Położenie
Karola Łatki było coraz bardziej nie do pozazdroszczenia. Wprawdzie od dobrego
kwadransa wszystkim żądnym sensacji sąsiadom znudziło się wyglądanie na
podwórko i już nie musiał znosić ich spojrzeń, za to sił ubywało mu z każdą
chwilą i doskwierało mu wyczerpanie. Gdyby jeszcze mógł się na stałe oprzeć na
umywalce w toalecie, byłoby nie najgorzej. Ale on sięgał do niej w tej chwili
tylko czubkami palców i mógł ją wykorzystać najwyżej przez kilka minut. Potem
jednak znów musiał, na jakiś czas, oprzeć ciężar ciała na brzuchu zaklinowanym
w okienku, żeby dać odpocząć zmęczonym stopom. Ta pozycja zaś z pewnością nie
ułatwiała swobodnego oddychania.
A teraz na dodatek
pojawił się przed nim znów podkomisarz, co gorsza, w towarzystwie tego
detektywa, którego ironiczno-dobrotliwo-pobłażliwej miny wprost nie mógł
ścierpieć. Do tej pory słyszał o nim, że jest kimś w rodzaju Robin Hooda, który
gnębi bogatych ważniaków wywyższających się nad innych. Teraz jednak musiał
zweryfikować swój pogląd. Miał bowiem wrażenie, że ten Przypadek, zamiast
przyciskać nadętych dyrektorków, zawziął się na niego dużo bardziej niż Łoś.
– I co pan na to, panie
Łatka? – podkomisarz zapytał podejrzanego po przedstawieniu najnowszych ustaleń
śledztwa.
– Nie będę prowadził
dalszej rozmowy bez obecności mojego adwokata.
– Proszę podać jego
numer panu podkomisarzowi, na pewno chętnie do niego zadzwoni – zaproponował
Przypadek.
– To znaczy… nie mam
jeszcze adwokata, ale przysługuje mi on z urzędu.
– Jak pan sobie życzy –
uśmiechnął się kpiąco detektyw. – Ale to wymagałoby najpierw aresztowania i
przejścia przez długie procedury, które spędziłby pan za kratkami.
Barman w tej chwili
najchętniej odbiłby się resztką sił od umywalki i spróbował sięgnąć swoimi
długimi rękoma do szyi Przypadka. I nie puszczałby jej przez co najmniej pięć
minut, aż tamten bez cienia wątpliwości wydałby z siebie ostatni rzeżący
oddech, a jego ciało zwiotczałoby bez oznak życia.
– Może lepiej, panie
Łatka, żeby pan z nami porozmawiał – poradził barmanowi podkomisarz. – Bo na
razie jedyną osobą w zupełności przekonaną o pańskiej niewinności jest pana
szefowa.
– Żądam najpierw, aby
ktoś podstawił mi stołeczek lub cokolwiek pod nogi.
– Niestety, na umywalce
mogą być ślady, których chwilowo nie możemy zabezpieczyć. – podkomisarz
bezradnie rozłożył ręce.
– A gdyby pan jeszcze
nie próbował nadal uciec, to byłoby panu łatwiej tutaj stać – pokiwał głową
Przypadek.
– Jak uciec?! Przecież
pan widzi, że zaklinowałem się tu na dobre!
– Gdy rozmawiałem tu z
panem poprzednim razem, był pan w sytuacji mało komfortowej, ale na pana twarzy
nie było widać szczególnego wysiłku. A kiedy byłem w toalecie, widziałem, że
pan dość swobodnie stawał na umywalce. Teraz już tak nie jest. – Przypadek
stanął pod Łatką i wskazał Łosiowi palcem koszulę barmana. – Niech pan tu spojrzy,
panie podkomisarzu. Koszula jest świeżo zabrudzona od okiennej futryny. Widać
tych kilka centymetrów to efekt świeżego wysiłku pana Łatki. Na pana miejscu
postawiłbym tu jednak przy nim jakiegoś policjanta.
– No tak – stropił się
Łoś. – Mało dostałem ludzi, a muszę jeszcze zabezpieczyć teren naokoło. Poza
tym wydawało się, że ugrzązł na dobre – sumitował się. – Zaraz tu kogoś
przyślę.
– Naprawdę pan uważa,
że to ja zabiłem tego dupka Sambora?! – syknął do Przypadka wściekły barman,
kiedy podkomisarz zniknął w bramie kamienicy.
– No proszę, czyli go
pan jednak dobrze znał.
– Bo nazywam go
dupkiem?! Do nas inni nie przychodzą.
– Ale mam wrażenie, że
pan Sambor wzbudza w panu szczególne emocje. Czyli, że łączyło pana z nim coś
więcej niż z pozostałymi klientami.
– Moje stosunki z panem
Samborem polegały na tym, że regularnie robiłem mu kawę i zanosiłem sushi
zrobione przez szefową. A potem ewentualnie inkasowałem rachunek.
– Dzisiaj też mu pan
zrobił kawę? – zapytał Przypadek.
– Oczywiście.
– Jest pan pewien?
– Jestem pewien! –
ryknął wściekle Łatka, a echo jego słów odbiło się po wielokroć w studni
kamienicznego podwórka. – I nie odpowiem więcej na żadne pytanie, dopóki będę
tkwił uwięziony w tym okienku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz