Młody
bóg seksu, obecnie wciąż w stanie absolutnego spoczynku, przeciągnął się
leniwie. Patrzył przy tym na swojego przyjaciela, który właśnie, jak po każdym
biegu, rozciągał się przy jego biurku stojącym w kancelarii Kolska & Sakowicz.
Tak naprawdę jednak nie zauważał jego obecności pochłonięty własnymi
egzystencjalnymi przemyśleniami. Dlatego czekał spokojnie, aż Jacek skończy
wykonywać swoje ćwiczenia, i dopiero wtedy westchnął refleksyjnie:
– Wiesz, nie mogę
uwierzyć, że za dwa tygodnie już nie będę kawalerem. – Błażej Sakowicz zabębnił
palcami w blat biurka. – A najdalej na początku czerwca będę już ojcem. Kończy
się człowiekowi młodość! Dobrze, że chociaż jej trochę poużywał.
– Nie marudź, powiedz
lepiej, jak było w tym Głogówku. – Z tego miasta pochodziła rodzina przyszłej
żony młodego mecenasa, redaktor Anny Sobani.
– Całkiem miło, bardzo
sympatyczne miasteczko – ożywił się Sakowicz. – Mają przepiękny pałacyk
Oppersdorfów. Bardzo ciekawa kaplica Grobu Pańskiego. No i śliczne kościoły. Jeden
mieści się w dawnym szpitalu, niesamowicie wygląda od frontu. A dwa większe stoją
koło rynku, takie więcej barokowe, a jeden to właściwie rokoko. No i domek
loretański jest w jednym z nich. Dawniej był osobno, ale dobudowali skrzydło kościoła
i teraz to taka kaplica w środku, kapitalnie wygląda…
– Przecież nie pojechałeś
tam zwiedzać – przerwał mu detektyw, który zwykle chętnie wysłuchiwał
podróżniczych ciekawostek dostarczanych przez przyjaciela, ale teraz bardziej
interesowały go inne sprawy. – Powiedz lepiej, jak rodzina Ani.
– Bardzo sympatyczna.
Ojciec mieszka jeszcze trochę w Opolu, a matka już na stałe w Głogówku, bo się zajmuje
babcią Ani. Ona jest raczej taka cierpka. Ania opowiadała, że nie lubiła do
niej przyjeżdżać w dzieciństwie, bo jak się babcia zdenerwowała, to na nią
krzyczała po niemiecku. Ale w sumie spoko kobieta, zrobiła nam prawdziwego
śląskiego kołocza, żebyśmy chodzili z nim po sąsiadach i tak symbolicznie na
ślub zapraszali, jak to kiedyś bywało.
– Rozumiem, że tobie się
podobało, a Ance jakby mniej? – domyślił się Przypadek.
– Była wściekła, ale
wiesz, że dla mnie tradycja rzecz święta – zapewnił absolutnie serio młody
mecenas. – Nie mogłem sobie czegoś takiego odpuścić. A tak w ogóle ten kołocz to
pychota, zupełnie niepodobny do naszego. W sensie do kołacza wschodniego. [JG1] Wziąłem
dla ciebie przepis, żeby pani Irmina mogła ci go upiec…
– Obawiam się, że przez
jakiś czas nie będzie to możliwe – westchnął smutno Jacek, który był absolutnym
wielbicielem wszelkich słodkości wytwarzanych przez swoją sąsiadkę, panią
Bamber. – Wybiera się niedługo w podróż gdzieś bardzo daleko.
– O, a gdzie konkretnie?
– Tego jeszcze nie wiem.
Zresztą ona sama nawet jeszcze nie wie, że się wybiera.
– Aha. A ty to już wiesz.
– W głosie Błażeja nie było nawet cienia zdziwienia. Przez ponad trzydzieści
lat zdążył się przyzwyczaić do tego, że jego przyjaciel wiedział o innych
ludziach to, czego oni sami nawet by nie podejrzewali. Dlatego Sakowicz junior
po prostu ironicznie podkreślił oczywisty dla niego fakt. – Kiedy masz to
przesłuchanie u Sapkowskiej?
– Za trzy tygodnie.
– A kiedy wraca Malwina
z… Basią?
– Dokładnie nie wiem –
przyznał smutno Jacek. – To jest trochę skomplikowane, trzeba załatwić różne
formalności. Ale pewnie zjawią się najwcześniej miesiąc po waszym weselu.
– Właśnie à propos tego
naszego wesela. – Błażej miał zafrasowaną minę. – Nie wiesz, co się dzieje z
Marzeną? W końcu macie być naszymi świadkami, a ona jakby panicznie unikała
rozmowy na twój temat. Dzisiaj też, gdy się dowiedziała, że masz przybiec do
mnie, wyszła pod byle pretekstem.
– Na dodatek siedzi w
kawiarni naprzeciwko i czeka, aż wybiegnę.
– Aha. – Tym razem jednak
w głosie młodego mecenasa wyczuć można było pewne zdziwienie. – A możesz mi
zdradzić dlaczego? Nie chcę, broń Boże, wtrącać się w wasze prywatne sprawy,
ale sam rozumiesz, Marzena jest moją wspólniczką. Wiem, że kiedyś udawała twoją
narzeczoną, ale zawsze mnie przekonywałeś, że tak na serio nic was nie łączy.
Więc dlaczego…
– To jest jeszcze
bardziej skomplikowane niż powrót Basi – odpowiedział Jacek po chwili
zastanowienia. – Muszę to sam rozwiązać i nie mogę za dużo o tym mówić. – Głos przyjaciela
brzmiał na tyle poważnie, że młodemu mecenasowi pozostawało tylko pokiwać głową
i zakończyć temat stwierdzeniem:
– Jasne. Ale powiesz mi,
dlaczego postanowiłeś do mnie przybiec?
– Kiedyś prowadziłeś sprawy
dla Polskich Książek i potrzebuję tam kontaktu.
– Ciągle chcesz wydać
kryminał swojej mamy? Kontakt mogę ci dać, ale to raczej nie będzie w niczym
pomocne.
– Na razie to ja mogę być
im pomocny. Dowiedziałem się, że bardzo zależy im na wyciągnięciu z tarapatów
faceta podejrzanego o zabicie Eleonory Pahl.
– A, rozumiem. Ty im go
wyciągniesz, a oni wydadzą książkę twojej mamy, ten taki retrokryminał o
przygodach twojego pradziadka? – domyślił się Błażej.
– Mniej więcej tak.
Dlatego dowiedz się, komu najbardziej zależy na wyciągnięciu tego podejrzanego.
– Umówić cię z nim?
– Nie. Ten ktoś musi
myśleć, że to jemu powinno bardziej zależeć niż mnie. Załatw mi tylko numer jego
komórki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz