wtorek, 12 listopada 2019

PAN PRZYPADEK I CYKLIŚCI - MISTRZ KIEROWNICY JUŻ NIE UCIEKA 20


Korytarz czwartego piętra kamienicy przy ulicy Koneckiej 40 spowijała jak zawsze ostatnio chmura gęstego dymu. Zygfryda i Teodora dopalały właśnie pierwszą paczkę tego dnia, więc dało się jeszcze rozróżnić ich kontury.
– I jak myślisz, Zyzia, kto zabił?
– Dorka, nie tutaj, Jacuś prosił, żebyśmy o sprawie mówiły tylko w domu.
– Ale to przecież jest zagadka detektywistyczna. A jak tu się skupić bez fajeczki?
– Kawkę sobie zrobimy, pogadamy i rozwiążemy zagadeczkę – zaproponowała Zygfryda.
– Trzy już dzisiaj wypiłyśmy.
– W domu pijemy sześć.
– Ale tam z papieroskiem. A tu, nie ma jak. Może powinnyśmy jakiś stolik i krzesełka wynieść na korytarz? – zastanawiała się Teodora.
– Będzie się burzył ten spod trzynastki.
– Przecież Minka nam mówiła, że pod trzynastką to nikt za długo nie mieszka. Pechowe mieszkanie. To jak myślisz, kto zabił?
– No przecież wszyscy żyją. To dopiero chcą kogoś zabić – wyjaśniła siostrze Zygfryda. – I to nie wiadomo, czy na pewno.
– Ano tak. Ale myślałam, że jak detektyw zagadki rozwiązuje, to trup musi być obowiązkowo. Jakaś rozrywka byłaby przy tym większa.
– No to może jeszcze kogoś zabiją?
– Miejmy nadzieję – ucieszyła się Teodora.
– Ale na razie to nie wiadomo, kto chce zabić.
– Jacuś mówi, że oni toby się tam wszyscy najchętniej pozabijali, żeby tylko dotacje czy tego granta dostać.
– No to może faktycznie ten Brągiel postanowił zabić tego Hirka? Odpadłby mu konkurent do granta. Wynajął tego pajaca z telewizji, co to ledwo kojarzy rzeczywistość, żeby go stuknął? Tego Bolka i tak nikt poza Jacusiem nie potrafi namierzyć – stwierdziła Zygfryda.
– Nie da się wykluczyć, Zyzia. Ale to jednak, pomyśl, duże ryzyko jest. Morderstwo to poważna sprawa. Teraz to jeszcze spowodował zwykły wypadek, więc policja może go tak umiarkowanie szukać. Ale przy morderstwie to jednak by pana Bolka mogli lepiej namierzyć.
– No, ale Hirek na niego wściekły, pewnie dlatego jednak wynajął tych ludzi, żeby Brąglowi kości policzyli. Bo ten Hirek to podobnież od dziecka miał problemy z prawem i nawet w poprawczaku siedział.
– Niby tak, Zyzia, ale pomyśl, to jeszcze większe ryzyko jest, bo wszyscy wiedzą, że Hirek oskarża Brągla o wypadek, to od razu pierwszą myślą jest, że to on zamówił tę bandę.
– Pierwszą niby tak. Ale to może jest właśnie zbyt oczywiste? Dlatego zaryzykował.
– A ja to myślę, że to jednak ten arystokrata jest – powiedziała Teodora. – Takim hrabiom to nie można za grosz ufać. Pamiętam jak mnie taki jeden zbałamucił, obiecywał, że hrabinią będę albo i księżną i co z tego miałam? Okazało się, że to zubożały aptekarz spod Kamieńca.
– Dorka, odchodzisz od sprawy.
– Nie odchodzę. Ten hrabia to dla mnie po prostu cwaniak. Moim zdaniem to mogło być tak: dowiaduje się, że Brągiel chce sprzątnąć sprzed nosa granta Hirkowi. Znajduje Szołtysika, który ma dziurawą pamięć, i wmawia mu, że nazywa się Brągiel. Nie przerywaj mi, Zyzia, on może wcale nie jest hrabią tak jak ten mój. To i takiemu Szołtysikowi mógł wmówić, że jest Brąglem. Wynajął go, żeby przejechał Hirka, a potem zrzuciłby winę na Brągla, bo nawet sam Szołtysik byłby przekonany, że go stary kumpel Brągiel wynajął. Wszystko kontroluje przez tę Makuszewską, bo wie, że ona z tym Brąglem się na boku puszcza. – Ostatnie zdanie wypowiedziała pół tonu ciszej.
– Ale swoją drogą, że się ten Makuszewski nie zorientował, że mu się żona puszcza. Jacuś mówił, że to tajemnica poliszynela.
– Bo za mało kawy pije i papierosków nie pali. Cały czas tę swoją zieleninę wsuwa, a to na mózg słabo robi.
– No my też już nic nie wymyślimy bez następnej kawki i papieroska. Chodź, idziemy pstryknąć telewizorek, Jacuś obiecał, że będzie rozwiązanie zagadki na żywo.
Zanim jednak siostry zdążyły wejść do swojego mieszkania, otworzyły się drzwi pod trzynastką, z których wyszedł Makuszewski. Na ramieniu dźwigał rower i widząc, że nic nie widzi, skrzywił się okropnie. Potem rozkasłał się na chwilę, zanim powiedział zirytowany:
– No nie, ja naprawdę mam tego dość. Jak panie sobie chcą, to proszę się truć we własnym domu. Ja nawet w mieszkaniu z trudem oddycham przez ten smród z korytarza!
– Mówiłyśmy przecież…
– Mnie to nie interesuje. Mogę się zająć podwyższeniem barierek na balkonie, żebyście panie na pewno nie wypadły. A nie mam zamiaru się truć!
– To po co pan tu jeszcze stoi? – zdziwiła się Teodora. – Jakby się pan faktycznie nie chciał truć, toby pan wziął w domu głęboki oddech i do parteru dałby pan radę.
– Ale panu to się pewnie dymek marzy, tylko się pan nie chce przyznać.
Makuszewski zacisnął zęby i zaczął schodzić z rowerem na ramieniu. Zatrzymał się jednak na półpiętrze i rzucił do sióstr:
– Nie dziwię się, że obie zostałyście starymi pannami!
– Co ty gadasz, chłopczyku? – obruszyła się Teodora. – Ja pochowałam trzech mężów.
– A ja czterech – dorzuciła Zygfryda.
– Też trzech – sprostowała Teodora. – Za czwartego nie zdążyłaś wyjść.
– Ale zdążyłam go pochować!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz