A tyle czasu nie miał. Dlatego pomógł jej ułożyć sprytny w jej mniemaniu plan, który miał pomóc odkryć przyczynę niezainteresowania Przypadka pomocą ze strony pani Irminy.
Teraz stał z okiem przy judaszu w jej mieszkaniu i czekał, aż otworzą się w końcu drzwi lokum detektywa. Gdy to się wreszcie stało, wyszedł na korytarz, udając, że żegna się z panią Bamber.
– To na razie. – Zamknął drzwi mieszkania i uśmiechnął się do Przypadka. – Witam pana! Świetnie się składa, że pana widzę. Mogę zająć chwilę?
– A czy to coś pilnego? Rozwiązuję skomplikowaną sprawę…
– Na pewno nie tak bardzo jak ta, którą ja mam dla pana – powiedział, uśmiechając się, Gelberg.
– Aha, więc ma pan dla mnie kolejne zlecenie?
– Tak właśnie. Może wejdziemy je omówić?
– Niestety, akurat wychodziłem. Może wpadnie pan za kilka dni.
– To sprawa niecierpiąca zwłoki, na której można sporo zarobić – zapewnił antykwariusz.
– No dobrze – zgodził się niechętnie Jacek, ale wyglądało na to, że nie ma zamiaru wracać do mieszkania, gdyż ruszył w kierunku schodów.
– Ale… myślałem, że omówimy ją u pana.
– Sądzę, że nie będzie takiej potrzeby. Pan mi o niej opowie w drodze na dół, a ja postaram się ją rozwiązać przed wyjściem na ulicę.
– To chyba niemożliwe… Poza tym, jak sądzę, najpierw będzie pan musiał skorzystać z pomocy pani Irminy…
– A co ona ma wspólnego z tą sprawą? – zapytał od niechcenia detektyw, a eksantykwariusz lekko się speszył.
– W zasadzie nic. Ale jej pomoc mogłaby się panu przydać. Jak zawsze.
– Dobrze, jeśli uznam, że śledztwo tego wymaga, skorzystam z jej pomocy. Proszę mówić…
Jacek zaczął schodzić po schodach, a pan Antoni, chcąc nie chcąc, ruszył za nim.
– To dłuższa rozmowa… Nawet nie zdążę jej panu streścić, zanim dojdziemy na dół, a co dopiero mówić o rozwiązaniu.
– Proszę się postarać. Jestem obecnie naprawdę bardzo zajęty.
Gelberg starał się opanować panikę. Był przygotowany na dłuższą opowieść, z wieloma szczegółami, a tymczasem musiał się niewiarygodnie streszczać, zostawiając detektywowi kilka stopni schodów na rozwiązanie. Bał się, że coś poplącze, ale nie miał wyjścia.
– Pewnemu mojemu znajomemu ukradziono kilka obrazów.
– Zgłosił to na policję?
– Jakby tu panu powiedzieć… Nie wszystkie z nich posiadał legalnie.
– Rozumiem. Jak dokonano kradzieży?
– No właśnie, to jest najdziwniejsze. Obrazy wisiały w jego sypialni. Spał sobie spokojnie, a gdy obudził się rano, ich po prostu nie było. Puste ściany zamiast obrazów!
– Głowa go nie bolała rano?
– No właśnie nie. On też pomyślał, że może dali mu coś na sen, ale nic z tego. W nocy dwa razy chodził na siku, bo ma chore nerki. Ale nie wie, czy obrazy wisiały czy nie, bo był śpiący i nawet nie zapalał światła w sypialni. Na dodatek żadnych widocznych śladów włamania. Ma na zewnątrz domu założoną kamerkę, kompletnie nic nie zarejestrowała. Zaczął nawet szukać w piwnicy podkopu.
– Podejrzewa kogoś?
– Tak, ma dwóch podejrzanych. Jeden proponował mu niedawno kupno dwóch obrazów, bo podobno znalazł nabywcę za granicą. A drugi to znany kolekcjoner, który dał mu do zrozumienia, że wie, iż mój znajomy ma te obrazy. Ten drugi to znajomy pani Irminy. A z tym pierwszym ma dużo wspólnych znajomych. – Antykwariusz odetchnął z ulgą, ponieważ znaleźli się właśnie na pierwszym piętrze, a jemu udało się wszystko w miarę dobrze opowiedzieć i nic nie pokręcić.
– Nic dziwnego – przyznał Przypadek. – Przecież obaj wiemy, że pani Irmina zna pół Warszawy.
– No właśnie, dlatego chyba powinien pan zwrócić się do niej o pomoc.
– Nie ma potrzeby. Wszystko już jasne.
– Naprawdę?
– Tak. Proszę poradzić znajomemu, żeby koniecznie położył się spać o tej samej godzinie. Musi też dwa razy w nocy wstać na siku. Tak jak wtedy nie może zapalać światła w sypialni. I w ogóle patrzeć na ściany. A rano obrazy tam będą. – Jacek przepuścił antykwariusza w drzwiach od klatki.
– Mówi pan serio? – upewnił się antykwariusz, bo mina Jacka była jak zwykle nieodgadniona i tylko nieliczne osoby potrafiłyby w tej chwili stwierdzić, czy żartuje on, czy nie.
– Jak najbardziej. A teraz przepraszam, mam pilną rozmowę z moim współpracownikiem.
Przypadek wskazał kiwnięciem głowy na Kikuta. Bezdomny pozdrowił detektywa gestem ręki, a właściwe machając do niego afrykańską rzeźbą, do której przyczepiony był kawałek dziwnie powyginanego metalu. Antykwariusz przyjrzał mu się uważnie i otworzył szerzej zdziwione oczy.
– Czy to czasem nie jest ta skradziona rzeźba Pahl? – zapytał Gelberg, a nieznający go Kikut schował za siebie rękę i zaperzył się:
– Znalezione nie kradzione!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz