Pani
Irmina nie pamiętała już, kiedy ostatnio śmiała się tak głośno i serdecznie. Trudno
jednak było nie wybuchnąć śmiechem, słysząc barwny opis wizyty sąsiadów spod
trzynastki, którzy postanowili wynająć detektywa. Kiedy jednak naśmiała się do
woli, stwierdziła nieco bardziej serio:
– Dziwię ci się, że
zdecydowałeś się wziąć tę sprawę. Na pewno grosza za nią nie zobaczysz, a gdy
mordercą okażę się znowu ktoś znany, jak zwykle zyskasz sporo wrogów.
– Przecież pani wie, że
ja się nie przejmuję wrogami. Chwilowo ubył mi ten najgroźniejszy, a inni też
ucichli. Trochę jakby ktoś im odciął prąd. Czy raczej pieniądze, które
pozwalały im mnie szczerze i głośno nienawidzić.
– To trzeba się
cieszyć. Już wystarczająco wiele nieszczęść się stało przez tych ludzi. Jak
sobie wspomnę Małgosię… – Nastrój pani Irminy zmienił się już radykalnie, a w
jej oczach pojawiły się łzy.
– Ja też za nią tęsknię.
– Jacek również wyraźnie posmutniał. – Ale cóż, życie toczy się dalej. A skoro
namówiła mnie pani na bycie detektywem…
– Namówiłam cię po to,
żebyś zarabiał, a nie pomagał za darmo ludziom, przez których wrzaski od kilku
miesięcy nie mogę spać.
– Spokojnie, pani
Irmino, gdy tylko zajmę się tą sprawą i dowie się o tym kilka osób, nasi
sąsiedzi przyjdą mnie prosić, żebym już nie rozwiązywał tej zagadki.
– Dlaczego?
– Bo ludzie są banalnie
przewidywalni, pani Irmino. – Przypadek po raz pierwszy od dawna powtórzył swój
ulubiony zwrot.
– Tym bardziej nie
rozumiem, po co się do tego bierzesz. Ta Indża cię nie cierpiała, wiele razy o
tym publicznie mówiła.
– Ale wierzę, że
rozwiązując zagadkę jej śmierci, będę się świetnie bawił. A ostatnio, jak pani
wie, nie miałem zbyt wielu przyjemności. Jeśli jednak nie chce pani mi pomóc…
– Oczywiście, że chcę,
bezwarunkowo – obruszyła się pani Bamber, gdyż podejrzenia Jacka wydały jej się
niedorzeczne. – Na razie po prostu nie bardzo wiem jak. O samym morderstwie
słyszałam niewiele. Że zabili ją jakoś na początku grudnia, a z pogrzebem
zwlekali miesiąc, żeby mieć dostęp do ciała przed kremacją. No i że znaleźli ją
w siedzibie jej fundacji z pilniczkiem do paznokci wbitym w szyję.
– Bardzo eleganckim i
gustownym pilniczkiem, który z pewnością nie należał do niej. Potwierdziła to
zarówno jej asystentka, jak i wszyscy ją znający. Na pilniku znaleziono
wprawdzie mnóstwo odcisków palców, ale pozostawiły je spanikowane współpracowniczki,
które znalazły ciało. Wszystkie po kolei próbowały wyciągnąć pilnik. Nie miało
to większego sensu, bo Indża i tak nie żyła. Ale zanim to zrobiły, przyszedł
pan Barszczyk i zemdlał na widok denatki. Musiały więc na dodatek zająć się
ratowaniem jego. Oczywiście wszystkie ślady zadeptano i policja nie znalazła
niczego przydatnego. A odcisków palców w jej gabinecie były tysiące, bo tam stale
ktoś bywał: i bardzo ważne osoby, i wolontariusze. Zakładam, że panów z policji
przeraziła myśl, że mieliby ich wszystkich sprawdzać. Gdyby udało się zawęzić
grono podejrzanych do kilku czy kilkunastu osób… A tak, szukaj wiatru w polu.
– Ale uważasz, że zabójcą
jest kobieta?
– Tak przypuszczam, bo trudno
podejrzewać jakiegokolwiek prawdziwego mężczyznę, że chodzi z pilniczkiem do
paznokci w torebce.
– A co sądzi policja?
– Nieoficjalnie, że to zabójstwo
w afekcie. A ponieważ ludzi nienawidzących Indży było na pęczki, więc niełatwo wytypować
podejrzanych. Choć oficjalnie śledztwo poszło w stronę zbrodni z nienawiści.
Poszperali trochę w Internecie, znaleźli adresy ludzi, którzy się głośno źle
wypowiadali o Indży, zrobili parę pokazowych zatrzymań. Ale nic na nich nie
mieli, więc sąd tych podejrzanych powypuszczał.
– Sporo już ustaliłeś,
biorąc pod uwagę, że zlecenie dostałeś godzinę temu. – Pani Irmina z uznaniem
pokiwała głową.
– Nie bierze pani pod
uwagę, od kogo jest to zlecenie. Nie ma bardziej rozplotkowanej grupy ludzi niż
geje. Wszyscy nawzajem znają swoje najbardziej intymne tajemnice, których żadna
kobieta nie zdradziłaby innej kobiecie.
– W czym w takim razie
mogę ci pomóc?
– Muszę porozmawiać z
kimś, kto dobrze znał panią Indżę prywatnie.
– Szczerze mówiąc, w
kontaktach w środowisku feministycznym nigdy nie byłam najmocniejsza –
zafrasowała się pani Bamber. – Nawet w czasach, gdy nikt o tobie nie słyszał. A
teraz, to sam rozumiesz.
– To akurat mi
niepotrzebne. Marzena wspominała mi kiedyś, że zna się z wiceprezesem tej fundacji
FuRiA, Bieńkowską, poproszę ją o kontakt do niej. Tylko że to relacja służbowa,
mnie chodziło o prywatnych znajomych Indży.
– Prywatnych, powiadasz…
– Pani Bamber rozpoczęła przeszukiwanie zakamarków pamięci. – Właściwie to
chyba znam tylko jej manikiurzystkę. Ale to ci się pewnie nie przyda…
– Ale co też pani mówi,
pani Irmino! Przecież Indża została zabita pilnikiem do paznokci. Proszę mnie
umówić z tą manikiurzystką jak najszybciej. – Jacek przyjrzał się krytycznie
swoim paznokciom. – Najwyższy czas coś z nimi zrobić.