Podkomisarz Łoś już od dawna
wypatrywał tej burzy. Zbierało się na nią od chwili, kiedy dowiedział się, że w
śledztwo prowadzone przez Przypadka jest zamieszany syn słynnego redaktora
Skrupskiego. Dlatego kiedy starszy aspirant Smańko zamiast porannej kawy
przyniósł mu wiadomość, że czeka na niego Jan Michorowski, który oświadczył, że
ma ważne informacje w sprawie zaginionej Jolanty Chaberek, był pewien, że zaraz
usłyszy pierwsze grzmoty.
– Kto
pana do mnie przysłał? – Łoś zmierzył ciężkim wzrokiem właściciela skupu.
– Jak
powiedziałem na dole, że mam ważną wiadomość w sprawie śledztwa detektywa
Przypadka, to od razu wiedzieli, gdzie mnie pokierować. – Michorowski wzruszył
ramionami, bo wściekli policjanci już dawno przestali na nim robić wrażenie.
–
Widocznie się pomylili! Ja z nim nie mam nic wspólnego!
– Ale
jak… O, przecież ten pan był u mnie i wypytywał o tę sprawę. – Właściciel skupu
ruchem głowy wskazał starszego aspiranta Smańkę, który w tej chwili najchętniej
schowałby się do szuflady swojego biurka i przesiedział tam przez dłuższy czas.
Na razie jednak mógł tylko wbić wzrok w blat przed sobą.
– No i
co z tego?! – Łoś spojrzał na podwładnego wzrokiem starego bawołu. – To jeszcze
żaden dowód. Tylko poszlaka.
– Mnie
tam wszystko jedno. Przyszedłem się przyznać i
czy zrobię to przed panem, czy przed kim innym, to zdaje się obojętnie?
– Może
dla pana, ale nie dla mnie!
– Ale ja
chciałem…
– To
mnie nie interesuje! Najpierw chcę wiedzieć, z kim pan się zna?
– Co?
– No…
jakie pan ma kontakty. Jakiś poseł, minister albo ktoś taki? Zna pan kogoś
takiego?
– Nie
przypominam sobie.
– To
może radny? Albo celebryta?
– Chyba raczej nie.
– Czyli
nie zna pan nikogo ważnego, znanego? – Łoś spojrzał na kręcącego przecząco
głową Michorowskiego z odrobiną nadziei przemieszaną z niepewnością. Czyżby
Przypadek nie chciał podrzucić mu kolejnego kukułczego jaja i naprawdę przysłał
tu kogoś z nikim niezwiązanego, kto rzeczywiście chce się przyznać do
przestępstwa? Bo co do tego, że za pojawieniem się tu właściciela skupu stoi
ten detektywina, nie miał cienia wątpliwości. – Tudzież żaden pana krewny nie
jest kimś znanym?
– Nie.
– Aha.
To teraz już pan się może przyznać – oświadczył z zadowoleniem policjant.
– Chociaż… – Michorowski zawahał się na moment.
– Tak?
– Znam
takiego jednego ważnego. Może niezbyt dobrze, ale zawsze.
– Kogo?
– Ten
redaktor… Skrupski się nazywa. Dawno temu chciał napisać jakiś artykuł o
bezdomnych zbieraczach złomu. Jakoś tak o nich mówił wykluczeni… czy coś.
Znaczy w sensie, że tacy biedni. Śmiałem się, bo jacy biedni, niejeden z nich z
tego zbierania to całkiem przyzwoity pieniądz zarobi i jakby tego na te
mózgotrzepy nie przepuszczali, to mogliby się za to utrzymać. Chyba go
przekonałem, bo artykułu nie napisał. Ale wpada raz na parę miesięcy do mnie,
żeby się o nich trochę popytać… Coś się panu komisarzowi stało?
– Proszę
stąd natychmiast wyjść! – Łoś wstał i kategorycznie pokazał gościowi drzwi.
– Ale
ja…
– Mnie
to w ogóle nie interesuje! – Podkomisarz podniósł Michorowskiego z krzesełka i
popchnął go w stronę drzwi. – I u nas to absolutnie nikogo nie interesuje. A
jak nas kiedyś przypadkiem zainteresuje, to sami się do pana zgłosimy. –
Wypchnął właściciela skupu na korytarz i z ulgą zamknął drzwi. Odsapnął
zadowolony, ale zaraz natknął się na uważne spojrzenie starszego aspiranta,
który wprawdzie od razu skierował wzrok gdzie indziej, ale zrobił to ułamek
sekundy za późno. – No i co się tak patrzycie, Smańko?!
– Ja nic
nie mówię.
– I
niech tak pozostanie. Jedziemy na jednym wózku. Zwłaszcza że to wasza wina,
Smańko!
–
Oczywiście, panie komisarzu – przytaknął posłusznie starszy aspirant. – A
konkretnie to, w którym momencie zawiniłem?
– Jak
to, w którym?! Mówiliście, że ten Skrupski nie interesuje się synem, a tu
proszę. Sami słyszeliście? Regularnie się dopytuje, co u niego słychać.
–
Artykuł pisze – powiedział bez przekonania starszy aspirant.
–
Smańko, błagam, nawet wy nie jesteście tak głupi, żeby w to uwierzyć! Dlatego
musimy się od tej sprawy trzymać jak najdalej. W grę wchodzi syn i znajomy
redaktora Skrupskiego?! Rozumiecie?
– No a
jeśli któryś z nich… ją…
– Nawet
nie wypowiadajcie tego słowa. Oficjalnie to my nie wiemy o żadnym morderstwie.
Ani nawet, że ktoś zaginął! Rozumiecie?
– Ale on
się chciał przyznać.
– No i
to najlepiej świadczy o tym, że to jakaś prowokacja ze strony tego Przypadka.
Nie wolno nam się dać na to złapać! – zażądał kategorycznie Łoś i ze
zdziwieniem zauważył, że uległy zwykle i posłuszny mu we wszystkim Smańko nie
jest przekonany.
– A co,
jeśli on ją naprawdę zabił?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz