Moralność
pana Julskiego
Takiego
dnia nie jest w stanie zepsuć absolutnie nic. Nawet żona, która po raz kolejny
przypaliła jajecznice na bekonie i rozgotowała wieprzowe parówki, przez co
śniadanie musiało się ograniczyć do tostów z dżemem i płatków na mleku. Albo
syn, który znów ociąga się z pójściem do najlepszej anglojęzycznej szkoły w
mieście za którą ojciec musiał zapłacić ciężkie pieniądze. Lub nawet sąsiad,
burak z jakiejś zabitej dechami wioski, który po raz kolejny rozpoczął
przycinanie swojego trawnika o siódmej rano.
Na szczęście takie dni
są po prostu zbyt piękne, żeby coś mogło je popsuć. Dlatego pan Krzysztof Julski
był pewien, że przed nim są same cudowne godziny. Choćby ze względu na to, że
wczoraj stała się wspaniała rzecz, której wprawdzie od jakiegoś czasu
oczekiwał, ale której pewny być nie mógł. Dzięki niej dzień następujący
bezpośrednio po dniu otrzymania tej informacji z samej definicji musiał być
wspaniały!
To będzie dzień pełen
gratulacji, pochwał i rozmów o podwyżce, która mu się już od dawna należała. Bo
aż dziw, że tak wspaniały specjalista, jak on, na stanowisku dyrektora
kreatywnego dużej, międzynarodowej agencji reklamowej zarabia ledwie pięć
średnich krajowych. Kto to słyszał?! Jego koledzy nie schodzą zwykle poniżej
siedmiu krajowych. A jeśli przyjeżdża jakiś ekspat no to jemu muszą płacić
tyle, co na zachodzie, czyli jakąś dwukrotność zarobków polskich kolegów…
No właśnie, może i on
zostanie takim ekspatem w jednym z uroczych krajów na zachodzie naszego
kontynentu, do którego wyśle go jego macierzysta agencja NMN? Kto wie, przecież
prawdopodobnie uda mu się wypromować markę, która stanie się podstawą sukcesu w
tym kraju firmy Foods&Chemics, jednego z globalnych liderów sprzedaży
jedzenia i chemii gospodarczej. Może niedługo będzie mógł łapać ryby w jakiejś
uroczej, angielskiej, francuskiej lub hiszpańskiej rzece? Oczywiście zaraz po
złapaniu będzie je wypuszczał z powrotem, bo w dziedzinie wędkarstwa, jak i w
każdej innej, pan Julski hołdował najlepszym zachodnioeuropejskim wzorcom.
Tak, ten czy inny raj
spotka go na pewno w chwili, kiedy kampania, którą stworzył, zaistnieje w
mediach, podniesie sprzedaż chipsów produkcji Foods&Chemics tak, że staną
się one niekwestionowanym liderem rynku. A dla niego nadejdą chwilę chwały i
uznania. Kto wie, może dostanie którąś z
prestiżowych, branżowych nagród? Dawno mu się taka należała i aż nie mógł
pojąć, dlaczego do tej pory ciągle go one omijały, choć jego pomysły od zawsze
były znakomite. Pewnie i przez ten brak branżowego uznania musiał się tak
mozolnie piąć po szczebelkach kariery. Junior copywriter. Copywriter. Senior
copywriter. Junior creative director. Creative group head. I wreszcie creative direktor.
Czuł, że zbyt długo się
wspinał na szczyt, zamiast znaleźć się tam, jak wielu innych, już po kilku
latach. Jemu zajęło to prawie dwie dekady! A ile kosztowało nerwów, nawet
trochę się leczył na serce. Nie zasłużył na te wszystkie przeszkody, które
stanęły na jego drodze i które musiał omijać.
I wciąż nie mógł
zrozumieć, jak temu draniowi Sławkowi Brzezińskiemu, z którym zaczynał razem
pracę, poszło znacznie szybciej. Można wręcz powiedzieć, że za szybko. Ale
teraz Julski się odkuje, bo tamten w życiu nie wymyśliłby takiej wspaniałej
kampanii jak on! Kto wie, może nawet dostanie jakiegoś lwa w Cannes!
Ale zanim to nastąpi
będzie musiał jeszcze odwieźć syna do szkoły. Zrobi mu jeszcze tylko maleńki
teścik, żeby wiedzieć, że nie wydaje na darmo pieniędzy na czesne.
- Andrzej, idź się
spakować, wychodzimy! – krzyknął po polsku do syna, który wpatrywał się w ekran
kuchennego telewizora z emitowanymi anglojęzycznymi kreskówkami. Dziesięciolatek
nawet nie drgnął co wywołało uśmiech zadowolenia na twarzy ojca, który odezwał
się do chłopca dużo łagodniej po angielsku. - Andrew, przestań marudzić ubieraj
się i szykuj do szkoły. Za kwadrans wyjeżdżamy!
Chłopiec wstał i
niechętnie wyszedł z kuchni. Julski chwycił pilota i zmienił kanał na swoją
ulubiona telewizję informacyjną. Na szczęście właśnie skończyła się przerwa na
wiadomości i znów leciały reklamy. Zaczynała się jesień, najważniejszy okres w
branży. Startowały pierwsze kampanię, warto było być na bieżąco.
Zerkając jednym okiem
na ekran Julski łakomym wzrokiem spojrzał na pół pączka, które pozostało po
śniadaniu syna. Przez chwilę walczył ze sobą w końcu wepchnął pyszną słodkość
do ust i pomyślał, że ten dzień jest nawet lepszy niż mu się wcześniej wydawał.
A potem spojrzał na
ekran telewizora i nagle zaczął łapać powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg.
Chciał jeszcze krzyknąć do żony, żeby przyniosła mu lekarstwo na serce. Ale
było już za późno.
Zanim nastąpił zawał, zdążył
pomyśleć, że jednak nie ma takich dni, których nie dałoby się popsuć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz