piątek, 12 września 2014

PAN PRZYPADEK I MORDERSTWO W ORIENT ESPRESSO - ODCINEK 15


Podkomisarz Łoś unikał w tej chwili jak tylko mógł spojrzenia właścicielki Orient Espresso. Nie mówiło ono już bowiem „bądź moim bohaterem, nie zawiedź mnie”, ale wyrażało najgłębsze potępienie. Policjant wprawdzie nie był jedynym adresatem owego potępienia, ale to go specjalnie nie pocieszało.

Chyba nie wierzycie temu śmieciowi?

– To, co mówi, brzmi logicznie – stwierdził Przypadek.

– Ale przecież sam się przyznał, że przystawił facetowi pistolet do głowy.

– Atrapę…

– No bo pałeczką by go nie nastraszył. Dostał podpis na wekslu i Sambor nie był mu już potrzebny. Dodatkowo mógł się bać, że Sambor ściągnie rzeczywiście jakichś znajomych karków, żeby odebrać ten weksel.

– To bez sensu, pani Agato – Łoś powiedział to z dużym bólem, gdyż najchętniej przytaknąłby uroczej właścicielce Orient Espresso. – Nie wymuszałby podpisania weksla, by następnie go zabić. No bo kto wykupi weksel nieboszczyka?

– Choćby żona…

– Weksel ma dzisiejszą datę. Gdyby poszedł z czymś takim do wdowy, to ona by od razu do nas zadzwoniła, a on stałby się głównym podejrzanym.

– Dokładnie tak, panie podkomisarzu – Przypadek pokiwał głową z uznaniem. – Sam bym tego lepiej nie ujął.

Łoś spojrzał na detektywa z niepewną miną. Czyżby po raz pierwszy doczekał się z jego ust pochwały niepodszytej kpiną? Wprawdzie podkomisarz wiedział, że nie raz zasłużył już na wyrazy najwyższego uznania, ale Przypadek, jak do tej pory, nie był łaskaw ich wyrażać. Ale teraz wyglądało na to, że mówił szczerze. Czyżby zatem naprawdę go pochwalił? Wprawdzie Łosiowi absolutnie na takim uznaniu nie zależało… W zasadzie to nic a nic mu nie zależało! Jednak jakby już się pojawiło, no to owszem, byłoby to nawet miłe.

Ale nie, za wcześnie jeszcze na radość, musi do sprawy podejść spokojnie. Na początek może mały rewanż.

– Lata praktyki – wyznał podkomisarz skromnie. – A właśnie, jak pan wpadł na to, że on ten akcent bezczelnie udawał?

– Ktoś, kto spędził wystarczająco dużo czasu w Stanach, żeby nabrać akcentu, zaraz po wyrzuceniu z roboty w Polsce, wróciłby tam i szukał pracy. Bezrobocie tam mniejsze i łatwiej o zajęcie. Ale on pewnie ze dwadzieścia lat temu był tam przez chwilę i służył za jakieś popychadło w tym całym DNDB. A jak firma postanowiła otworzyć biuro w Polsce, to ktoś sobie przypomniał, że goniec, lub ktoś równie ważny, jest z tego dziwnego kraju i może pomóc przy tworzeniu oddziału. No i pan Kosicki wrócił tu ze zmienionym imieniem z Rafała na Ralpha i powoli awansował w strukturze. Nikt mu nie proponował pracy gdzie indziej w ramach tego DNDB, bo był za głupi, ale na dyrektora w Polsce się nadawał. A ponieważ lojalnie trzymał się swojej firmy, co w tej branży rzadkie, nikt nie myślał o wyrzuceniu go. Aż do czasu, gdy ktoś w Nowym Jorku, przyciśnięty kryzysem, zorientował się, że Kosicki za dużo zarabia jak na swoje kwalifikacje i postanowił go zwolnić. Takie firmy zawsze zaczynają restrukturyzację od zwalniania w peryferyjnych oddziałach, żeby w centrali wciąż mogli pracować ci sami.

– Ładna historia – pokiwał głową z uznaniem policjant i dodał: – Nieźle pan to wydedukował.

– Rozumiem, że teraz panowie sobie będą prawić komplementy? – fuknęła wściekła Szycka, a podkomisarz Łoś pomyślał, że to dobry moment, aby wrócić do łask.

– No, pani też dobrze wypatrzyła ten pistolet pod jego pachą. Ja go wcale nie widziałem, a pan?

– Nic a nic – przytaknął Przypadek. – Ale myślę, że pani Agata chce nas raczej pogonić do wykrycia sprawcy morderstwa, bo jest przekonana o niewinności swojego barmana.

– Aha… – stropił się Łoś. – Obawiam się jednak, że to on powoli wyrasta nam na głównego kandydata – podkomisarz Łoś podrapał się zafrasowany po głowie.

– Mówię wam, to nie Karol. Zauważyłabym, jakby brał ze sobą pałeczkę.

– Taki drobiazg mógł mieć schowany w kieszeni wcześniej. A poza tym wcześniej pani mówiła, że nie pozwolił pani pójść do toalety, tylko sam tam… – Łoś zawahał się i urwał wpół zdania, bo zobaczył, że tym razem spojrzenie właścicielki Orient Espresso mówi już: „Ty łotrze, a ja myślałam, że mogę na ciebie liczyć”.

– Karol nie chciał mnie narażać na widok mężczyzny ze spuszczonymi spodniami – fuknęła wściekła pani Agata. – Może zanim go aresztujecie zapytacie jeszcze o jedną rzecz Niedzielaka?

– Chyba nie mam chwilowo więcej pytań do niego… A pan? – Łoś spojrzał an Przypadka.

– Ja też nie. Ale zakładam, że pani Agata ma jakiegoś asa w rękawie – spojrzał ciekawie na Szycką, lecz ta zignorowała jego uszczypliwość i zwróciła się bezpośrednio do podkomisarza.

– Właśnie uświadomiłam sobie, że jak go panowie poprzednio przesłuchiwali, on się strasznie często poklepywał po prawej kieszeni marynarki. Jakby coś tam miał i chciał to ukryć.

– Nie zauważyłem – powiedział Łoś i spojrzał na Jacka. – A pan?

– Też nie – Przypadek pokręcił przecząco głową. – A może udało się pani zobaczyć coś jeszcze, czego my nie dostrzegliśmy? Na przykład mokre nogawki pana Żubrzyka?

– Zupełnie nie rozumiem, dlaczego pan kpi. Staram się tylko pomóc! A pan jest chyba zazdrosny, że widzę więcej od pana!

– Oczywiście, niech się pani nie denerwuje – uspokajał ją podkomisarz. – W zasadzie możemy najpierw sprawdzić kieszenie tego Niedzielaka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz