poniedziałek, 15 października 2018

PAN PRZYPADEK I KRYMINALIŚCI - DZIESIĘCIU MULATKÓW ODCINEK 2


Młody bóg seksu, obecnie wciąż w stanie absolutnego spoczynku, przeciągnął się leniwie. Patrzył przy tym na swojego przyjaciela, który właśnie, jak po każdym biegu, rozciągał się przy jego biurku stojącym w kancelarii Kolska & Sakowicz. Tak naprawdę jednak nie zauważał jego obecności pochłonięty własnymi egzystencjalnymi przemyśleniami. Dlatego czekał spokojnie, aż Jacek skończy wykonywać swoje ćwiczenia, i dopiero wtedy westchnął refleksyjnie:
– Wiesz, nie mogę uwierzyć, że za dwa tygodnie już nie będę kawalerem. – Błażej Sakowicz zabębnił palcami w blat biurka. – A najdalej na początku czerwca będę już ojcem. Kończy się człowiekowi młodość! Dobrze, że chociaż jej trochę poużywał.
– Nie marudź, powiedz lepiej, jak było w tym Głogówku. – Z tego miasta pochodziła rodzina przyszłej żony młodego mecenasa, redaktor Anny Sobani.
– Całkiem miło, bardzo sympatyczne miasteczko – ożywił się Sakowicz. – Mają przepiękny pałacyk Oppersdorfów. Bardzo ciekawa kaplica Grobu Pańskiego. No i śliczne kościoły. Jeden mieści się w dawnym szpitalu, niesamowicie wygląda od frontu. A dwa większe stoją koło rynku, takie więcej barokowe, a jeden to właściwie rokoko. No i domek loretański jest w jednym z nich. Dawniej był osobno, ale dobudowali skrzydło kościoła i teraz to taka kaplica w środku, kapitalnie wygląda…
– Przecież nie pojechałeś tam zwiedzać – przerwał mu detektyw, który zwykle chętnie wysłuchiwał podróżniczych ciekawostek dostarczanych przez przyjaciela, ale teraz bardziej interesowały go inne sprawy. – Powiedz lepiej, jak rodzina Ani.
– Bardzo sympatyczna. Ojciec mieszka jeszcze trochę w Opolu, a matka już na stałe w Głogówku, bo się zajmuje babcią Ani. Ona jest raczej taka cierpka. Ania opowiadała, że nie lubiła do niej przyjeżdżać w dzieciństwie, bo jak się babcia zdenerwowała, to na nią krzyczała po niemiecku. Ale w sumie spoko kobieta, zrobiła nam prawdziwego śląskiego kołocza, żebyśmy chodzili z nim po sąsiadach i tak symbolicznie na ślub zapraszali, jak to kiedyś bywało.
– Rozumiem, że tobie się podobało, a Ance jakby mniej? – domyślił się Przypadek.
– Była wściekła, ale wiesz, że dla mnie tradycja rzecz święta – zapewnił absolutnie serio młody mecenas. – Nie mogłem sobie czegoś takiego odpuścić. A tak w ogóle ten kołocz to pychota, zupełnie niepodobny do naszego. W sensie do kołacza wschodniego. [JG1] Wziąłem dla ciebie przepis, żeby pani Irmina mogła ci go upiec…
– Obawiam się, że przez jakiś czas nie będzie to możliwe – westchnął smutno Jacek, który był absolutnym wielbicielem wszelkich słodkości wytwarzanych przez swoją sąsiadkę, panią Bamber. – Wybiera się niedługo w podróż gdzieś bardzo daleko.
– O, a gdzie konkretnie?
– Tego jeszcze nie wiem. Zresztą ona sama nawet jeszcze nie wie, że się wybiera.
– Aha. A ty to już wiesz. – W głosie Błażeja nie było nawet cienia zdziwienia. Przez ponad trzydzieści lat zdążył się przyzwyczaić do tego, że jego przyjaciel wiedział o innych ludziach to, czego oni sami nawet by nie podejrzewali. Dlatego Sakowicz junior po prostu ironicznie podkreślił oczywisty dla niego fakt. – Kiedy masz to przesłuchanie u Sapkowskiej?
– Za trzy tygodnie.
– A kiedy wraca Malwina z… Basią?
– Dokładnie nie wiem – przyznał smutno Jacek. – To jest trochę skomplikowane, trzeba załatwić różne formalności. Ale pewnie zjawią się najwcześniej miesiąc po waszym weselu.
– Właśnie à propos tego naszego wesela. – Błażej miał zafrasowaną minę. – Nie wiesz, co się dzieje z Marzeną? W końcu macie być naszymi świadkami, a ona jakby panicznie unikała rozmowy na twój temat. Dzisiaj też, gdy się dowiedziała, że masz przybiec do mnie, wyszła pod byle pretekstem.
– Na dodatek siedzi w kawiarni naprzeciwko i czeka, aż wybiegnę.
– Aha. – Tym razem jednak w głosie młodego mecenasa wyczuć można było pewne zdziwienie. – A możesz mi zdradzić dlaczego? Nie chcę, broń Boże, wtrącać się w wasze prywatne sprawy, ale sam rozumiesz, Marzena jest moją wspólniczką. Wiem, że kiedyś udawała twoją narzeczoną, ale zawsze mnie przekonywałeś, że tak na serio nic was nie łączy. Więc dlaczego…
– To jest jeszcze bardziej skomplikowane niż powrót Basi – odpowiedział Jacek po chwili zastanowienia. – Muszę to sam rozwiązać i nie mogę za dużo o tym mówić. – Głos przyjaciela brzmiał na tyle poważnie, że młodemu mecenasowi pozostawało tylko pokiwać głową i zakończyć temat stwierdzeniem:
– Jasne. Ale powiesz mi, dlaczego postanowiłeś do mnie przybiec?
– Kiedyś prowadziłeś sprawy dla Polskich Książek i potrzebuję tam kontaktu.
– Ciągle chcesz wydać kryminał swojej mamy? Kontakt mogę ci dać, ale to raczej nie będzie w niczym pomocne.
– Na razie to ja mogę być im pomocny. Dowiedziałem się, że bardzo zależy im na wyciągnięciu z tarapatów faceta podejrzanego o zabicie Eleonory Pahl.
– A, rozumiem. Ty im go wyciągniesz, a oni wydadzą książkę twojej mamy, ten taki retrokryminał o przygodach twojego pradziadka? – domyślił się Błażej.
– Mniej więcej tak. Dlatego dowiedz się, komu najbardziej zależy na wyciągnięciu tego podejrzanego.
– Umówić cię z nim?
– Nie. Ten ktoś musi myśleć, że to jemu powinno bardziej zależeć niż mnie. Załatw mi tylko numer jego komórki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz