Korytarz czwartego piętra kamienicy przy ulicy
Koneckiej 40 spowijała jak zawsze ostatnio chmura gęstego dymu. Zygfryda
i Teodora dopalały właśnie pierwszą paczkę tego dnia, więc dało się
jeszcze rozróżnić ich kontury.
– I jak myślisz, Zyzia, kto zabił?
– Dorka, nie tutaj, Jacuś prosił, żebyśmy o sprawie
mówiły tylko w domu.
– Ale to przecież jest zagadka detektywistyczna. A jak
tu się skupić bez fajeczki?
– Kawkę sobie zrobimy, pogadamy i rozwiążemy
zagadeczkę – zaproponowała Zygfryda.
– Trzy już dzisiaj wypiłyśmy.
– W domu pijemy sześć.
– Ale tam z papieroskiem. A tu, nie ma jak. Może
powinnyśmy jakiś stolik i krzesełka wynieść na korytarz? – zastanawiała
się Teodora.
– Będzie się burzył ten spod trzynastki.
– Przecież Minka nam mówiła, że pod
trzynastką to nikt za długo nie mieszka. Pechowe mieszkanie. To jak myślisz,
kto zabił?
– No przecież wszyscy żyją. To dopiero
chcą kogoś zabić – wyjaśniła siostrze Zygfryda. – I to nie wiadomo, czy na
pewno.
– Ano tak. Ale myślałam, że jak detektyw zagadki
rozwiązuje, to trup musi być obowiązkowo. Jakaś rozrywka byłaby przy tym
większa.
– No to może jeszcze kogoś zabiją?
– Miejmy nadzieję – ucieszyła się Teodora.
– Ale na razie to nie wiadomo, kto chce zabić.
– Jacuś mówi, że oni toby się tam wszyscy najchętniej
pozabijali, żeby tylko dotacje czy tego granta dostać.
– No to może faktycznie ten Brągiel postanowił zabić tego
Hirka? Odpadłby mu konkurent do granta. Wynajął tego pajaca z telewizji,
co to ledwo kojarzy rzeczywistość, żeby go stuknął? Tego Bolka i tak nikt
poza Jacusiem nie potrafi namierzyć – stwierdziła Zygfryda.
– Nie da się wykluczyć, Zyzia. Ale to jednak, pomyśl, duże
ryzyko jest. Morderstwo to poważna sprawa. Teraz to jeszcze spowodował zwykły
wypadek, więc policja może go tak umiarkowanie szukać. Ale przy morderstwie to
jednak by pana Bolka mogli lepiej namierzyć.
– No, ale Hirek na niego wściekły, pewnie dlatego jednak wynajął
tych ludzi, żeby Brąglowi kości policzyli. Bo ten Hirek to podobnież od dziecka
miał problemy z prawem i nawet w poprawczaku siedział.
– Niby tak, Zyzia, ale pomyśl, to jeszcze większe ryzyko
jest, bo wszyscy wiedzą, że Hirek oskarża Brągla o wypadek, to od razu
pierwszą myślą jest, że to on zamówił tę bandę.
– Pierwszą niby tak. Ale to może jest właśnie zbyt
oczywiste? Dlatego zaryzykował.
– A ja to myślę, że to jednak ten arystokrata jest –
powiedziała Teodora. – Takim hrabiom to nie można za grosz ufać. Pamiętam jak
mnie taki jeden zbałamucił, obiecywał, że hrabinią będę albo i księżną
i co z tego miałam? Okazało się, że to zubożały aptekarz spod
Kamieńca.
– Dorka, odchodzisz od sprawy.
– Nie odchodzę. Ten hrabia to dla mnie
po prostu cwaniak. Moim zdaniem to mogło być tak: dowiaduje się, że Brągiel
chce sprzątnąć sprzed nosa granta Hirkowi. Znajduje Szołtysika, który ma
dziurawą pamięć, i wmawia mu, że nazywa się Brągiel. Nie przerywaj mi,
Zyzia, on może wcale nie jest hrabią tak jak ten mój. To i takiemu
Szołtysikowi mógł wmówić, że jest Brąglem. Wynajął go, żeby przejechał Hirka,
a potem zrzuciłby winę na Brągla, bo nawet sam Szołtysik byłby przekonany,
że go stary kumpel Brągiel wynajął. Wszystko kontroluje przez tę Makuszewską,
bo wie, że ona z tym Brąglem się na boku puszcza. – Ostatnie zdanie
wypowiedziała pół tonu ciszej.
– Ale swoją drogą, że się ten Makuszewski nie zorientował,
że mu się żona puszcza. Jacuś mówił, że to tajemnica poliszynela.
– Bo za mało kawy pije i papierosków nie pali. Cały
czas tę swoją zieleninę wsuwa, a to na mózg słabo robi.
– No my też już nic nie wymyślimy bez następnej kawki
i papieroska. Chodź, idziemy pstryknąć telewizorek, Jacuś obiecał, że
będzie rozwiązanie zagadki na żywo.
Zanim jednak siostry zdążyły wejść do swojego mieszkania,
otworzyły się drzwi pod trzynastką, z których wyszedł Makuszewski. Na
ramieniu dźwigał rower i widząc, że nic nie widzi, skrzywił się okropnie.
Potem rozkasłał się na chwilę, zanim powiedział zirytowany:
– No nie, ja naprawdę mam tego dość. Jak panie sobie chcą,
to proszę się truć we własnym domu. Ja nawet w mieszkaniu z trudem
oddycham przez ten smród z korytarza!
– Mówiłyśmy przecież…
– Mnie to nie interesuje. Mogę się zająć podwyższeniem
barierek na balkonie, żebyście panie na pewno nie wypadły. A nie mam
zamiaru się truć!
– To po co pan tu jeszcze stoi? – zdziwiła się Teodora. –
Jakby się pan faktycznie nie chciał truć, toby pan wziął w domu głęboki
oddech i do parteru dałby pan radę.
– Ale panu to się pewnie dymek marzy, tylko się pan nie
chce przyznać.
Makuszewski zacisnął zęby i zaczął schodzić
z rowerem na ramieniu. Zatrzymał się jednak na półpiętrze i rzucił do
sióstr:
– Nie dziwię się, że obie zostałyście starymi pannami!
– Co ty gadasz, chłopczyku? – obruszyła się Teodora. – Ja
pochowałam trzech mężów.
– A ja czterech – dorzuciła Zygfryda.
– Też trzech – sprostowała Teodora. – Za czwartego nie
zdążyłaś wyjść.
– Ale zdążyłam go pochować!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz