Filip Hirek czuł się w
tej chwili na swoim rowerze jak połączenie torreadora i linoskoczka. Miał na
sobie wściekle czerwoną koszulę, wywołującą furię kierowców jadących za nim, którzy najchętniej, gdyby tylko mogli, nadzialiby
go na swój zderzak. Cyklista pędził środkiem dwujezdniowej drogi, ściśle
trzymając się środkowej linii. Chwiał się przy tym na obie strony, jakby z
trudem mógł utrzymywać równowagę i nikt nie śmiał się do niego nawet zbliżyć,
nie mówiąc o wyminięciu go z którejkolwiek strony. Czasem tylko ktoś odważył
się zatrąbić ale był to daremny trud. Oczy Hirka, wystające sponad drogiej
maski antysmogowej, wyrażały dla tego kogoś wyłącznie mieszankę pogardy i poczucia
wyższości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz