Przypadek miał
dziwne przeczucie, że nie powinien zanadto rozgrzewać mięsni, gdyż minie
jeszcze dłuższa chwila, zanim tak naprawdę rozpocznie bieg powrotny z
bemowskiego skupu złomu do przychodni dla bezdomnych. Dlatego niespiesznym
truchcikiem opuścił posesję Michorowskiego. Minął pogięty płot z blachy
falistej, za którym w nieodległej przyszłości miał powstać elegancki
apartamentowiec o nazwie Bemovo Residence, o czym na razie świadczyła jedynie
wielka tablica z jego wizualizacją. Następnie ruszył w kierunku miejsca, gdzie
powinno akurat na niego czekać najbliższe przeznaczenie. Nie mylił się. po
parunastu metrach przeznaczenie nagle wyskoczyło przed niego wprost z zarośli.
– Mistrzu, na słóweczko. –
Saganek, nie czekając na odpowiedź Jacka, pociągnął go za łokieć w kierunku
krzaków, gdzie opróżniał przed chwilą aluminiowe puszki z nasypanego do nich
wcześniej piasku. – Ja względem Michorowskiego i Gwiazdeczki – urwał i spojrzał
znacząco na Przypadka. Nie trzeba detektywa, żeby domyślić się, o co mu
chodziło.
– Dam piątaka, jak uznam, że
to coś ciekawego – rozpoczął targi Jacek.
– Ale mistrzu, to może być
kluczowe dla śledztwa – uniósł się honorem bezdomny i zaraz sprecyzował: – Bo
ja mistrza znam, czyta się te gazety – oświadczył z wyraźną dumą. – Tak że
taniej, jak za pięć dych nie da rady. I to z góry, bo ręczę słowem, że to
istotne.
– To ja już pobiegnę. –
Przypadek nawet nie drgnął, ale Saganek na wszelki wypadek przytrzymał go za
łokieć.
– Ale mistrzu, gdzie się
mistrz spieszy? Mistrz pewnie myśli, że chcę go oszukać, a ja jestem solidna
firma, mistrz zapyta się Winetu, przyjaźnimy się.
– Nieprawda.
– Jak to? – Saganek
uśmiechnął się niepewnie. – Mówił coś o mnie?
– Nie musiał. Gdybyście się
przyjaźnili, toby mu pan tę informację przekazał, a nie sprzedawał ją mnie.
– Ja przyjaźni nie łączę z
interesami – oświadczył z godnością bezdomny. – A ta informacja jest bardzo
cenna. Warta nawet dziesięć tysięcy.
– Czyżby tyle Michorowski był
winien Gwiazdeczce?
Saganek zdawał sobie dobrze
sprawę ze swojej gadatliwości. Wiedział, że zdarza mu się w sposób
niekontrolowany chlapnąć coś czasem. Ale teraz był gotów dać sobie rękę uciąć,
że nic nie wspominał o długu Michorowskiego. Czyżby zatem ten detektyw miał
takie paranormalne zdolności jak Makbetka? Albo i większe, bo przecież ona z
niego informacji o dziesięciu tysiącach nie wyciągnęła.
– Skąd… mistrz to wie?
– Pan powie wszystko, co wie
o tym długu, a ja wyjaśnię, skąd to wiem. I powróżę z ręki. Stoi?
– To mistrz nie jest
detektywem tylko wróżbitą?
– Powiedzmy, że raczej
jasnowidzem, ale karierę w tym fachu zaczynałem od chiromancji.
– Od chiro… czego?
– Od wróżenia z ręki. To co z
tym długiem?
– No… Gwiazdeczka mi mówiła,
że ma układ z Michorowskim, że czasem nie bierze od niego kasy za dostawę
towaru. Bo jakby wzięła, to zaraz by z Winetu przepiła, a chciała odłożyć na
operację plastyczną. Cycki miała sobie powiększyć, bo mówiła, że jak powiększy,
to od
razu z powrotem karierę zrobi. No i tę dychę
uskładała i powiedziała, że za tyle to się już da zrobić. Kasy nie chciała brać
do ręki, tylko Michorowski miał to przelać do kliniki, gdzie te sztuczne cycki
robią. Ale Michorowski zaczął kręcić, że coś jej się pomyliło, że tyle kasy to
nie ma, najwyżej połowę, bo resztę kiedyś jej oddał, tylko ona nie pamięta. Ale
to niemożliwe, bo ona miała z nim układ, że nie daje jej kasy po pijaku, tylko
jak jest trzeźwa. A na trzeźwo by jej nie ruszyła. Albo chociaż by pamiętała.
– Uważa pan, że Michorowski chciał
ją oszukać?
– No na bank. To oszust i
złodziej jest! Mistrz widział, trochę piasku w puszkach mu przeszkadza! Albo
mistrz wróci i się zważy na tej jego wadze. Bankowo źle wytarowana – zapewnił z
całą stanowczością posiadacz łysiny i orlego nosa. – To skąd mistrz wiedział o
tym długu?
– Skoro mnie pan zatrzymał i
chciał coś powiedzieć o stosunkach Gwiazdeczki i Michorowskiego, to znaczyło,
że chce pan na niego rzucić cień podejrzenia.
– No gdzie?! Skąd?! – zawrzał
z oburzenia Saganek. – Po co bym to miał robić?
– Był pan na niego wściekły,
że nie dał się panu oszukać. Tak mają wszyscy oszuści, którzy winą za swoje
niepowodzenia obarczają niedoszłe ofiary. Gdyby pan miał na Michorowskiego coś poważnego, to albo już
by pan z tym poszedł na policję, albo raczej sprzedał tę informację dawno temu.
Bo na to, żeby wprost szantażować silniejszego od siebie, jest pan zbyt
tchórzliwy. Dlatego też musiał pan mieć informację, z której nikt inny nie
miałby pożytku, albo wręcz by w nią nie uwierzył, a która mogłaby obciążać
Michorowskiego. A ponieważ wycenił ją pan na dziesięć tysięcy, w zasadzie było
pewne, że ten dług był tej wartości.
– To takie proste? – Saganek
był wyraźnie zawiedziony tym, że tak łatwo pozbył się cennych informacji. – To
może mistrz jeszcze chciałby wiedzieć, dlaczego powiedziała o tej kasie mnie, a
nie Winetu?
– Panu też tego nie
powiedziała.
Po tym stwierdzeniu Saganek
mógł być już pewien, że magiczne właściwości Makbetki są niczym w porównaniu z
tymi, które są udziałem Przypadka. I że najlepiej będzie wziąć nogi za pas,
zanim zdradzi niechcący jeszcze więcej. Jakaś tajemnicza siła przytrzymywała
jednak bezdomnego w miejscu i nie pozwalała mu odbiec.
– Skąd mistrz wie?
– A to akurat kosztuje
piątaka.
– Co?! Mam za to płacić?! W
życiu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz