wtorek, 2 września 2014

PAN PRZYPADEK I MORDERSTWO W ORIENT ESPRESSO ODCINEK 7


Karol Łatka zawsze był pewien, że nie posiada żadnego zbędnego kilograma i po prostu jest mężczyzną o solidnej posturze. Jadł w ilościach hurtowych i to, że przy metrze dziewięćdziesięciu wzrostu ważył niecałe sto kilogramów zawdzięczał wyłącznie wspaniałej przemianie materii, która dopiero od niedawna, z chwilą gdy skończył lat trzydzieści, zaczęła szwankować. Wtedy zaczął nieco dbać o linię i udało mu się nawet zrzucić trochę wagi. Ale nawet gdyby był lżejszy o 30 kilogramów, nie miałby wielkich szans, żeby przecisnąć się przez to mikroskopijne okienko.

Wytłumaczył więc sobie już kwadrans temu, że jego zaklinowanie się nie było winą jego tuszy, ale słusznych rozmiarów. Mimo to nie mógł się pozbyć wrażenia, że wszyscy obserwujący go śmieją się w tej chwili z niego jako grubasa. Dobrze chociaż, że wewnętrzne podwórko kamienicy, nad którym teraz zwisał na wysokości ponad dwóch metrów, pozbawione było balkonów i dużych okien. Wychodziły na nie jedynie małe lufciki łazienek i toalet, niestanowiące zbyt dogodnych punktów obserwacyjnych. Choć i tak kilkanaście osób, co i raz wspinając się na palce lub podstawione stołeczki, wyglądało ciekawie na zewnątrz i widziało, w jakiej kłopotliwej sytuacji znalazł się barman.

Jednak dużo bardziej od nich denerwował go ten dziwny gość, który z dobrotliwo-ironiczno-pobłażliwym wyrazem twarzy oglądał go z każdej strony.

– Już się pan napatrzył?!

– W zasadzie tak, panie Łatka – odpowiedział Przypadek.

– Kim pan jest?! Jeśli policjantem, powinien mi się pan przedstawić i pokazać odznakę służbową!

– No proszę, skończył pan Wydział Prawa….

– Skąd pan wie?

– Z takimi tekstami wyjeżdżają u nas głównie absolwenci tego kierunku. Ale chyba nie na uniwerku, bo byśmy się musieli kiedyś spotkać.

– Skończyłem bardzo dobrą, prywatną uczelnię. – Łatka najchętniej uniósłby dumnie głowę, ale w jego obecnej pozycji było to niezwykle trudne.

– No to gratulacje, dzięki temu dostał pan pracę barmana.

– To był mój wybór!

– Wie pan, wybór to miałem ja, bo miejsce na aplikacji miałem zarezerwowane od urodzenia przez mojego papę.

– Pan jest… pan jest tym detektywem?

– Tak, ten pan to ten detektyw – przytaknął Smańko, bo Jacek akurat zajął się oglądaniem pustych, plastikowych skrzynek po napojach, które były wystawione obok. Następnie chwycił je, ustawił trzy, jedna na drugiej przy ścianie obok zwisającego Łatki.

– No to się cieszę, pan na pewno szybko zrozumie, że nie miałem z tym nic wspólnego i zostałem wplątany w tę sytuację przez nieszczęśliwy zbieg okoliczności.

– Może tak, może nie. – Jacek wszedł na skrzynki i zaczął się dokładnie przypatrywać Łatce, a raczej tej jego części, która wystawała na zewnątrz. Czyli mniej więcej połowie nieszczęsnego barmana urwanej nieco poniżej wysokości pępka.

– Ale o co panu chodzi? – zdenerwował się Łatka. – I dlaczego ja tu cały czas muszę tkwić?!

– Najpierw muszą przyjechać nasi technicy i zabezpieczyć ślady wewnątrz, żeby nic nie zniknęło. Dopiero potem możemy wezwać ekipę, żeby pana wykuła z tego okienka – rozłożył bezradnie ręce Smańko.

– To chociaż może powie im pan, żeby się nie gapili? – Łatka z najwyższym trudem kiwnął głową w górę.

– Ludzi pan nie zna? – uśmiechnął się starszy aspirant. – Poza tym są u siebie w domach, co ja im mogę zrobić?

Jacek zeskoczył ze skrzynek i odstawił je na swoje miejsce. Następnie zerknął na wyglądające przez okienka główki i krzyknął:

– Czy ktoś z państwa coś widział? – Trzask zamykanych okienek jeszcze przez dobre pół minuty dudnił w studni podwórka. – Teraz możemy już porozmawiać bez świadków przez kilka minut  nikt nie wyjrzy.

– Bardzo panu dziękuję – wysapał Łatka .

– Na pana miejscu nie spieszyłbym się tak z tymi podziękowaniami. Proszę mi powiedzieć, co pana łączyło z panem Jerzym Samborem?

– Przepraszam, z kim?

– Denatem.

– Aha… Nawet nie miałem pojęcia, że tak się nazywał.

– To ciekawe, bo zgubił pan jego wizytówkę.

Można było odnieść wrażenie, że okienko, w którym zaklinował się Łatka, zmniejszyło nagle swoją objętość, ściskając potężny brzuch barmana, bo zrobił się on w tej chwili jeszcze bardziej czerwony.

– To… to niemożliwe. Nie miałem żadnej jego wizytówki i w ogóle go nie znałem!

– Tak? To dlaczego uciekał pan po znalezieniu zwłok? Podjął pan tę decyzję w jednej sekundzie, tak jakby pan od razu pomyślał, że będzie głównym podejrzanym.

– Spanikowałem.

– Gdyby tak rzeczywiście było, po prostu by pan próbował uciec. A pan jeszcze zamknął drzwi do toalety.

– To chyba akurat logiczne – wtrącił się starszy aspirant. – Chciał powstrzymać pogoń.

– Wątpię. Pan tych drzwi nie zamknął po odkryciu, że Sambor nie żyje, ale wchodząc tam. Bo miał pan ochotę go zabić. Prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz