wtorek, 9 września 2014

PAN PRZYPADEK I MORDERSTWO W ORIENT ESPRESSO - ODCINEK 12


Ralph Kosicki z rozbawieniem spoglądał na Łosia, podkręcającego wąsa, który usiłował zrobić najgroźniejszą minę, na jaką go było stać. Nie dało się ukryć, że podkomisarz nawet w ciemnej uliczce z nożem błyskającym w ręku byłby postacią raczej mało przerażającą. Dlatego piarowiec nie potrafił powstrzymać uśmiechu błąkającego się w kącikach jego ust, gdy kiwał się niedbale na krześle, opierając nogi o biurko. Ta jego poza, rodem z amerykańskiego filmu, dodatkowo rozjuszyła policjanta.

– Wiem, że pan jest bezrobotny! – Łoś przeszył podejrzanego wzrokiem tak przenikliwym, że nic się przed nim nie dało ukryć.

– Panie podkomisarzu… – zaprotestował nieśmiało Przypadek.

– Proszę mi nie przeszkadzać, prowadzę śledztwo. – Łoś machnął niechętnie na Przypadka. – I wiem, że coś pana łączyło z denatem! Niech się pan lepiej od razu przyzna co, bo zaraz i tak będę miał informację od najlepszej dziennikarki śledczej w kraju…

– Panie podkomisarzu…

– Prosiłem, żeby mi nie przeszkadzać. – Łoś warknął na detektywa.

– Jak pan sobie chce, ale żeby nie było, że pana nie uprzedzałem.

– Nie trzeba, poradzę sobie – zapewnił podkomisarz i znów spojrzał groźnie na Kosickiego. – To jak, pewnie ten bank był klientem pana agencji?!

– Jest nim nadal – odparł spokojnie piarowiec.

– I pewnie dlatego, że przestał być klientem, chciał pan zabić denata?! – krzyknął Łoś, lecz po chwili dotarły do niego słowa przesłuchiwanego. – Jak to jest nadal?

– Bank pan Sambor, nadal jest klient agencja DNDB. Nie rozumie więc, o co pan chodzi. Dlatego radziłbym się jednak liczyć ze słowami, bo mam fantastik kantakt we wszystkie media w tym kraj.

– Znaczy się… to znaczy… – Łoś, zbity z kierunku natarcia, uśmiechnął się nerwowo. –Czyżby pan chciał powiedzieć, że nie jest bezrobotny?

– Ofkors że nie. Taka fachowiec jak ja nigdy nie jest bezrobotna.

– No więc… co to ja chciałem… w zasadzie – plątał się policjant.

– Proszę się uspokoić, panie podkomisarzu. Pan Kosicki jest bezrobotny.

– A skąd pan to wie?! – natarł na niego Łoś. – I o tamtych?

– To proste. Żaden aktywny zawodowo dyrektor nie spędzałby regularnie tyle czasu w Orient Espresso. Z cały szacunkiem, pani Agato, ale to boczna uliczka, na którą nie zagląda nikt ważny. Gdyby się chcieli po prostu urwać z pracy, to szliby do najmodniejszych lokali, żeby pokazać, jacy to są ważni, że mogą sobie pozwolić na takie nicnierobienie. Nie mogli też traktować tego miejsca jako biura na wychodne, bo gdyby chcieli tu popracować, to na stołach nie mieliby komórek, ale co najmniej tablety. Komórka wystarczy tylko do tego, żeby ktoś zadzwonił z dobrą ofertą pracy. Można jeszcze za jej pomocą odebrać e-maile, żeby sprawdzić, czy ktoś znajomy nie odpowiedział na ich zaczepne pytanie w sprawie zatrudnienia. Ale nie sposób przy jej pomocy wykonywać żadnej poważnej pracy.

– No ale… mogliby zostać w domu.

– Gdyby byli singlami, tak. Ale mężczyźni na stanowiskach raczej nimi nie są, dlatego musieli sobie organizować czas poza domem. I tak, pewnie zaczynają od kawy u pani, potem idą do jakiegoś ustronnego kina lub na spacer. Zaś po fajrancie wracają do domu zmęczeni tym nicnierobieniem. Nie mają jednak wyjścia, bo są samcami alfa, którzy w życiu by się nie przyznali, że stracili pracę. A do pani przychodzili, bo to jest samo centrum Warszawy i w razie, jakby jakiś znajomy zadzwonił z propozycją szybkiego spotkania na lunchu, mieliby blisko – Przypadek zerknął na Łosia. – Czy to panu wystarczy, panie podkomisarzu?

– No i co pan na to? – zapytał Kosickiego dyplomatycznie podkomisarz, nie będąc pewnym, czy rozumowanie Przypadka jest aby właściwe.

– Totaly bzdura. Nie jestem bezrobotny, tylko przechodzę restrukturyzacje sposobu zatrudnienia.

– Że co? – podkomisarz nie był zbyt biegły w korporacyjnej nowomowie.

– Pan Kosicki, panie podkomisarzu, po prostu nie dopuszcza do swojej głowy faktu, że został zwolniony. Wciąż uważa się za pracownika wielkiej międzynarodowej korporacji, z czego jest dumny. I wydaje mu się, że zaraz ta korporacja ściągnie go na zachód. Dlatego wciąż udaje, że po polsku mówi z akcentem, chociaż spędził poza naszym krajem rok, góra dwa lata.

– Ach ty draniu! Wszyscy tacy jesteście! – Właścicielka Orient Espresso przyskoczyła jak furia do Kosickiego. – Zgrywają ważniaków, chociaż są zerami. A przez was są oskarżani niewinni ludzie, jak Karol! No, usiądźże chociaż prosto!

Piarowiec nie miał czasu spełnić prośby pani Agaty, ponieważ ta kopnęła z całej siły w jedną z dwóch nóg krzesła. Kosicki zachwiał się, przechylił do tyłu i upadł. Właścicielka Orient Espresso pisnęła, schowała się za policjanta i krzyknęła przerażona spoza jego pleców:

– On ma broń!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz