Ekipy telewizyjne i dziennikarze innych mediów mieli
w tej chwili spory dylemat. Po dwóch stronach szpitalnego podwórka
rozpoczynały się bowiem za chwilę dwie konkurencyjne konferencje prasowe. Jedną
z nich zamierzał przeprowadzić Filip Hirek, wspierany przez swojego
asystenta, Krzysztofa Makuszewskiego. Drugą zapowiedział w oświadczeniu
wysłanym do redakcji Mateusz Brągiel. Niektórzy myśleli nawet, że chce się jak
uprzednio przyłączyć, na krzywy ryj, do konferencji swojego rowerowego przyjaciela.
Ale widząc, że sam jest poturbowany o wiele bardziej niż Hirek, pozbywali
się złudzeń i czuli, że za chwilę dojdzie do frontalnego starcia. Nie
wiedzieli tylko, kto ma lepiej naładowane działa i kogo bardziej się
opłaca w tej chwili nagrywać.
W komfortowej sytuacji była jedynie ekipa Ekstra TV
dowodzona przez Bartosza Fifkę, posiadająca dwie kamery. On sam jednak też
musiał się zdecydować, czy stać bliżej Hirka, czy Brągla. Patrzył to
w jedną, to w drugą stronę spodziewanego ostrzału artyleryjskiego,
obserwując ostatnie przygotowania do bitwy.
– Podejdź do Hirka – usłyszał nagle znajomy głos zza
pleców. Odwrócił się i zobaczył Przypadka. – Dobrze ci radzę, po starej
znajomości. Tam będzie najciekawiej.
– Masz zamiar rozwiązać zagadkę? – upewnił się Fifka.
– Tak jakby.
– A ci faceci zaraz kogoś aresztują? – zapytał dziennikarz,
który przed chwilą dostrzegł Łosia i Smańkę stojących w pewnej
odległości pod drzewem.
– Nie, pan podkomisarz wpadł tylko z kolegą sprawdzić,
jakie będzie rozwiązanie zagadki – zapewnił go detektyw.
– Mogli zobaczyć to w telewizji.
– Nie żartuj, Bartek. Przecież od chwili, kiedy mnie
zobaczyłeś, przez twoją głowę przelatują myśli o tym, czy na pewno ludzie
od transmisji będą wiedzieli, kiedy mnie wyłączyć, jak zacznę mówić
niebezpiecznie prawdziwe rzeczy. I już planujesz, że po południu
usiądziesz sobie i zmontujesz tę konferencję do wieczornych informacji
tak, żebym ja wyszedł na złoczyńcę, a oni dwaj na niewinne ofiary
potwornego detektywa.
– A skąd ty to… – Fifka wprawdzie wiedział, że Przypadek
jest nadzwyczaj bystrym gościem, ale przecież, do cholery, nie mógł siedzieć
w jego głowie i czytać w myślach.
– Bo ludzie są banalnie przewidywalni. A dziennikarze
jeszcze banalniej.
Fifka chciał udzielić jakiejś ciętej i złośliwej
riposty, ale takie mają to do siebie, że muszą być wypowiedziane w ułamku
sekundy. Ponieważ dziennikarz nie był w stanie znaleźć jej przez kolejne
dziesięć sekund, wzruszył w końcu tylko ramionami i odwrócił się
pogardliwie od detektywa. Jednak zgodnie z jego radą przysunął się
w stronę Filipa Hirka.
Pierwszą salwę oddał Mateusz Brągiel, którego ekipa
szybciej poradziła sobie z podłączeniem mikrofonów.
– Kochani, cieszę się, że widzę was tu tak licznie.
Będziecie świadkami upadku największego hochsztaplera wśród masy ludzi
przyzwoitych, uczciwych i zaangażowanych w walkę o naszą
planetę…
– Dokładnie tak – zawtórował mu Hirek, którego ekipa też
poradziła sobie w końcu z mikrofonami. – Ten największy hochsztapler
stoi tam po drugiej stronie podwórka. – Wskazał na Brągla.
– I kto to mówi?! Ten, który sam sobie wrzucił cegłę przez
okno, żeby sfingować zamach na siebie. A teraz jako dowód, że chciałem go
przejechać, przedstawia swoje sny. – Brągiel roześmiał się ponuro. –
A popatrzcie, kochani, na mnie. Zostałem pobity przez wynajętych zbirów,
a na dowód mam obdukcję lekarską, a nie bajania jasnowidza. –
Spojrzał wymownie w stronę Przypadka stojącego nieopodal Hirka.
– Ja nikogo nie wynajmowałem – obruszył się szef
Cyklomaniaków. – Brzydzę się przemocą!
– Tak? A kto pobił radnego za nieprzyznanie dotacji?
– To była wyjątkowa sytuacja – zaperzył się Hirek
i zaraz dodał: – To w ogóle nieprawda jest.
– Od małego taki jesteś, wszyscy wiedzą, że siedziałeś
w poprawczaku za pobicie.
– Miałem trudne dzieciństwo.
– Akurat, każdy wie, że jak się kłócisz, to od razu
z pięściami wyskakujesz.
– To nieprawda! – wrzasnął Hirek i od razu skoczył
w stronę Brągla. Być może nawet by go dopadł, gdyby nie to, że Makuszewski
złapał go wpół i przytrzymywał.
– Sami widzicie. – Brągiel rozłożył
ręce. – To wariat i brutal.
– Panowie, przestańcie! – Okrzyk Remigiusza
Rossy-Rostafińskiego, który pojawił się w połowie drogi pomiędzy obydwoma
zwaśnionymi stronami, był świetnie słyszalny dla zgromadzonych, ale szef Jest
Rowerowo! pojawił się tak niespodziewanie, że dźwiękowcy szybko musieli
popracować nad tym, żeby widzowie również mogli go słyszeć. Za arystokratą
kroczyła Adela Makuszewska. – Nie możemy się tak publicznie obrzucać błotem.
– Ja mówię tylko prawdę, a pan Przypadek to
potwierdzi! – zaperzył się Hirek, wskazując palcem na stojącego skromnie
z boku detektywa. – Krzysiek mi wspominał, że zna już pan rozwiązanie,
proszę mówić i potwierdzić, że on najpierw włamał się do moich snów,
a potem chciał mnie naprawdę zabić. – Szef Cyklomaniaków przez
swojego asystenta podał mikrofon detektywowi. Ten uśmiechnął się tajemniczo
i z nutą satysfakcji spojrzał na zaciekawione twarze zgromadzonych,
przeciągając nieco chwilę ciszy, nim w końcu zaczął.
– Wszystko się zaczęło we śnie pana Hirka…
– Słyszycie?! – ucieszył się Brągiel. – To taki sam wariat
jak Hirek!
– Sen śnił mu się na tyle intensywnie i natrętnie, że
w niego uwierzył – kontynuował Jacek, nie przejmując się wrzaskami Brągla.
– O śnie dowiedział się pan Brągiel. I zaczął dobrze kombinować.
Każdy faceta bredzącego, że próbowała go zabić postać ze snów, uzna za wariata.
Jak się do tego dołoży jeszcze przeszłość pana Hirka i wrzucenie sobie
cegły do pokoju… Dlatego pan Brągiel postanowił zmaterializować sen pana Hirka.
Nie mógł zrobić tego osobiście, to groziło dekonspiracją. Za to mógł skorzystać
z pomocy Bolka Szołtysika. Pewnie większość z was z nim ostatnio
rozmawiała albo przynajmniej słyszała od znajomych, że dzięki zastosowaniu
leczniczych właściwości marihuany ma już kompletne dziury w mózgu, nic nie
pamięta, niewiele kojarzy. Gdyby nawet ktoś go złapał, nie potrafiłby logicznie
wytłumaczyć tego, że ktoś mu kazał wsiąść do samochodu i jechać za rowerem
Hirka. A gdyby to nawet zrobił, powiedziałby zapewne, że to nie on prowadził,
on tylko na to patrzył z boku, i nie dałby się przekonać nawet
zdjęciom z monitoringu…
– To potwarz! Nie próbowałem zabić Hirka! – zdenerwował się
Brągiel.
– No oczywiście, że nie – przytaknął Jacek. – Pan go chciał
jedynie nastraszyć i to koniecznie kimś takim jak Szołtysik, którego każdy
mógł skojarzyć z panem. Również Hirek, który w związku z tym
zaczął opowiadać, że zgodnie z jego snem chciał go pan zabić. Pana celem
było zrobienie z niego wariata, co zmniejszało niemal do zera szanse
fundacji Cyklomaniacy na uzyskanie kilkumilionowego grantu na utrwalanie
dziedzictwa kulturowego cyklizmu. A pan chciał go uzyskać osobiście, co
najwyżej dzieląc się nim trochę z panem Rossą-Rostafińskim. Tylko pech
chciał, że pan Rossa-Rostafiński nie zamierzał się dzielić z panem.
Dlatego doprowadził do pobicia pana w ten sposób, żeby myślał pan, że
zrobił to Hirek. Przez kilka tygodni obydwaj obrzucalibyście się błotem
w mediach, a komisja zajmująca się grantami wolałaby przyznać dotację
komuś niezamieszanemu w sprawę.
– Oż, ty draniu, to ja ci
zaproponowałem deal, a ty tak mi odpłacasz?! – Mimo ograniczonej
ruchliwości niektórych części ciała Brągiel chętnie doskoczyłby do
Rossy-Rostafińskiego.
– Proszę nie udawać, że pan o tym nie wiedział –
uśmiechnął się Przypadek. – Pan go jednak wyraźnie lekceważył, panie Brągiel.
Dlatego nie podejrzewał pan go o to, że zrobi krzywdę panu, wynajmując
ludzi do poturbowania go, w celu rzucenia podejrzeń na Hirka.
– To potwarz! Ma pan szczęście, że już nie obowiązuje
kodeks Boziewicza, bo jutro stawałby pan przeciwko mnie na pistolety! –
krzyczał Rossa-Rostafiński. – Nie ma pan żadnych dowodów. Ja się nie kontaktuję
z półświatkiem!
– Za to pewnie czasem ma pan kontakt z kimś, dla kogo
wciąż jest pan „panem hrabią”. Jak większość zubożałych arystokratów
z nostalgią wspominających stare czasy. I tacy ludzie chętnie
porachują kości wrogom pana hrabiego.
– Powtarzam, nie ma pan dowodów!
– O dowody jak zwykle zadba policja. – Przypadek przyjaźnie
pomachał do podkomisarza Łosia. Dziennikarze odwrócili się na chwilę
w tamtą stronę, ale to, kto zostanie aresztowany, interesowało ich teraz
mniej, więc szybko z powrotem spojrzeli na Przypadka. – Mnie interesuje
tylko wyjaśnienie, jak było naprawdę i kto jest winien całego tego
zamieszania, które zgromadziło tu kwiat polskiego dziennikarstwa.
– To kto jest mu winien? – wyrwało się jednemu
z żurnalistów.
– Pan Makuszewski.
Absolutnie wszystkie spojrzenia
skierowały się w ułamku sekundy na nowego sąsiada Przypadka. I trudno
stwierdzić, kto był bardziej zdziwiony podejrzeniem detektywa: sam oskarżony
czy wszyscy na niego patrzący. Przecież Makuszewski to był nikt, człowiek
pozbawiony ambicji, zwykły podnóżek Hirka!
– Pan się myli – powiedział z kamienną twarzą sąsiad
Przypadka.
– Chciałbym, bo pańska metoda bardzo przypomina moją,
a i sąsiadem jest pan, z mojego punktu widzenia, wyjątkowo
niekłopotliwym.
– Jaka metoda? – zirytował się Makuszewski. – O czym
pan mówi?!
– O tym, że ludzie są banalnie
przewidywalni. I pan to też wie.
I zdaje sobie sprawę, że wszyscy szefowie tych szlachetnych fundacji
poprzegryzaliby sobie gardła, żeby tylko wyrwać z nich należny grancik, –
Jacek wiedział, że już w tej chwili prywatni nadawcy przerwali transmisję
jego wystąpienia i nagrywali tylko na użytek późniejszego montażu. –
Dlatego kiedy pana szef opowiedział swój powtarzający się sen o goniącym
go samochodzie, pomyślał pan, że może właśnie nadeszła pana szansa. Wciąż
wszyscy spychali pana na drugi plan, chociaż pan uważał, że powinien grać pierwsze
skrzypce.
– I niby jak to wszystko zrobiłem? – usiłował ironizować
Makuszewski.
– Dość prosto. Dowiedział się pan, że można tanio wynająć
mieszkanie obok mnie, a szef wyznał panu wcześniej, że tylko ja mogę
rozwiązać sprawę zabójcy ze snów. Dlatego wbrew oporowi żony zamieszkał pan
obok mnie i czekał na okazję, by nas ze sobą poznać. Zaś jeszcze wcześniej
powiedział pan swojej żonie o śnie swego szefa, bo wiedział pan, że
doniesie ona o tym swojemu kochankowi Brąglowi. – Oczy wszystkich dziennikarzy
przeniosły się na moment na Makuszewską, która tylko przygryzła wargi
i spuściła wzrok, a potem na szefa fundacji Miasto na Dwóch Kółkach,
ale ten wykrzyknął:
– Stanowczo zaprzeczam!
Mimo że Brągiel był autentycznie oburzony podejrzeniami,
kilku dziennikarzy parsknęło śmiechem. Szef Miasta na Dwóch Kółkach nie należał
do przesadnie dyskretnych osób i znajomi żurnaliści znali doskonale listę
jego kochanek.
– Skoro już nikt nie wątpi w związek tych dwojga,
przejdę dalej – kontynuował Przypadek. – Dla pana Makuszewskiego było jasne, że
Brągiel nie przepuści tej okazji. Pan Hirek znany był z licznych
konfabulacji na temat zagrożenia jego życia w walce o szlachetną
sprawę. Pan Makuszewski nie wiedział wprawdzie, co kochanek żony wymyśli, ale
chciał mieć pewność, że ktoś to odkryje, i to w sposób efektowny,
żeby sprawy nie dało się zamieść pod dywan. Dlatego postanowił się sprowadzić
koło mnie, żebym to ja zrobił, wmawiając uprzednio swojemu szefowi, że tylko ja
mogę rozwiązać zagadkę mordercy z jego snów. Wywołało to wściekłość pani
Makuszewskiej, która słusznie się obawiała, że namieszam w planach Brągla,
i nie chciała zostać moją sąsiadką, a jej mąż bał się jej nawet
przyznać, że w imieniu swego szefa mnie wynajmuje…
– Przecież sama do pana przyszłam i powiedziałam
o swoich podejrzeniach! – oburzyła się Makuszewska.
– Tak i dzięki temu zrozumiałem, że pani obawia się
teraz bardziej kogoś innego niż mnie. Tym kimś był pani szef, pan
Rossa-Rostafiński. Zorientowaliście się, że chce was wyrolować, pewnie podobnie
jak wy jego. Dlatego opowiedziała mi pani, że szef wyznał jej, iż musi załatwić
Hirka, aby dobrać się do grantu.
– Jak mogłaś?! – Arystokrata spojrzał z oburzeniem na
swoją asystentkę. – Tyle dla ciebie zrobiłem. Zwalniam cię!
– Jak sądzę, był to wyraz pewnej rozpaczy, bo zakładam, że
pan Rossa-Rostafiński zagroził pani dekonspiracją romansu z Brąglem, nie
wiedząc, że pani mąż i tak o nim wie. I postanowił się nie tylko
wybić na niepodległość, ale też zemścić na żonie.
– I co? Oskarża mnie pan o przeprowadzkę koło siebie?!
– Ja pana nie oskarżam o nic. Tak jak mówiłem,
skorzystał pan tylko z tego, że ludzie są banalnie przewidywalni. Stworzył
pan jedynie warunki do tego, żeby oni wszyscy rzucili się sobie do gardeł
i robili różne świństwa i głupoty w walce o pieniądze, a ja
miałem to ujawnić. Nic więcej pan nie musiał robić. Tylko obserwować
i korygować. Gdy pan Brągiel został pobity, ale nie pomyślał
w pierwszej chwili o tym, że stoi za tym Hirek, postanowił pan pewnie
z pomocą żony jakoś mu to podpowiedzieć.
– No wiesz co?! – oburzył się Hirek. – Takiej podłości to
się nie spodziewałem!
– Nic mi pan nie udowodni – rzucił Makuszewski do
Przypadka.
– I nie muszę. Do więzienia pan za to i tak raczej nie
pójdzie, za to nici z pana planu szybkiego założenia fundacji, kiedy ta
nieświęta trójca się skompromituje, i sięgnięcia po ten Wielki Grant.
Wszystkim on wam uciekł sprzed nosa i pewnie młode wilczki z innych
szlachetnych fundacji i stowarzyszeń rozszarpią go na mniejsze kawałki.