Na
biurku podkomisarza Łosia – podkręcającego w tej chwili wąsa, co zawsze było u
niego oznaką dużego wysiłku intelektualnego – leżały dwie gazety. „Nowe Życie” ze
stonowaną pierwszą stroną, jednym zdjęciem, głównie w czerni i bieli. A obok znacznie
bardziej kolorowy „Głos Warszawy”, tytuł z pozoru poważny, choć niektórzy
zarzucali mu pewną tabloidowość. W obydwu popularnych dziennikach jedną z
głównych wiadomości była ta o śledztwie prowadzonym przez detektywa Przypadka i
o tym, kogo podejrzewa o zabójstwo Indży Wasowicz. Kiedy indziej podkomisarz
Łoś ucieszyłby się z tej wiedzy uzyskanej bez konieczności rozmowy z
detektywem. Teraz jednak spoglądał na płachty gazet z wrogością.
– I co pan na to, panie
podkomisarzu? – zapytał starszy aspirant Smańko. – Kogo on w końcu podejrzewa?
Staniec? Bieńkowską? Bogdańską? A może jednak tę manikiurzystkę?
– A skąd ja mam to
wiedzieć?! – zirytował się podkomisarz.
Przez chwilę czytał obie
gazety przytaczające różne argumenty. „Nowe Życie” twierdziło, że na winę Edyty
Staniec wskazuje według Przypadka fakt, że przyszła do restauracji, gdzie jadła
lancz z Bieńkowską, dziesięć minut po swojej koleżance. Ponadto pracowała
kiedyś w IPN i ma trójkę dzieci wciąż z tym samym mężem, poślubionym na dodatek
w kościele, co dość jednoznacznie skreśla ją jako prawdziwą feministkę. Z kolei
„Głos Warszawy” wskazywał na Katarzynę Bieńkowską, która zniknęła na pięć minut
w trakcie lanczu, ponadto miała pretensje do denatki o romans z jej mężem. To
mogło tłumaczyć zabójstwo w afekcie, powodowane osobistą nienawiścią. Należy
dodać, że obydwie gazety twierdziły zgodnie, że informacje te uzyskały wprost
od detektywa.
– On mi to robi
specjalnie! – zezłościł się podkomisarz Łoś, ciskając dwoma tytułami o blat
biurka.
– Ale co?
– Jak to co? Stara się
mnie zmylić. Mnoży tropy, żebym nie mógł wpaść na właściwy. Żebym nie wiedział,
kogo on podejrzewa.
– To może się nim nie przejmować, tylko
prowadzić własne śledztwo? – zaproponował nieśmiało Smańko.
– A co ja robię?! –
zareagował oburzeniem podkomisarz. – Przecież prowadzę. Ale dobrze wiecie, że
naszą rolą jest przede wszystkim patrzenie mu na ręce, żeby znów nie oskarżył
kogoś niewłaściwego. I jak ja mam robić te dwie rzeczy naraz?! Możecie mi to
wyjaśnić? A może sam mam do niego zadzwonić?
Jakby w odpowiedzi na
jego pytanie na biurku podkomisarza zaterkotał telefon. Łoś drgnął nerwowo,
potem zerknął na niego niechętnie, by w końcu spojrzeć wymownie na starszego
aspiranta, choć było to właściwie niepotrzebne. Smańko wiedział, że odbieranie
telefonów należało do niego, a gdyby dzwoniącym okazała się żona jego
przełożonego, to podkomisarza chwilowo nie było.
– Smańko, słucham… Kto?
Jasne, wpuście go. – Starszy aspirant odłożył słuchawkę.
– Co tam znowu?
– Pan Przypadek
postanowił nas odwiedzić.
– I co, tak po prostu
go do nas zaprosiliście? – zirytował się podkomisarz, nie dowierzając własnym
uszom.
– No przecież chciał
pan z nim porozmawiać. Sam pan mówił…
– Wy, Smańko, będziecie
musieli trochę popracować nad rozumieniem słowa sarkazm! Gdybym wam kazał
wezwać na przesłuchanie Staniec i Bieńkowską, to pewnie byście nawet to
zrobili?! Co?!
– Skoro są podejrzane.
– Smańko, czy wyście
kiedykolwiek przesłuchiwali jakąś feministkę?! Przecież taka nawrzeszczy na was
od razu, powie, że jesteście przedstawicielem samczego faszyzmu i dlatego w
ogóle ośmielacie się jej zadawać jakieś pytania. A potem jeszcze napuści na was
media, żeby napisały, jakimi rasistami i mizoginami jesteście, a wasze wąsy to
wyraz przesądów i patriarchalizmu…
Podkomisarz Łoś
prawdopodobnie jeszcze długo mógłby mówić o niedogodnościach przesłuchiwania
feministek, gdyby nie fakt, że w jego gabinecie pojawił się Jacek. Jak zwykle w
swoim stroju do biegania, uśmiechnięty i zadowolony z życia, czym jeszcze
bardziej zirytował stróża prawa.
– Jeszcze raz bardzo
się cieszę, że będziemy mogli współpracować przy kolejnych śledztwach.
– Panu się coś chyba
pomyliło. Wyłącznie ja prowadzę sprawę, która akurat pana interesuje.
– I na kogo pan stawia?
– To tajemnica
śledztwa.
– Oczywiście, rozumiem.
Ja nie pytam, kogo pan podejrzewa, tylko jak pan sądzi, kogo ja podejrzewam. Bo
to chyba najbardziej pana teraz nurtuje.
– Pańskie domysły nic a
nic mnie nie obchodzą – prychnął zirytowany Łoś. – Mnie interesują tylko fakty.
– To może jednak
połączymy formalnie nasze siły? – zaproponował pojednawczo detektyw.
– Po co? – Podkomisarz
spojrzał podejrzliwie na Jacka.
– Bo ja chwilowo nie
mogę już prowadzić tego śledztwa. Zobowiązałem się wobec kogoś, że nie będę się
zajmował tą sprawą. Dlatego chętnie podzielę się z panem swoją wiedzą, a pan
samodzielnie wyciągnie wnioski i zdecyduje, kogo aresztować. Co pan na to?
– Zastanowię się.
– Rozumiem. Tylko nie
możemy zwlekać, ponieważ mam wrażenie, że sprawa zbliża się do finału i trupów może
być więcej.
– A kogo pan tak
naprawdę podejrzewa? – wyrwało się nieopatrznie Smańce. – Staniec, Bieńkowską,
Bogdańską?
– Zapominają panowie,
że wtedy w fundacji była jeszcze co najmniej jedna kobieta…