Pan
Antoni Gelberg, do niedawna właściciel nieźle prosperującego antykwariatu, w
którym można było znaleźć bardzo różnorodny asortyment nie zawsze legalnego
pochodzenia, siedział teraz na kanapie w salonie pani Irminy Bamber. Zresztą
może słowo „siedział” nie do końca oddawało stan faktyczny, on raczej
przycupnął na brzegu mebla, jakby się bał zajmować większą część jego
powierzchni.
Nie, nie był tu pierwszy
raz, od pewnego czasu bywał stałym gościem. Przez długi czas wpadał wieczorami
i w weekendy, ale od miesiąca, gdy zamknął swój antykwariat, przychodził także
często w środku dnia w trakcie tygodnia. Niegdyś rozsiadał się na kanapie czy
na fotelu całkiem wygodnie. Lecz dziś był taki dzień, że wolał usiąść na
brzeżku, aby w razie czego szybciej się podnieść i uciec. Gospodyni nie zdawała
sobie sprawy z jego stanu, gdyż była zajęta własnymi myślami, a wizyta pana
Antoniego sprawiła jej dzisiaj radość z jednego względu: miała się wreszcie
komu wyżalić.
– Dlaczego on mnie tak
potraktował? I to po tylu latach znajomości, sąsiedztwa, współpracy…
– Niepotrzebnie tak się
przejmujesz – próbował ją uspokoić pan Antoni.
– Łatwo ci powiedzieć.
Gdybyś był w mojej sytuacji, to…
– To pomyślałbym, czy nie
mam jakichś przyjemniejszych rzeczy do robienia w życiu niż pomaganie jakiemuś
detektywowi.
– Jakiemuś?! – Pani
Bamber zmierzyła Gelberga tak groźnym wzrokiem, że ten zaczął się zastanawiać,
czy nie powinien zrobić użytku z tego, że nie siedział zbyt pewnie. – To nie
jest jakiś detektyw, tylko absolutnie najlepszy detektyw, jakiego Polska
widziała!
– Tak, tak, oczywiście,
nie to miałem na myśli – zaczął się tłumaczyć Gelberg. – Chodziło mi o to, że
jest dużo przyjemniejszych rzeczy do robienia niż uczestniczenie w śledztwach…
– Ale ja to uwielbiałam!
A teraz wiem, że prowadzi następną sprawę i w żaden sposób nie poprosił mnie o
pomoc ani nie powiedział, nad czym pracuje! – wyznała z żalem.
– No tak, rozumiem. Skoro
jednak już nie uczestniczysz w tych śledztwach…
– Myślisz, że to na
zawsze?! O Boże! – Pani Irmina załamała ręce. – I pomyśleć, że to ja namówiłam
go do bycia detektywem, a teraz dostaję taką zapłatę.
– A może po prostu nie
chce ci zawracać głowy?
– Dobrze wie, że mi nie
zawraca, i na pewno zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo lubiłam mu pomagać.
Dlaczego pozbawił mnie tej przyjemności? – gryzła się pani Irmina.
– Może chciał, żebyś
skorzystała z innych przyjemności?
– Jakich? – zdziwiła się kobieta.
– Zresztą te inne nie przeszkadzają mi w pomaganiu mu w śledztwach. A tu taka
ciekawa sprawa. Na dodatek ja sporo wiem o tej Eleonorze Pahl. Mogłabym mu
pomóc.
– To mu o tym powiedz –
poradził zrezygnowany antykwariusz.
– Kiedy nie chce do mnie
wpaść. Zapraszałam go dziś na popołudnie na kruche ciasteczka, ale powiedział,
że nie ma czasu, bo się umówił z podkomisarzem Łosiem.
– Może naprawdę się
umówił? – wyraził przypuszczenie pan Antoni i znów po chwili żałował swoich
słów, gdyż pani Irmina po raz kolejny zmroziła go wzrokiem.
– Dawniej przełożyłby
spotkanie, a na ciasteczka by przyszedł – wyjaśniła z wyższością pani Bamber. –
W ostateczności powiedziałby, że będzie godzinę później. A dzisiaj po prostu
zbiegł po schodach bez słowa tłumaczenia.
– Przecież wiesz, że on
wszędzie biega.
– No właśnie, a dzisiaj
był w dżinsach i zwykłej kurtce.
– To może zmienia metody
prowadzenia śledztw?
– Ale dlaczego mnie o tym
nie uprzedził?
– No bo… no bo… To już
zupełnie nie wiem, co ci poradzić. – Antykwariusz bezradnie rozłożył ręce.
– Tyle to i ja wiem. Ale
musi być jakaś przyczyna, dla której to zrobił. I ja muszę się tego dowiedzieć!
– Chcesz zostać…
detektywem? – zapytał z niedowierzaniem pan Antoni.
– Detektywem to za dużo
powiedziane. Chcę po prostu rozgryźć jednego detektywa. I nie spocznę, dopóki
mi się to nie uda.
– Aha, rozumiem. –
Gelberg wygodniej rozsiadł się na kanapie, ponieważ uznał, że dziś będzie
bezpieczny. Sprawy, z którą przyszedł, i tak nie ma sensu poruszać w tej
sytuacji, a wizyta, która miała zdeterminować jego najbliższe życie, zapewne
znowu zmieni się w przemiłą pogawędkę z sympatyczną znajomą.
– A ty chyba chciałeś mi
coś powiedzieć? – zainteresowała się pani Irmina.
– Teraz to już nieważne.
– Mężczyzna machnął lekceważąco ręką.
– Za to ja chciałam cię
zapytać, czy ty czasem nie zaniedbujesz swojego antykwariatu? Tak często u mnie
teraz bywasz…
– Po prostu mam trochę
więcej czasu i daję szansę wykazania się mojej pracownicy.
– To znakomicie, będzie mógł
mi pomóc rozwiązać tę zagadkę?
– No wiesz… – Pan Antoni
się zawahał, ponieważ nie miał najmniejszej ochoty bawić się w detektywa. Po
chwili jednak uznał, że dopóki nie uda się rozwikłać tej kwestii i tak nie
będzie sensu rozmawiać z panią Irminą o tym, po co do niej przyszedł. Dlatego
stwierdził z rezygnacją: – Właściwie mogę ci pomóc. Co mam zrobić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz