piątek, 4 września 2015

PAN PRZYPADEK I FIOLETOWOSKÓRZY ODC.5

Podkomisarz Łoś, mimo drobnych niepowodzeń, których nie oszczędzało mu ostatnimi czasy życie, od dłuższego czasu był bardzo zadowolony. Przede wszystkim udało mu się odhodować wąsy, których kiedyś pochopnie się pozbył. Wprawdzie trochę żałował, że policja nie wykorzystuje w odpowiedni sposób jego profesjonalnych umiejętności, ale z drugiej strony zadanie, które mu powierzyli, zdawało się zmierzać ku szczęśliwemu zakończeniu. Od ponad dwóch miesięcy jego wróg numer jeden, przereklamowany detektyw Przypadek, którego na polecenie swoich przełożonych miał bez chwili przerwy obserwować, zawiesił, jak się zdawało, swoją nikomu niepotrzebną działalność.
Wprawdzie teraz znów zaczął się kręcić przy jakiejś sprawie, ale rzecz dotyczyła bezdomnych. Dlatego podkomisarz Łoś był tym razem wyjątkowo spokojny o to, że nieznośny detektyw nie nadepnie nikomu niepotrzebnemu na odcisk. I bez drżenia serca oczekiwał raportu, jaki miał mu złożyć starszy aspirant Smańko, który otrzymał zadanie dodatkowego zainteresowania się tym śledztwem.
– Co wy macie taką niewyraźną minę, Smańko? – zapytał, lekko odchylając się na krzesełku, podkomisarz. – Coś wam pewnie zaszkodziło – stwierdził z przekąsem, widząc, jak jego podwładny przestępuje z nogi na nogę.
– Nie, panie komisarzu.
– To co się tak krzywicie?
– No bo… jeśli chodzi o tę nową sprawę Przypadka… To ona jest trochę bardziej skomplikowana, niż się wydawało.
– A niech sobie będzie. Dla mnie to on jej może w ogóle nie rozwiązać. To nawet jeszcze lepiej. Może mu ostatecznie wywietrzeją z głowy te idiotyczne pomysły bycia detektywem.
– Ale to nie o to chodzi. To znaczy, sprawa faktycznie jest zagmatwana, tylko… – Smańko intensywnie zastanawiał się, jak nie powiedzieć tego, co musiał powiedzieć, a czego bardzo, ale to bardzo powiedzieć nie chciał.
– No, wyduście to wreszcie z siebie, Smańko.
– W tę historię są zamieszane znane osoby. To znaczy, tak mi się wydaje.
– Jak to? O kim wy mówicie? – Łoś wyprostował się na krzesełku. – Chyba nie o tej Gwiazdeczce? Przecież jej już nikt nie pamięta.
– Myślałem o Winetu. – Smańko wbił wzrok w podłogę.
– Kim jest?
– Synem pewnej bardzo wpływowej osoby. – Starszy aspirant przeniósł spojrzenie na ścianę.
– Jakiej, Smańko?! Nie zachowujcie się jak przesłuchiwany, z którego muszę wyciskać każde słowo!
– Winetu jest synem redaktora Skrupskiego.
Podkomisarz Łoś co najmniej od końca poprzedniego upalnego lata nie czuł takiego uderzenia gorąca. A potem ogarnął go chłód najmroźniejszych dni ostatniej zimy. A później już sam nie wiedział, co czuje, ponieważ wszystko mu nagle zobojętniało.
– Tego redaktora Skrupskiego? – zapytał z rezygnacją.
– Obawiam się, że właśnie tego.
– To obawiacie się czy wiecie?! – Łoś naskoczył na Smańkę nie po to, aby się upewnić z czyim synem ma do czynienia, co do tego nie miał wątpliwości, ale bardzo potrzebował odreagować panikę, która go dopadła. Dlatego też nie oczekiwał od swojego podwładnego żadnej odpowiedzi i kontynuował swoją histerię: – Co ten człowiek w sobie ma, że tak przyciąga kłopoty!? I dlaczego właśnie mnie musiał spotkać na swojej drodze?! Mało jest innych policjantów?!
Ale może nie stanie się nic złego – próbował pocieszać przełożonego starszy aspirant, jednak była to próba tyleż beznadziejna, co samobójcza.
– Co wy go, Smańko, od wczoraj znacie?! Jak w sprawę jest zamieszany ktoś znany, to jak nic, on zamordował!
– Przecież nawet nie ma pewności, czy chodzi o morderstwo, czy o coś innego…
– Co z tego? Ten Skrupski i tak nas zniszczy. Jak jemu ktoś podpadnie, to lepiej, żeby od razu pakował walizki i wyjeżdżał z tego kraju. On zna wszystkich i wszyscy znają jego. On może wszystko, a jemu nie można zrobić absolutnie nic. Nie zauważyliście, w jakim kraju żyjecie, Smańko?! – Podkomisarz zachowywał się jak nastolatka, którą porzucił ukochany i która w związku z tym uznała, że świat się dla niej definitywnie skończył.
– Myśli pan, komisarzu, że to Skrupski stoi za zniknięciem Gwiazdeczki?
– A co to ma za znaczenie? W sprawę jest zamieszany jego syn. Może to on ją zabił?!
– Ten Winetu jej przecież szuka.
– Bo może zabił ją po pijaku i nic nie pamięta? A zwłoki gdzieś zakopał i Przypadek je znajdzie! A wtedy możecie już pytać krewnych w Anglii, czy nie mają dla was jakiejś roboty na budowie.
– Może nie będzie tak źle. Skrupski w ogóle się nie interesuje synem, zostawił jego i matkę, jak chłopak miał pięć lat. Ja to nawet nie wiedziałem, że on ma drugiego syna. Słyszałem tylko o tym Włodzimierzu, co to o nim piszą, że to wschodząca gwiazda dziennikarstwa.
– A, ten żyjący z paroma babkami naraz? – Łoś, wbrew temu, co można by było pomyśleć, nie wypowiedział tych słów z zazdrością, bo dla niego życie z jedna kobietą było wystarczającym pasmem udręki. – Skupcie się, Smańko, tamten nas w tej chwili w ogóle nie obchodzi. I przyjmijcie do wiadomości, że to nieistotne, że go porzucił. Jak będziemy musieli aresztować jego syna, bo okaże się mordercą, to Skrupski sobie o nim przypomni i rozgniecie nas jak insekty. Zobaczycie! Jesteśmy na równi pochyłej i nie ma już dla nas ratunku! – Łoś ukrył twarz w dłoniach, ale nagle zamigotała mu gdzieś iskierka nadziei. – Chyba że….
– Tak, panie komisarzu?
– Wiem! Trzeba od razu aresztować tego Winetu, zanim Przypadek mu cokolwiek udowodni!
– Tak jest! – zasalutował Smańko i odwrócił się w stronę drzwi. Zanim tam jednak doszedł, zatrzymały go w miejscu słowa przełożonego.
– Wróć! Oszaleliście, Smańko?! Chcecie bez powodu aresztować syna redaktora Skrupskiego?!
– No ale pan komisarz wydał rozkaz – tłumaczył się bezsensownie starszy aspirant.
– Bo już kompletnie zwariowałem przez tego Przypadka. A wy powinniście to wiedzieć i chronić mnie przed takimi błędami. Ale na was w ogóle nie można liczyć. Pewnie jeszcze byście się ucieszyli, jakby mnie wywalili z policji na zbity pysk. Dlatego zapamiętajcie sobie, że wylecicie ze mną. Rozumiecie?!
– Tak jest! To co robimy, panie komisarzu?

– Modlimy się, żeby nic się nie stało. Modlimy się, Smańko, bo nic więcej nam nie pozostało. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz