Lampka
na biurku pani Agaty nie była zbyt imponujących rozmiarów i nie dawała mocnego
snopu światła. Choć to nie było w tej chwili konieczne, gdyż pokoik
właścicielki Orient Espresso był świetnie oświetlony. Jednak Łoś usiłował wydostać
w tym momencie z lampki maksimum możliwości, badając, czy ustawiona pod
odpowiednim kątem nie może się okazać pomocna.
– Proszę dać spokój, panie
podkomisarzu. – Jacek z rozbawieniem przyglądał się staraniom policjanta. –
Damy radę przesłuchać pana Żubrzyka bez tej lampki. Jego twarz widać
wystarczająco wyraźnie
– No tak, rzeczywiście…
– zakłopotany Łoś spojrzał na lampkę jakby była dziełem sztuki, które nagle
przestało go przekonywać. Potem chrząknął i zerknął kątem oka na panią Agatę.
W zasadzie nie powinno jej tu być, ale podkomisarz chciał, żeby przyglądała się
jak rozgniata w trakcie przesłuchania nielubianych przez nią ważniaków. Poza tym,
skoro był tu Przypadek, to i właścicielka Orient Espresso mogła się na coś
przydać. Dlatego zlecił Smańce doglądanie podejrzanych, a u swego boku zostawił
Szycką. – To, co to ja chciałem zapytać…
– Zapewne o to,
dlaczego pan Żubrzyk dołożył pałeczki na swój stolik – podpowiedział Jacek.
– No właśnie –
przytaknął podkomisarz.
– Powtarzam, to jakieś
bzdury. Siedziałem cały czas przy swoim stoliku. Nie przeczę, mogłem
przypadkiem dotknąć tych pałeczek...
– I oczywiście nie znał
pan denata? – zapytał niewinnie Przypadek.
– A co to ma do rzeczy?
– uśmiechnął się nerwowo przesłuchiwany.
– Jeśli pan go znał,
mógł pan mieć powód, żeby go zabić… – zauważył nieśmiało Łoś jakby sam bał się
słów, które wypowiada.
– Ja znam bardzo wielu
ludzi i wszyscy żyją. Dodam, że są to bardzo ważni ludzie. – Developer wymownie
spojrzał na policjanta, świetnie wyczuwając jego słabość. Był prawie pewien, że
gdyby to zależało od tego podkomisarza, już dawno byłby na wolności. Tylko ten
drugi się czepia. O, znów się bezczelnie uśmiecha. Ciekawe, co znów wymyślił?
– Panie Żubrzyk w tej
chwili pana powiązania z denatem bada jedna z najlepszych dziennikarek
śledczych w kraju. Dla niej to sprawa najwyżej kilku telefonów do kolegów, którzy
zajmują się bankami i budowlanką. Najdalej za godzinę i tak będziemy wiedzieli
wszystko o tym, co pana z nim łączyło. Dlatego będzie lepiej, jak pan powie
panu podkomisarzowi wszystko sam, może to będzie okoliczność łagodząca.
– Powtarzam, jestem
niewinny!
– A co pana łączyło z
Samborem?
– Jego bank finansował
działalność mojej firmy. Ale w zasadzie w ogóle się nie widywaliśmy, ledwie
kilka razy przy oficjalnych okazjach. Nie nawiązaliśmy żadnych bliższych
kontaktów. Ja de facto nie mam życia prywatnego, poświęcam się swojej misji,
którą jest budowanie nowych, wspaniałych osiedli, tak potrzebnych w tym kraju...
– A pan Sambor pewnie
panu w tym przeszkadzał. I od tego zaczęły się kłopoty pana firmy?
Żubrzyk spojrzał na
utrapieńca z niewysłowioną zgrozą. Jak on mógł w ogóle przypuszczać, że coś
mogłoby zaszkodzić korporacji Mega Star, przed której nazwą drżała cała
konkurencja, niebędąca w stanie jej dorównać w żaden sposób?! Nie, Żubrzyk musi
zdecydowanie bronić honoru swojej firmy.
– Proszę pana, jesteśmy
dużą, międzynarodową firmą, która prowadzi interesy na całym świecie! Gdyby pan
postawił jeden na drugim wszystkie budynki, które budujemy, to sięgnęłyby one
Marsa! – Z każdym wypowiadanym przez siebie słowem Żubrzyk nadymał się coraz
bardziej, jakby puchnąc z dumy. – Gdyby pan napełnił wodą wszystkie nasze
budowle, to wyschłoby całe Morze Śródziemne!! A gdyby pan je postawił obok
siebie, powstałoby absolutnie największe miasto wszechświata!!! – Duma z
zatrudnienia w firmie Mega Star wypełniła już cały pokój, wypychając z niego
wszystkie zbędne elementy. Dzięki temu Żubrzyk mógł spojrzeć z wyższością na
ten nędzny pył, który śmiał kwestionować wielkość jego pracodawcy. – Jak prezes
lokalnego banku może nam zaszkodzić?
– Nie kredytując już
rozpoczętej budowy. A to pewnie bardzo duże inwestycje. Oczywiście, kłopoty
polskiego oddziału pana dużej międzynarodowej firmy to tylko niewielka część
jej ogólnych kłopotów na świecie, związanych z kryzysem. Ale pana szefowie w
Hiszpanii, Niemczech, czy gdziekolwiek tam sobie rezydują, nie wezmą na siebie
winy. A pan będzie wściekły na dyrektora lokalnego banku. Choć on też wypełniał
jedynie polecenia swoich szefów z Włoch lub Londynu. Ale to jego będzie pan
winił za to, że został zwolniony z pracy.
– Co?! – głosy Łosia,
Żubrzyka i pani Agaty zlały się w jedność i stworzyły różnobarwny chór, którego
jedyną cechą wspólną było tylko bezgraniczne zdziwienie. Wybrzmiewało ono
jeszcze przez jakiś czas, zastąpione w końcu przez kłopotliwą ciszę.
– Skąd pan to wie? –
Żubrzyk spuścił wzrok.
– My wiemy bardzo dużo…
– oświadczył Łoś, jakby zapominając o swoim zdziwieniu sprzed chwili. Spojrzał przy
tym na byłego dyrektora bardzo odważnie i z odpowiednią dawką pogardy.
– Tak? A wiecie państwo,
czyją żoną była przedtem żona pana Sambora i dlaczego się rozwiodła?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz