poniedziałek, 21 września 2015

PAN PRZYPADEK I FIOLETOWOSKÓRZY ODC.16


Ziemia była jeszcze dość zmarznięta ale Saganek jakoś sobie radził z wbijaniem w nią szpadla. Nie miał zresztą wyjścia bo pilnowało go surowe oko Makbetki, które nie wybaczyłoby nikomu, kto ośmielił się nie dość szybko wykonywać polecenia swojej właścicielki. Dlatego dół, który kopał już od kilkunastu minut, sięgał mu do połowy łydki i z każdą chwilą się powiększał.
- Królowo, a może tu nic nie ma?
- Jak, nie ma? Musi być! Przecież ten Przypadek wyraźnie mi powiedział, że tu ją znajdziemy. I innych też.. Patrz, jakaś czaszka! Wykop ją!
- Nie, ja się boję!
- Dawaj mi łopatę. I poświeć dobrze, żebym widziała. No gdzie świecisz?! Nie na mnie, tylko do dołu.
- Ale to nie ja. Ktoś tu jedzie, widzę jakieś światła – Saganek pokazał za plecy Makbetki.
- To pewnie tylko nasz doktorek. Gdzie lecisz!? Przecież tu na niego czekamy. Stój!
Saganek jednak tym razem nie miał zamiaru słuchać swojej władczyni. Czmychnął w przeciwną stronę niż ta, z której nadjeżdżał samochód. Makbetka była zdumiona tą zuchwałością ale nie miała czasu na nią zareagować, bo pod bramą ogrodzonej, niezabudowanej działki, zatrzymał się rzęch, który dojechał tak daleko od Warszawy chyba cudem. W dodatku przemierzył tę drogę niesłychanie szybko bo jego właściciel otrzymał bardzo niepokojącą wiadomość.
- Co to ma znaczyć?! – krzyknął Tomaszym do intruzki, która znalazła się na jego działce. 
- Przyszłam po swoją dole, doktorku. Podobno masz tu niezły szrot, gdzie chowasz zezłomowany towar. No co tak gały wybałuszasz? Wiem, że tu jest cmentarzyk gdzie chowasz to, co zostanie po wycięciu. Już nawet jedną czaszkę wykopałam – pokazała na dół. – Co sobie wziąłeś: serduszko, płuco, nerkę, wątrobę?
- Ty chyba całkiem oszalałaś?! Przecież wy jesteście wrakami! Was nawet na szrot nie da się oddać bo wy nie macie ani jednej części, która by się gdziekolwiek nadawała!  Wy się do niczego nie nadajecie i nikomu nie jesteście potrzebni.
- Tak? A co ta czaszka tu robi?!
- Nie rozumiesz? Chciałem wam pomóc. Nie macie żadnej przyszłości, to po co wam życie? Chociażby ta Gwiazdeczka. Chciała powiększyć biust. Ale najpierw jakiś facet ukradł jej kasę a potem dowiedziała się, że żadna klinika nie zrobi jej implantów bo jest zniszczona. Straciła ostatnią nadzieję. I co, miała się wiecznie włóczyć po śmietnikach? Po co? Dla niej lepiej było od razu umrzeć. Dlatego jej pomogłem. I tym wszystkim innym tutaj też.
- Myślisz, że uwierzę w te bzdury?! Że tak zabijałeś bez powodu?!
- Tak było, Lady – głos Przypadka wzmocniony przez megafon odbijał się po wielokroć echem. – Pan doktor robił to dla waszego dobra. Taka nowoczesna forma eutanazji bez zgody pacjenta. 
- Tak czułem, że to pan stoi za tym telefonem do mnie – Tomaszym rozejrzał się w poszukiwaniu przeciwnika ale wokół panowały ciemności. – Skąd pan wiedział?
- Kiedy pana odwiedziłem, pokazał mi pan auto, na którego zmianę nie ma pan rzekomo pieniędzy. A potem powiedział, że ogrodził tak wielką działkę. A to sądząc po tym, jaka to solidna siatka, mogło kosztować nawet dziesięć tysięcy. Dla kogoś, kogo samochód wart jest dwa tysiące to kupa kasy. Gdy o to pana zapytałem, po co pan to zrobił, powiedział pan, że chciał tu czasem przyjechać z leżakiem i odpocząć. Niby logiczne, ale nie dla takiego społecznika jak pan. Dla pana własność prywatna nie ma znaczenia, ba, jest pewnie raczej czymś podejrzanym. Tu jednak wydał pan duże pieniądze żeby nikt inny nie mógł wejść na to miejsce. Po co? Oczywiście, nie wierzyłem, że pan handluje organami, ale czułem, że w uporze Lady Makbet jest jakieś racjonalne ziarnko. Ona musiała widzieć coś, co uprawdopodobniało pański udział w takim procederze. I to akurat wtedy, gdy zaginęła Gwiazdeczka. Rozwiązanie narzucało się samo. Jeśli nie zabija pan ich dla pieniędzy, bo zarabianie ich uważa pan za niemoralne, to znaczy, że chce pan im pomóc.
- I widzi pan coś w tym złego?
- To już oceni policja.
- Nic mi nie udowodnicie! Nie przyznam się do niczego.
- Już pan się przyznał. A ponieważ zauważyłem, że pan podkomisarz Łoś jechał za nami aż od skupu pana Michorowskiego, który nas tu podwiózł, to chyba nie będzie udawał, że go nie ma. A jeśli spróbuje to zrobić, to Winetu podziękuje panu doktorowi za pomoc w odejściu do Krainy Wiecznych Łowów jego squaw. I będzie dziękował dopóty, dopóki pan Tomaszym wyda ostatnie tchnienie krzycząc „Ratunku, policja!”


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz