WODAGATE
Jeśli
jest się Władcą Całego Świata naprawdę trudno zrozumieć, że ktoś nie odbiera od
ciebie telefonu. I nie jest ważne, że dzwonisz o trzeciej w nocy. Skoro jesteś Władcą
Całego Świata masz prawo telefonować o dowolnej porze. Szczególnie, jeśli nie
robisz tego po raz pierwszy i twój dostawca powinien być przyzwyczajony do zaspokajania
zachcianek swojego klienta bez względu na porę dnia i nocy.
-
Co ten alfons sobie myśli?! – zirytował się słynny redaktor Zbyszek Broda. – Chce,
żebym mu się do dupy dobrał? Jak mu udowodnię jak ściąga te ruskie laski zaraz
będzie musiał zamknąć ten swój cały burdel! A jak nawet nie, to nikt mu nie
uwierzy, że to jest zwykła agencja modelek.
Redaktor
Broda w tej chwili najchętniej cisnąłby swój telefon o podłogę i wykonał na nim
taniec zemsty. I nie powstrzymywało go to, że to absolutnie najnowszy model z
absolutnie największą ilością możliwych gadżetów, absolutnie najbardziej
płaskim i największym ekranem przy absolutnie najmniejszym z możliwych
ciężarów. Nie takie cacka niszczył w przypływie złości. Ale akurat to było
własnością redakcji a szef TV Ekstra, w której pracował, pan Gerhard Sowa, bardzo
nie lubił braku szacunku do firmowego sprzętu. Do tego był obdarzony jakimś
szóstym zmysłem, który powodował, że zawsze wiedział, czy dana rzecz uległa
dezintegracji w sposób naturalny i niezawiniony przez użytkownika czy też padła
ofiarą jego złości bądź niefrasobliwości.
Dlatego
redaktor Broda mógł sobie jedynie pozwolić na ciśnięcie aparatem o mięciutkie
łóżko, naokoło którego był puszysty dywan i nie istniała żadna możliwość aby
telefon odniósł jakąkolwiek krzywdę.
-
Przestań się zajmować duperelami. Musimy dokończyć sprawę tej afery – usłyszał
nagle zza pleców. Odwrócił się. Przed
nim stał mężczyzna, któremu sięgał ledwo do ramion.
-
Kostrzewa? Co ty tu robisz?! Miałeś się tu nie pokazywać!
-
Jak to? Miałem ci przynieść resztkę materiałów o tej aferze z prywatyzacją rzek.
-
Oszalałeś?! Nie puszczę tego, nie ma mowy. Daj sobie spokój – Broda chciał się
odwrócić ale potężna ręka Kostrzewy przytrzymała go za ramię.
-
Sprzedałeś im się!
-
Spadaj oszołomie! Puszczaj mnie! I nie pokazuj mi się tu więcej. Co robisz?!
Broda
poczuł jak na jego szyi zaciskają się tłuste palce Kostrzewy. Przed oczami
zobaczył nieogoloną twarz swojego nieproszonego gościa. Stracił już niemal
oddech, ale wtedy, bardziej odruchowo niż specjalnie, kopnął Kostrzewę w
krocze. Tamten wprawdzie nie zwinął się z bólu ale rozluźnił uścisk. Broda to
wykorzystał i wyprowadził efektownego „byka”. Nieproszony gość poleciał do tyłu,
w stronę otwartych drzwi balkonu. Chciał się jeszcze złapać za ich framugę, ale
jego ręce nie udało się zacisnąć na tej desce ratunku. Wypadł na zewnątrz,
pośliznął się na terakocie. Być może gdyby nie był zamroczony uderzeniem nic by
się nie stało. Ale, półprzytomny przechylił się przez balustradę i poleciał w
dół, nie wydając przy tym żadnego dźwięku.
Przerażony
Broda podbiegł do barierki balkonu i wyjrzał przez nią. Nic nie zobaczył. Z
nieba lały się strugi deszczu przesłaniając cały świat.
-
Pofrunął prosto do nieba – usłyszał za plecami spokojny głos. Przeszedł go
dreszcz, bo zbyt dobrze wiedział, do kogo należy. Na jego dźwięk drżeli wszyscy
pracownicy TV Ekstra.
-
Pan Sowa? Po co pan przyszedł?
-
Przyszedłem, żeby przemówić ci do rozsądku.
-
Ale to był wypadek. Ja naprawdę go nie chciałem… Oni mi jeszcze za to zapłacą!
-
Zapomnij o nim. To śmieć, nie wart uwagi. Widziałeś, jaki był nieogolony? I
znów miał przynajmniej dziesięć kilo nadwagi.
-
Ale to był mój przyjaciel.
-
To był balast. I dobrze, że go wyrzuciłeś.
-
Nie wolno tak panu mówić!
Broda
po zabiciu Kostrzewy najwyraźniej nie panował już nad sobą. Choć parę minut
wcześniej bał się jeszcze popsuć telefon należący do TV Ekstra to teraz chwycił
jej właściciela za kołnierz. I może dlatego, że Gerhard Sowa przestrzegał
wszelkich możliwych diet i prowadził sportowy tryb życia uniósł go bez problemu
do góry a następnie cisnął nim za balkon.
-
Wprawia się pan. Kto następny? – usłyszał tuż nad swoim uchem.
Broda
odwrócił się i ujrzał Wiktora Klempucha. Jeden z najbogatszych ludzi w Polsce
przyglądał mu się z cynicznym uśmiechem a nawet wyrazem pewnego zadowolenia na
twarzy.
-
Pofatygował się pan osobiście? Cóż za zaszczyt – zauważył ironicznie redaktor.
-
Doniósł mi pan Kujawski o pana niedorzecznych żądaniach. Nie mam zamiaru płacić
ani grosza i dobrze, żeby pan sobie to wbił do głowy. Do mnie się pan nie
dobierze.
-
Tak? – Broda chwycił Klempucha i uniósł go ponad swoją głowę. – A teraz?
-
Bardzo lubię fruwać – odpowiedział lichwiarz. Po sekundzie szybował już na dół
a do świadomości redaktora Brody powoli zaczęło docierać, że z jego zmysłami
musi być coś nie w porządku. Dlatego gdy poczuł że sam się unosi do góry i
wystaje za barierkę rozłożył skrzydła i z zadowoleniem stwierdził, że leci. Bo
przecież to musi być sen, który skończy się w ułamku sekundy, zderzony z
betonem na parkingu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz