Podkomisarz
Łoś unikał w tej chwili jak tylko mógł spojrzenia właścicielki Orient Espresso.
Nie mówiło ono już bowiem „bądź moim bohaterem, nie zawiedź mnie”, ale wyrażało
najgłębsze potępienie. Policjant wprawdzie nie był jedynym adresatem owego
potępienia, ale to go specjalnie nie pocieszało.
–
Chyba
nie wierzycie temu śmieciowi?
– To, co mówi, brzmi
logicznie – stwierdził Przypadek.
– Ale przecież sam się
przyznał, że przystawił facetowi pistolet do głowy.
– Atrapę…
– No bo pałeczką by go
nie nastraszył. Dostał podpis na wekslu i Sambor nie był mu już potrzebny.
Dodatkowo mógł się bać, że Sambor ściągnie rzeczywiście jakichś znajomych
karków, żeby odebrać ten weksel.
– To bez sensu, pani
Agato – Łoś powiedział to z dużym bólem, gdyż najchętniej przytaknąłby uroczej
właścicielce Orient Espresso. – Nie wymuszałby podpisania weksla, by następnie
go zabić. No bo kto wykupi weksel nieboszczyka?
– Choćby żona…
– Weksel ma dzisiejszą
datę. Gdyby poszedł z czymś takim do wdowy, to ona by od razu do nas zadzwoniła,
a on stałby się głównym podejrzanym.
– Dokładnie tak, panie
podkomisarzu – Przypadek pokiwał głową z uznaniem. – Sam bym tego lepiej nie
ujął.
Łoś spojrzał na
detektywa z niepewną miną. Czyżby po raz pierwszy doczekał się z jego ust
pochwały niepodszytej kpiną? Wprawdzie podkomisarz wiedział, że nie raz
zasłużył już na wyrazy najwyższego uznania, ale Przypadek, jak do tej pory, nie
był łaskaw ich wyrażać. Ale teraz wyglądało na to, że mówił szczerze. Czyżby
zatem naprawdę go pochwalił? Wprawdzie Łosiowi absolutnie na takim uznaniu nie
zależało… W zasadzie to nic a nic mu nie zależało! Jednak jakby już się
pojawiło, no to owszem, byłoby to nawet miłe.
Ale nie, za wcześnie
jeszcze na radość, musi do sprawy podejść spokojnie. Na początek może mały
rewanż.
– Lata praktyki –
wyznał podkomisarz skromnie. – A właśnie, jak pan wpadł na to, że on ten akcent
bezczelnie udawał?
– Ktoś, kto spędził
wystarczająco dużo czasu w Stanach, żeby nabrać akcentu, zaraz po wyrzuceniu z
roboty w Polsce, wróciłby tam i szukał pracy. Bezrobocie tam mniejsze i łatwiej
o zajęcie. Ale on pewnie ze dwadzieścia lat temu był tam przez chwilę i służył
za jakieś popychadło w tym całym DNDB. A jak firma postanowiła otworzyć biuro w
Polsce, to ktoś sobie przypomniał, że goniec, lub ktoś równie ważny, jest z tego
dziwnego kraju i może pomóc przy tworzeniu oddziału. No i pan Kosicki wrócił tu
ze zmienionym imieniem z Rafała na Ralpha i powoli awansował w strukturze. Nikt
mu nie proponował pracy gdzie indziej w ramach tego DNDB, bo był za głupi, ale
na dyrektora w Polsce się nadawał. A ponieważ lojalnie trzymał się swojej
firmy, co w tej branży rzadkie, nikt nie myślał o wyrzuceniu go. Aż do czasu,
gdy ktoś w Nowym Jorku, przyciśnięty kryzysem, zorientował się, że Kosicki za
dużo zarabia jak na swoje kwalifikacje i postanowił go zwolnić. Takie firmy
zawsze zaczynają restrukturyzację od zwalniania w peryferyjnych oddziałach,
żeby w centrali wciąż mogli pracować ci sami.
– Ładna historia –
pokiwał głową z uznaniem policjant i dodał: – Nieźle pan to wydedukował.
– Rozumiem, że teraz
panowie sobie będą prawić komplementy? – fuknęła wściekła Szycka, a podkomisarz
Łoś pomyślał, że to dobry moment, aby wrócić do łask.
– No, pani też dobrze wypatrzyła
ten pistolet pod jego pachą. Ja go wcale nie widziałem, a pan?
– Nic a nic –
przytaknął Przypadek. – Ale myślę, że pani Agata chce nas raczej pogonić do
wykrycia sprawcy morderstwa, bo jest przekonana o niewinności swojego barmana.
– Aha… – stropił się
Łoś. – Obawiam się jednak, że to on powoli wyrasta nam na głównego kandydata –
podkomisarz Łoś podrapał się zafrasowany po głowie.
– Mówię wam, to nie
Karol. Zauważyłabym, jakby brał ze sobą pałeczkę.
– Taki drobiazg mógł
mieć schowany w kieszeni wcześniej. A poza tym wcześniej pani mówiła, że nie
pozwolił pani pójść do toalety, tylko sam tam… – Łoś zawahał się i urwał wpół
zdania, bo zobaczył, że tym razem spojrzenie właścicielki Orient Espresso mówi
już: „Ty łotrze, a ja myślałam, że mogę na ciebie liczyć”.
– Karol nie chciał mnie
narażać na widok mężczyzny ze spuszczonymi spodniami – fuknęła wściekła pani
Agata. – Może zanim go aresztujecie zapytacie jeszcze o jedną rzecz
Niedzielaka?
– Chyba nie mam
chwilowo więcej pytań do niego… A pan? – Łoś spojrzał an Przypadka.
– Ja też nie. Ale
zakładam, że pani Agata ma jakiegoś asa w rękawie – spojrzał ciekawie na
Szycką, lecz ta zignorowała jego uszczypliwość i zwróciła się bezpośrednio do
podkomisarza.
– Właśnie uświadomiłam
sobie, że jak go panowie poprzednio przesłuchiwali, on się strasznie często
poklepywał po prawej kieszeni marynarki. Jakby coś tam miał i chciał to ukryć.
– Nie zauważyłem –
powiedział Łoś i spojrzał na Jacka. – A pan?
– Też nie – Przypadek
pokręcił przecząco głową. – A może udało się pani zobaczyć coś jeszcze, czego
my nie dostrzegliśmy? Na przykład mokre nogawki pana Żubrzyka?
– Zupełnie nie
rozumiem, dlaczego pan kpi. Staram się tylko pomóc! A pan jest chyba zazdrosny,
że widzę więcej od pana!
– Oczywiście, niech się
pani nie denerwuje – uspokajał ją podkomisarz. – W zasadzie możemy najpierw
sprawdzić kieszenie tego Niedzielaka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz