Podkomisarz Łoś, mimo drobnych
niepowodzeń, których nie oszczędzało mu ostatnimi czasy życie, od dłuższego
czasu był bardzo zadowolony. Przede wszystkim udało mu się odhodować wąsy,
których kiedyś pochopnie się pozbył. Wprawdzie trochę żałował, że policja nie
wykorzystuje w odpowiedni sposób jego profesjonalnych umiejętności, ale z
drugiej strony zadanie, które mu powierzyli, zdawało się zmierzać ku
szczęśliwemu zakończeniu. Od ponad dwóch miesięcy jego wróg numer jeden, przereklamowany
detektyw Przypadek, którego na polecenie swoich przełożonych miał bez chwili
przerwy obserwować, zawiesił, jak się zdawało, swoją nikomu niepotrzebną
działalność.
Wprawdzie
teraz znów zaczął się kręcić przy jakiejś sprawie, ale rzecz dotyczyła bezdomnych.
Dlatego podkomisarz Łoś był tym razem wyjątkowo spokojny o to, że nieznośny
detektyw nie nadepnie nikomu niepotrzebnemu na odcisk. I bez drżenia serca
oczekiwał raportu, jaki miał mu złożyć starszy aspirant Smańko, który otrzymał
zadanie dodatkowego zainteresowania się tym śledztwem.
– Co wy
macie taką niewyraźną minę, Smańko? – zapytał, lekko odchylając się na
krzesełku, podkomisarz. – Coś wam pewnie zaszkodziło – stwierdził z przekąsem,
widząc, jak jego podwładny przestępuje z nogi na nogę.
– Nie,
panie komisarzu.
– To co
się tak krzywicie?
– No bo…
jeśli chodzi o tę nową sprawę Przypadka… To ona jest trochę bardziej
skomplikowana, niż się wydawało.
– A
niech sobie będzie. Dla mnie to on jej może w ogóle nie rozwiązać. To nawet
jeszcze lepiej. Może mu ostatecznie wywietrzeją z głowy te idiotyczne pomysły
bycia detektywem.
– Ale to
nie o to chodzi. To znaczy, sprawa faktycznie jest zagmatwana, tylko… – Smańko
intensywnie zastanawiał się, jak nie powiedzieć tego, co musiał powiedzieć, a
czego bardzo, ale to bardzo powiedzieć nie chciał.
– No,
wyduście to wreszcie z siebie, Smańko.
– W tę
historię są zamieszane znane osoby. To znaczy, tak mi się wydaje.
– Jak
to? O kim wy mówicie? – Łoś wyprostował się na krzesełku. – Chyba nie o tej
Gwiazdeczce? Przecież jej już nikt nie pamięta.
–
Myślałem o Winetu. – Smańko wbił wzrok w podłogę.
– Kim
jest?
– Synem
pewnej bardzo wpływowej osoby. – Starszy aspirant przeniósł spojrzenie na
ścianę.
–
Jakiej, Smańko?! Nie zachowujcie się jak przesłuchiwany, z którego muszę
wyciskać każde słowo!
– Winetu
jest synem redaktora Skrupskiego.
Podkomisarz
Łoś co najmniej od końca poprzedniego upalnego lata nie czuł takiego uderzenia
gorąca. A potem ogarnął go chłód najmroźniejszych dni ostatniej zimy. A później
już sam nie wiedział, co czuje, ponieważ wszystko mu nagle zobojętniało.
– Tego
redaktora Skrupskiego? – zapytał z rezygnacją.
–
Obawiam się, że właśnie tego.
– To
obawiacie się czy wiecie?! – Łoś naskoczył na Smańkę nie po to, aby się upewnić
z czyim synem ma do czynienia, co do tego nie miał wątpliwości, ale bardzo potrzebował
odreagować panikę, która go dopadła. Dlatego też nie oczekiwał od swojego
podwładnego żadnej odpowiedzi i kontynuował swoją histerię: – Co ten człowiek w
sobie ma, że tak przyciąga kłopoty!? I dlaczego właśnie mnie musiał spotkać na
swojej drodze?! Mało jest innych policjantów?!
– Ale może nie stanie się nic złego – próbował
pocieszać przełożonego starszy aspirant, jednak była to próba tyleż
beznadziejna, co samobójcza.
– Co wy
go, Smańko, od wczoraj znacie?! Jak w sprawę jest zamieszany ktoś znany, to jak
nic, on zamordował!
–
Przecież nawet nie ma pewności, czy chodzi o morderstwo, czy o coś innego…
– Co z
tego? Ten Skrupski i tak nas zniszczy. Jak jemu ktoś podpadnie, to lepiej, żeby
od razu pakował walizki i wyjeżdżał z tego kraju. On zna wszystkich i wszyscy
znają jego. On może wszystko, a jemu nie można zrobić absolutnie nic. Nie
zauważyliście, w jakim kraju żyjecie, Smańko?! – Podkomisarz zachowywał się jak
nastolatka, którą porzucił ukochany i która w związku z tym uznała, że świat
się dla niej definitywnie skończył.
– Myśli
pan, komisarzu, że to Skrupski stoi za zniknięciem Gwiazdeczki?
– A co
to ma za znaczenie? W sprawę jest zamieszany jego syn. Może to on ją zabił?!
– Ten
Winetu jej przecież szuka.
– Bo
może zabił ją po pijaku i nic nie pamięta? A zwłoki gdzieś zakopał i Przypadek
je znajdzie! A wtedy możecie już pytać krewnych w Anglii, czy nie mają dla was
jakiejś roboty na budowie.
– Może
nie będzie tak źle. Skrupski w ogóle się nie interesuje synem, zostawił jego i
matkę, jak chłopak miał pięć lat. Ja to nawet nie wiedziałem, że on ma drugiego
syna. Słyszałem tylko o tym Włodzimierzu, co to o nim piszą, że to wschodząca
gwiazda dziennikarstwa.
– A, ten
żyjący z paroma babkami naraz? – Łoś, wbrew temu, co można by było pomyśleć,
nie wypowiedział tych słów z zazdrością, bo dla niego życie z jedna kobietą
było wystarczającym pasmem udręki. – Skupcie się, Smańko, tamten nas w tej
chwili w ogóle nie obchodzi. I przyjmijcie do wiadomości, że to nieistotne, że
go porzucił. Jak będziemy musieli aresztować jego syna, bo okaże się mordercą,
to Skrupski sobie o nim przypomni i rozgniecie nas jak insekty. Zobaczycie!
Jesteśmy na równi pochyłej i nie ma już dla nas ratunku! – Łoś ukrył twarz w
dłoniach, ale nagle zamigotała mu gdzieś iskierka nadziei. – Chyba że….
– Tak,
panie komisarzu?
– Wiem!
Trzeba od razu aresztować tego Winetu, zanim Przypadek mu cokolwiek udowodni!
– Tak
jest! – zasalutował Smańko i odwrócił się w stronę drzwi. Zanim tam jednak
doszedł, zatrzymały go w miejscu słowa przełożonego.
– Wróć!
Oszaleliście, Smańko?! Chcecie bez powodu aresztować syna redaktora
Skrupskiego?!
– No ale
pan komisarz wydał rozkaz – tłumaczył się bezsensownie starszy aspirant.
– Bo już
kompletnie zwariowałem przez tego Przypadka. A wy powinniście to wiedzieć i
chronić mnie przed takimi błędami. Ale na was
w ogóle nie można liczyć. Pewnie jeszcze byście się ucieszyli, jakby mnie
wywalili z policji na zbity pysk. Dlatego
zapamiętajcie sobie, że wylecicie ze mną. Rozumiecie?!
– Tak
jest! To co robimy, panie komisarzu?
–
Modlimy się, żeby nic się nie stało. Modlimy się, Smańko, bo nic więcej nam nie
pozostało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz