Ralph
Kosicki z rozbawieniem spoglądał na Łosia, podkręcającego wąsa, który usiłował
zrobić najgroźniejszą minę, na jaką go było stać. Nie dało się ukryć, że
podkomisarz nawet w ciemnej uliczce z nożem błyskającym w ręku byłby postacią
raczej mało przerażającą. Dlatego piarowiec nie potrafił powstrzymać uśmiechu
błąkającego się w kącikach jego ust, gdy kiwał się niedbale na krześle,
opierając nogi o biurko. Ta jego poza, rodem z amerykańskiego filmu, dodatkowo
rozjuszyła policjanta.
– Wiem, że pan jest
bezrobotny! – Łoś przeszył podejrzanego wzrokiem tak przenikliwym, że nic się
przed nim nie dało ukryć.
– Panie podkomisarzu… –
zaprotestował nieśmiało Przypadek.
– Proszę mi nie
przeszkadzać, prowadzę śledztwo. – Łoś machnął niechętnie na Przypadka. – I
wiem, że coś pana łączyło z denatem! Niech się pan lepiej od razu przyzna co,
bo zaraz i tak będę miał informację od najlepszej dziennikarki śledczej w
kraju…
– Panie podkomisarzu…
– Prosiłem, żeby mi nie
przeszkadzać. – Łoś warknął na detektywa.
– Jak pan sobie chce,
ale żeby nie było, że pana nie uprzedzałem.
– Nie trzeba, poradzę
sobie – zapewnił podkomisarz i znów spojrzał groźnie na Kosickiego. – To jak,
pewnie ten bank był klientem pana agencji?!
– Jest nim nadal –
odparł spokojnie piarowiec.
– I pewnie dlatego, że
przestał być klientem, chciał pan zabić denata?! – krzyknął Łoś, lecz po chwili
dotarły do niego słowa przesłuchiwanego. – Jak to jest nadal?
– Bank pan Sambor,
nadal jest klient agencja DNDB. Nie rozumie więc, o co pan chodzi. Dlatego radziłbym
się jednak liczyć ze słowami, bo mam fantastik kantakt we wszystkie media w tym
kraj.
– Znaczy się… to znaczy…
– Łoś, zbity z kierunku natarcia, uśmiechnął się nerwowo. –Czyżby pan chciał
powiedzieć, że nie jest bezrobotny?
– Ofkors że nie. Taka
fachowiec jak ja nigdy nie jest bezrobotna.
– No więc… co to ja
chciałem… w zasadzie – plątał się policjant.
– Proszę się uspokoić,
panie podkomisarzu. Pan Kosicki jest bezrobotny.
– A skąd pan to wie?! –
natarł na niego Łoś. – I o tamtych?
– To proste. Żaden
aktywny zawodowo dyrektor nie spędzałby regularnie tyle czasu w Orient Espresso. Z cały szacunkiem, pani Agato, ale to boczna
uliczka, na którą nie zagląda nikt ważny. Gdyby się chcieli po prostu urwać z
pracy, to szliby do najmodniejszych lokali, żeby pokazać, jacy to są ważni, że
mogą sobie pozwolić na takie nicnierobienie. Nie mogli też traktować tego
miejsca jako biura na wychodne, bo gdyby chcieli tu popracować, to na stołach
nie mieliby komórek, ale co najmniej tablety. Komórka wystarczy tylko do tego,
żeby ktoś zadzwonił z dobrą ofertą pracy. Można jeszcze za jej pomocą
odebrać e-maile, żeby sprawdzić, czy ktoś znajomy nie odpowiedział na ich
zaczepne pytanie w sprawie zatrudnienia. Ale nie sposób przy jej pomocy
wykonywać żadnej poważnej pracy.
– No ale… mogliby
zostać w domu.
– Gdyby byli singlami,
tak. Ale mężczyźni na stanowiskach raczej nimi nie są, dlatego musieli sobie
organizować czas poza domem. I tak, pewnie zaczynają od kawy u pani, potem idą
do jakiegoś ustronnego kina lub na spacer. Zaś po fajrancie wracają do domu
zmęczeni tym nicnierobieniem. Nie mają jednak wyjścia, bo są samcami alfa, którzy
w życiu by się nie przyznali, że stracili pracę. A do pani przychodzili, bo to
jest samo centrum Warszawy i w razie, jakby jakiś znajomy zadzwonił z
propozycją szybkiego spotkania na lunchu, mieliby blisko – Przypadek zerknął na
Łosia. – Czy to panu wystarczy, panie podkomisarzu?
– No i co pan na to? –
zapytał Kosickiego dyplomatycznie podkomisarz, nie będąc pewnym, czy
rozumowanie Przypadka jest aby właściwe.
– Totaly bzdura. Nie jestem
bezrobotny, tylko przechodzę restrukturyzacje sposobu zatrudnienia.
– Że co? – podkomisarz
nie był zbyt biegły w korporacyjnej nowomowie.
– Pan Kosicki, panie podkomisarzu,
po prostu nie dopuszcza do swojej głowy faktu, że został zwolniony. Wciąż uważa
się za pracownika wielkiej międzynarodowej korporacji, z czego jest dumny. I
wydaje mu się, że zaraz ta korporacja ściągnie go na zachód. Dlatego wciąż
udaje, że po polsku mówi z akcentem, chociaż spędził poza naszym krajem rok,
góra dwa lata.
– Ach ty draniu!
Wszyscy tacy jesteście! – Właścicielka Orient Espresso przyskoczyła jak furia
do Kosickiego. – Zgrywają ważniaków, chociaż są zerami. A przez was są
oskarżani niewinni ludzie, jak Karol! No, usiądźże chociaż prosto!
Piarowiec nie miał
czasu spełnić prośby pani Agaty, ponieważ ta kopnęła z całej siły w jedną z
dwóch nóg krzesła. Kosicki zachwiał się, przechylił do tyłu i upadł.
Właścicielka Orient Espresso pisnęła, schowała się za policjanta i krzyknęła
przerażona spoza jego pleców:
– On ma broń!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz