wtorek, 15 września 2015

PAN PRZYPADEK I FIOLETOWOSKÓRZY ODC.12

A coś ty znowu wymyślił? – zdumiała się pani Bamber. – Po co ci to wiedzieć?
– Na razie nie mogę pani tego powiedzieć. Bo jeśliby okazało się to nieprawdą, to byłaby pani na mnie zła, że mogłem w ogóle coś takiego podejrzewać.
– Ty chyba nie chcesz powiedzieć, że… – Na twarzy Irminy zdziwienie walczyło teraz z oburzeniem. – To przecież niemożliwe.
– Dlatego prawdopodobne.
– Ale… jak to?! – oburzyła się pani Irmina. – Po co?!
– Na razie mogę się tylko domyślać. Jeśli jednak nie chce mi pani powiedzieć, postaram się zdobyć tę informację inną drogą. – Jacek spojrzał na elegancki pierścionek na dłoni pani Bamber i pomyślał, że pan Antoni Gelberg ma naprawdę dobry gust.
– Nie, postaram się dowiedzieć tego sama. Jestem jednak pewna, że się mylisz.
– Wszystko możliwe, pani Irmino – odparł spokojnie Przypadek, jakby możliwość pomyłki wcale go nie zmartwiła. – Ale muszę brać pod uwagę wszystkie ewentualności.
– À propos ewentualności – pani Bamber chwyciła czajniczek i dolała Jackowi herbaty. – Nie bierzesz pod uwagę, że to Winetu mógł coś zrobić swojej Gwiazdeczce? Wiem, że go lubisz, ale to wielkie chłopisko. I chociaż w zasadzie dobrze mu z oczu patrzy, to nie chciałabym się na niego natknąć w ciemnej uliczce.
– Biorę to pod uwagę, ale to raczej mało prawdopodobne.
– Wiesz, po alkoholu ludzie nie bywają sobą.
– Tak. Tylko że on musiałby coś takiego zupełnie wyprzeć ze swojej pamięci. To oczywiście możliwe, jeśliby dużo wypił, ale w jaki sposób w takim stanie, słaniając się na nogach, pozbyłby się ciała? Na trzeźwo z pewnością nie zrobiłby jej krzywdy, a po pijanemu ma raczej mało intelektualnych możliwości, żeby precyzyjnie obmyślić i zrealizować plan pozbycia się zwłok.
– Chyba że całkiem pomieszało mu się w głowie i już nie jest tylko jednym Winetu.
– Czyżby zdiagnozowała pani u niego rozdwojenie jaźni?
– Mój drogi, dobrze wiesz, że z wykształcenia jestem tylko psychologiem, a nie psychiatrą. Ale spotkałam go dzisiaj. Nie czułam od niego alkoholu, za to mówił, jakby mu się coś w głowie poplątało. Twierdził, że widział tą swoją Old Spejs na Bemowie. I mówił, że ona go już pewnie nie kocha, bo uciekła. Potem powiedział, że to jego wina, że zniknęła i twierdził, że się chyba zabije, jak ona się nie znajdzie. Trochę się uspokoił, ale prosił, żeby ci przekazać, że ją widział. Tak że to uparte poszukiwanie jej to może być jakaś kompensacja poczucia winy.
– Może – potwierdził bez przekonania Jacek. – A czy Winetu mówił coś o jej wyglądzie?
– Tak, coś mówił. – Pani Bamber zawahała się na moment. – Zdaje się, że była normalnie ubrana. W sensie nieobszarpana. Zresztą, spytaj go sam, pewnie jest już w domu. Powiedział, że wieczorami ma dotrzymywać towarzystwa twojemu ojcu, choć nie wiem do końca dlaczego.
– Nie ma sensu pytać, nic więcej nie muszę wiedzieć. Coś mu się musiało przywidzieć.
– Czyli nie wierzysz, że ona żyje?
– Tego nie mogę wykluczyć. Ale raczej nie mogła się tam pojawić normalnie ubrana.
– Dlaczego?
– Jeśli słowa jej pożegnalnego listu są prawdziwe i rzeczywiście zmieniła swoje życie, to z pewnością nie kręciłaby się w okolicy tego starego życia, tylko trzymała od niego jak najdalej.
– Mogła zatęsknić za swoim Winetu – powiedziała pan Irmina, zastanawiająco długo wpatrując się w pierścionek na swojej ręce.
– Wtedy by go bez trudu znalazła. Wie, gdzie bywa i nawet gdyby nie trafiła na samego Winetu, to spotkałaby jego znajomych, którzy by mu od razu powiedzieli, że go znalazła. Wystarczyłoby, żeby odwiedziła Michorowskiego… – Jacek urwał i uśmiechnął się do własnych myśli.
– Naprawdę myślisz, że on ma pieniądze Old Spejs?
– Raczej już ich nie ma. I to mogło być przyczyną kłótni między nimi kilka dni przed zniknięciem Old Spejs.
– Kłótni tak, ale… myślisz, że czegoś więcej?
– Ludzie potrafią zabić za mniej niż dziesięć tysięcy. Nawet jeśli są potomkami zacnej zaściankowej szlachty.
– A właśnie, skąd ty wiedziałeś, że Old Spejs nie powiedziała Sagankowi o tych pieniądzach?
– Bo to była jej najściślej strzeżona tajemnica. Jeśli jej plan miał się udać, informacja nie miała prawa dotrzeć do Winetu, bo on byłby temu przeciwny. Poza tym Saganek to nie jest facet, któremu można zaufać, i to chyba widzi każdy. Dlatego byłem przekonany, że musiał po prostu podsłuchać rozmowę z Michorowskim. – Uwagi pani Irminy nie uszedł fakt, że choć Jacek tłumaczył jej sprawę, to myślami był gdzieś zupełnie indziej.
– Martwisz się czymś?
– Obawiam się, że przy zakończeniu tego śledztwa również będę potrzebował pomocy podkomisarza Łosia, a on tym razem może być pod tym względem wyjątkowo oporny. Dlatego będę go musiał jakoś zachęcić do współpracy. No i zmusić winowajcę do przyznania się, bo bez tego nasz stróż prawa nie kiwnie palcem.
– Jak masz zamiar to zrobić?

– Ludzie są… – urwał, przygryzł wargi i poprawił się. – Pewne zachowania ludzi da się przewidzieć. Szczególnie, kiedy się ich zirytuje. A irytowanie ludzi to moja specjalność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz