wtorek, 8 września 2015

PAN PRZYPADEK I FIOLETOWOSKÓRZY ODC.7

Przypadek miał dziwne przeczucie, że nie powinien zanadto rozgrzewać mięsni, gdyż minie jeszcze dłuższa chwila, zanim tak naprawdę rozpocznie bieg powrotny z bemowskiego skupu złomu do przychodni dla bezdomnych. Dlatego niespiesznym truchcikiem opuścił posesję Michorowskiego. Minął pogięty płot z blachy falistej, za którym w nieodległej przyszłości miał powstać elegancki apartamentowiec o nazwie Bemovo Residence, o czym na razie świadczyła jedynie wielka tablica z jego wizualizacją. Następnie ruszył w kierunku miejsca, gdzie powinno akurat na niego czekać najbliższe przeznaczenie. Nie mylił się. po parunastu metrach przeznaczenie nagle wyskoczyło przed niego wprost z zarośli.
– Mistrzu, na słóweczko. – Saganek, nie czekając na odpowiedź Jacka, pociągnął go za łokieć w kierunku krzaków, gdzie opróżniał przed chwilą aluminiowe puszki z nasypanego do nich wcześniej piasku. – Ja względem Michorowskiego i Gwiazdeczki – urwał i spojrzał znacząco na Przypadka. Nie trzeba detektywa, żeby domyślić się, o co mu chodziło.
– Dam piątaka, jak uznam, że to coś ciekawego – rozpoczął targi Jacek.
– Ale mistrzu, to może być kluczowe dla śledztwa – uniósł się honorem bezdomny i zaraz sprecyzował: – Bo ja mistrza znam, czyta się te gazety – oświadczył z wyraźną dumą. – Tak że taniej, jak za pięć dych nie da rady. I to z góry, bo ręczę słowem, że to istotne.
– To ja już pobiegnę. – Przypadek nawet nie drgnął, ale Saganek na wszelki wypadek przytrzymał go za łokieć.
– Ale mistrzu, gdzie się mistrz spieszy? Mistrz pewnie myśli, że chcę go oszukać, a ja jestem solidna firma, mistrz zapyta się Winetu, przyjaźnimy się.
– Nieprawda.
– Jak to? – Saganek uśmiechnął się niepewnie. – Mówił coś o mnie?
– Nie musiał. Gdybyście się przyjaźnili, toby mu pan tę informację przekazał, a nie sprzedawał ją mnie.
– Ja przyjaźni nie łączę z interesami – oświadczył z godnością bezdomny. – A ta informacja jest bardzo cenna. Warta nawet dziesięć tysięcy.
– Czyżby tyle Michorowski był winien Gwiazdeczce?
Saganek zdawał sobie dobrze sprawę ze swojej gadatliwości. Wiedział, że zdarza mu się w sposób niekontrolowany chlapnąć coś czasem. Ale teraz był gotów dać sobie rękę uciąć, że nic nie wspominał o długu Michorowskiego. Czyżby zatem ten detektyw miał takie paranormalne zdolności jak Makbetka? Albo i większe, bo przecież ona z niego informacji o dziesięciu tysiącach nie wyciągnęła.
– Skąd… mistrz to wie?
– Pan powie wszystko, co wie o tym długu, a ja wyjaśnię, skąd to wiem. I powróżę z ręki. Stoi?
– To mistrz nie jest detektywem tylko wróżbitą?
– Powiedzmy, że raczej jasnowidzem, ale karierę w tym fachu zaczynałem od chiromancji.
– Od chiro… czego?
– Od wróżenia z ręki. To co z tym długiem?
– No… Gwiazdeczka mi mówiła, że ma układ z Michorowskim, że czasem nie bierze od niego kasy za dostawę towaru. Bo jakby wzięła, to zaraz by z Winetu przepiła, a chciała odłożyć na operację plastyczną. Cycki miała sobie powiększyć, bo mówiła, że jak powiększy, to od razu z powrotem karierę zrobi. No i tę dychę uskładała i powiedziała, że za tyle to się już da zrobić. Kasy nie chciała brać do ręki, tylko Michorowski miał to przelać do kliniki, gdzie te sztuczne cycki robią. Ale Michorowski zaczął kręcić, że coś jej się pomyliło, że tyle kasy to nie ma, najwyżej połowę, bo resztę kiedyś jej oddał, tylko ona nie pamięta. Ale to niemożliwe, bo ona miała z nim układ, że nie daje jej kasy po pijaku, tylko jak jest trzeźwa. A na trzeźwo by jej nie ruszyła. Albo chociaż by pamiętała.
– Uważa pan, że Michorowski chciał ją oszukać?
– No na bank. To oszust i złodziej jest! Mistrz widział, trochę piasku w puszkach mu przeszkadza! Albo mistrz wróci i się zważy na tej jego wadze. Bankowo źle wytarowana – zapewnił z całą stanowczością posiadacz łysiny i orlego nosa. – To skąd mistrz wiedział o tym długu?
– Skoro mnie pan zatrzymał i chciał coś powiedzieć o stosunkach Gwiazdeczki i Michorowskiego, to znaczyło, że chce pan na niego rzucić cień podejrzenia.
– No gdzie?! Skąd?! – zawrzał z oburzenia Saganek. – Po co bym to miał robić?
– Był pan na niego wściekły, że nie dał się panu oszukać. Tak mają wszyscy oszuści, którzy winą za swoje niepowodzenia obarczają niedoszłe ofiary. Gdyby pan miał na Michorowskiego coś poważnego, to albo już by pan z tym poszedł na policję, albo raczej sprzedał tę informację dawno temu. Bo na to, żeby wprost szantażować silniejszego od siebie, jest pan zbyt tchórzliwy. Dlatego też musiał pan mieć informację, z której nikt inny nie miałby pożytku, albo wręcz by w nią nie uwierzył, a która mogłaby obciążać Michorowskiego. A ponieważ wycenił ją pan na dziesięć tysięcy, w zasadzie było pewne, że ten dług był tej wartości.
– To takie proste? – Saganek był wyraźnie zawiedziony tym, że tak łatwo pozbył się cennych informacji. – To może mistrz jeszcze chciałby wiedzieć, dlaczego powiedziała o tej kasie mnie, a nie Winetu?
– Panu też tego nie powiedziała.
Po tym stwierdzeniu Saganek mógł być już pewien, że magiczne właściwości Makbetki są niczym w porównaniu z tymi, które są udziałem Przypadka. I że najlepiej będzie wziąć nogi za pas, zanim zdradzi niechcący jeszcze więcej. Jakaś tajemnicza siła przytrzymywała jednak bezdomnego w miejscu i nie pozwalała mu odbiec.
– Skąd mistrz wie?
– A to akurat kosztuje piątaka.
– Co?! Mam za to płacić?! W życiu!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz