Niedzielak,
jak każdy brytyjski dżentelmen, nawet ten znajdujący się dopiero na dorobku,
był bardzo oszczędny w słowach i gestach, a jego reakcje były spokojne i
wyważone. Dlatego pytanie, które u innych mogłoby wywołać nieco bardziej
nerwową reakcję, u niego spowodowało tylko radosny uśmiech.
– Ach oczywiście, że
znam pana Sambora… I mówią panowie, że to on jest tym nieszczęśnikiem z wbitą
pałeczką?
– Czyżby, wchodząc do
łazienki, nie był pan łaskaw zauważyć jego zwłok? – Jacek z przyjemnością
dostosował się do konwencji.
– Było ciemno… Nieboszczyk
miał opuszczoną głowę…
– Ale kawiarnia wydawała
się być właściwie oświetlona – zauważył Przypadek. – W każdym razie na tyle,
żeby rozpoznać drugiego męża swojej żony. No chyba, że się mylę i nawet na sali
nie widział pan z kim siedzi.
– A czemu pan pyta?
– Tak, żeby sprawdzić,
czy nie zabił go pan z zazdrości – zauważył mimochodem detektyw.
– Pan raczy żartować –
uśmiechnął się pobłażliwie Niedzielak. – Była żona to zamknięty rozdział w moim
życiu. Była bardzo zaborcza, a ja… no cóż, potrzebuję nieco swobody. Dlatego od
czasu rozwodu jestem zawsze tylko w luźnych związkach, które mnie zanadto nie
ograniczają. To pewnie niezbyt eleganckie, co teraz powiem, ale gdybyście
panowie zobaczyli moją obecną partnerkę i porównali z byłą żoną, nigdy byście
nie podejrzewali, że chciałbym się zemścić na jej drugim mężu. Nawet mu trochę
współczułem, bo wiedziałem, jak krótko go trzyma.
– Skąd pan wiedział?
– Bo uważam, że każdy
związek można zakończyć z klasą. Dlatego wciąż utrzymuję z moją byłą żoną
przyjacielskie stosunki i czasem rozmawiamy przez telefon. A jeśli chodzi o
pana Sambora, to jestem mu wdzięczny, że uczynił mnie ponownie kawalerem.
– To jest pan pierwszym
mężczyzną, jakiego znam, który jest wdzięczny innemu za to, że tamten
przyprawił mu rogi. – Jacek spojrzał na czoło finansisty, jakby sprawdzając,
czy nie ostał się tam czasem jeszcze fragment poroża.
– Przepraszam bardzo,
czy mógłbym wiedzieć, kim jest ten pan?
– W zasadzie nikim… – zapewnił
szybko podkomisarz. Ponieważ jednak Jacek wbił wzrok w sufit z wyrazem twarzy
mówiącym „to niech pan dalej sam pyta, ja posłucham”, to Łoś musiał zweryfikować
swoje oświadczenia: – To znaczy asystuje mi przy tym śledztwie. – Przypadek
spojrzał na podkomisarza tak, że ten musiał dokonać jeszcze drobnej korekty. –
To znaczy w pewnym sensie asystuje. – Teraz z kolei policjant zerknął na
detektywa z miną pod tytułem „niżej już nie dam rady upaść”. Niedzielak
udowodnił mu jednak, że da się to zrobić.
– Aha. Asystuje –
stęknął. – To ciekawe, że to on zadaje pytania, a nie pan.
– Tak się z panem
podkomisarzem umówiliśmy, prawda? – Jacek wyręczył Łosia w odpowiedzi, a ten
tylko pokiwał twierdząco głową. – Pan podkomisarz tylko analizuje pana
odpowiedzi i wyciąga właściwe wnioski. I po jego minie poznaję, że w tym momencie
wie, że pan kłamie.
– Proszę pana! –
Niedzielak dokonał w tej chwili niebywałej sztuki, bo chociaż wciąż siedział,
to jednocześnie uniósł się godnością. – Jestem dyrektorem jednego z
największych Otwartych Funduszy Emerytalnych, należących do szacownego
brytyjskiego ubezpieczyciela, który działa na rynku nieprzerwanie od blisko
dwustu lat. Z nami liczy się nawet brytyjski premier. O, proszę – Niedzielak
sięgnął do portfela, znajdującego się w wewnętrznej kieszeni jego marynarki, wyjął
z niego zdjęcie i pokazał podkomisarzowi – tu jestem razem z premierem na
spotkaniu – pozwolił Łosiowi przyglądać się fotografii jedynie przez chwilę, a
potem schował ją, jak najświętszą relikwię. – Naszą dewizą jest absolutna
prawdomówność i szczerość wobec naszych klientów, więc proszę mnie nie obrażać,
bo ja znam odpowiednich ludzi…
– A ja jestem znany z
tego, że mam wszystkich odpowiednich ludzi, że tak powiem, w odpowiednim dla
nich miejscu – uśmiechnął się przyjaźnie Przypadek.
– Zaraz, czy pan jest…
tym wstrętnym detektywem? – Niedzielak spojrzał na Jacka z niewyobrażalnym
obrzydzeniem. – I policja współpracuje z kimś takim?!
– No… w zasadzie… – Podkomisarz
zerknął zaniepokojony na Przypadka. – Jakby pan mógł ze mną konsultować swoje
pytania…
– Proszę się nie
obawiać, panie podkomisarzu. Tego też już wywalili z roboty.
– To dlaczego mi pan
tego od razu nie powiedział?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz