– A coś ty znowu wymyślił? –
zdumiała się pani Bamber. – Po co ci to wiedzieć?
– Na
razie nie mogę pani tego powiedzieć. Bo jeśliby okazało się to nieprawdą, to
byłaby pani na mnie zła, że mogłem w ogóle coś takiego podejrzewać.
– Ty
chyba nie chcesz powiedzieć, że… – Na twarzy Irminy zdziwienie walczyło teraz z
oburzeniem. – To przecież niemożliwe.
–
Dlatego prawdopodobne.
– Ale…
jak to?! – oburzyła się pani Irmina. – Po co?!
– Na
razie mogę się tylko domyślać. Jeśli jednak nie chce mi pani powiedzieć,
postaram się zdobyć tę informację inną drogą. – Jacek spojrzał na elegancki
pierścionek na dłoni pani Bamber i pomyślał, że pan Antoni Gelberg ma naprawdę
dobry gust.
– Nie,
postaram się dowiedzieć tego sama. Jestem jednak pewna, że się mylisz.
–
Wszystko możliwe, pani Irmino – odparł spokojnie
Przypadek, jakby możliwość pomyłki wcale go nie zmartwiła. – Ale muszę brać pod
uwagę wszystkie ewentualności.
– À
propos ewentualności – pani Bamber chwyciła czajniczek i dolała Jackowi
herbaty. – Nie bierzesz pod uwagę, że to Winetu mógł coś zrobić swojej
Gwiazdeczce? Wiem, że go lubisz, ale to wielkie chłopisko. I chociaż w zasadzie
dobrze mu z oczu patrzy, to nie chciałabym się na niego natknąć w ciemnej
uliczce.
– Biorę
to pod uwagę, ale to raczej mało prawdopodobne.
– Wiesz,
po alkoholu ludzie nie bywają sobą.
– Tak. Tylko że on musiałby coś takiego zupełnie wyprzeć ze
swojej pamięci. To oczywiście możliwe, jeśliby dużo wypił, ale w jaki sposób w
takim stanie, słaniając się na nogach, pozbyłby się ciała? Na trzeźwo z
pewnością nie zrobiłby jej krzywdy, a po pijanemu ma raczej mało
intelektualnych możliwości, żeby precyzyjnie obmyślić i zrealizować plan
pozbycia się zwłok.
– Chyba
że całkiem pomieszało mu się w głowie i już nie jest tylko jednym Winetu.
– Czyżby
zdiagnozowała pani u niego rozdwojenie jaźni?
– Mój
drogi, dobrze wiesz, że z wykształcenia jestem tylko psychologiem, a nie
psychiatrą. Ale spotkałam go dzisiaj. Nie czułam od niego alkoholu, za to
mówił, jakby mu się coś w głowie poplątało. Twierdził, że widział tą swoją Old
Spejs na Bemowie. I mówił, że ona go już pewnie nie kocha, bo uciekła. Potem
powiedział, że to jego wina, że zniknęła i twierdził, że się chyba zabije, jak ona się nie znajdzie. Trochę się
uspokoił, ale prosił, żeby ci przekazać, że ją widział. Tak że to uparte
poszukiwanie jej to może być jakaś kompensacja poczucia winy.
– Może –
potwierdził bez przekonania Jacek. – A czy Winetu mówił coś o jej wyglądzie?
– Tak,
coś mówił. – Pani Bamber zawahała się na moment. – Zdaje się, że była normalnie
ubrana. W sensie nieobszarpana. Zresztą, spytaj go sam, pewnie jest już w domu.
Powiedział, że wieczorami ma dotrzymywać towarzystwa twojemu ojcu, choć nie wiem
do końca dlaczego.
– Nie ma
sensu pytać, nic więcej nie muszę wiedzieć. Coś mu się musiało przywidzieć.
– Czyli
nie wierzysz, że ona żyje?
– Tego
nie mogę wykluczyć. Ale raczej nie mogła się tam pojawić normalnie ubrana.
–
Dlaczego?
– Jeśli
słowa jej pożegnalnego listu są prawdziwe i rzeczywiście zmieniła swoje życie,
to z pewnością nie kręciłaby się w okolicy tego starego życia, tylko trzymała
od niego jak najdalej.
– Mogła
zatęsknić za swoim Winetu – powiedziała pan Irmina, zastanawiająco długo wpatrując
się w pierścionek na swojej ręce.
– Wtedy
by go bez trudu znalazła. Wie, gdzie bywa i nawet gdyby nie trafiła na samego
Winetu, to spotkałaby jego znajomych, którzy by mu od razu powiedzieli, że go
znalazła. Wystarczyłoby, żeby odwiedziła Michorowskiego… – Jacek urwał i
uśmiechnął się do własnych myśli.
–
Naprawdę myślisz, że on ma pieniądze Old Spejs?
– Raczej
już ich nie ma. I to mogło być przyczyną kłótni między nimi kilka dni przed
zniknięciem Old Spejs.
– Kłótni
tak, ale… myślisz, że czegoś więcej?
– Ludzie
potrafią zabić za mniej niż dziesięć tysięcy. Nawet jeśli są potomkami zacnej
zaściankowej szlachty.
– A
właśnie, skąd ty wiedziałeś, że Old Spejs nie powiedziała Sagankowi o tych
pieniądzach?
– Bo to
była jej najściślej strzeżona tajemnica. Jeśli jej plan miał się udać,
informacja nie miała prawa dotrzeć do Winetu, bo on byłby temu przeciwny. Poza
tym Saganek to nie jest facet, któremu można zaufać, i to chyba widzi każdy.
Dlatego byłem przekonany, że musiał po prostu podsłuchać rozmowę z Michorowskim.
– Uwagi pani Irminy nie uszedł fakt, że choć Jacek tłumaczył jej sprawę, to
myślami był gdzieś zupełnie indziej.
–
Martwisz się czymś?
–
Obawiam się, że przy zakończeniu tego śledztwa również będę potrzebował pomocy
podkomisarza Łosia, a on tym razem może być pod tym względem wyjątkowo oporny.
Dlatego będę go musiał jakoś zachęcić do współpracy. No i zmusić winowajcę do
przyznania się, bo bez tego nasz stróż prawa nie kiwnie palcem.
– Jak
masz zamiar to zrobić?
– Ludzie
są… – urwał, przygryzł wargi i poprawił się. – Pewne zachowania ludzi da się
przewidzieć. Szczególnie, kiedy się ich zirytuje. A irytowanie ludzi to moja
specjalność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz