Pani
Lidia, sekretarka w kancelarii mecenasa Fryderyka Przypadka, przeczuwała, że po
raz ostatni widzi Agnieszkę Storczyk, i z trudem powstrzymywała się od wyrażenia
radości. Wprawdzie bez cienia wątpliwości cieszyła się z tego faktu, gdyż
przedziwna aplikantka-nieaplikantka napawała ją strachem, ale nie chciała przedwcześnie
zdradzić się ze swoimi uczuciami, aby przyrodnia siostra Jacka nie poczęstowała
ją jakimś zgryźliwym komentarzem. Dlatego na jej widok kiwnęła tylko głową na powitanie
i od razu wsadziła nos w komputer, gestem ręki tylko dając znać, że mecenas
Przypadek oczekuje jej w swoim gabinecie.
Pan Fryderyk siedział za
swoim biurkiem i nawet się nie poruszył, gdy córka weszła. Wpatrywał się w nią
tylko badawczo, jakby chcąc przeszyć ją na wylot i poznać jej najtajniejsze
myśli. Był to jednak ciekawy paradoks do zbadania dla genetyków, jak to
możliwe, że człowiek, który jest ojcem dwójki prawdopodobnie najprzenikliwszych
osób na świecie, sam w tej dziedzinie osiąga co najwyżej przeciętne rezultaty.
– Usiądź, proszę –
powiedział, żeby od początku stworzyć pozory tego, kto tu jest górą, i nie
dopuścić do samowolnego zajęcia miejsca przez córkę.
– No, no, jak oficjalnie.
Zanosi się na drętwą gadkę. – Storczyk usiadła niedbale na krześle. – Ale jeśli
chcesz wyrazić swoje uznanie za moją strategię w sprawie ziemi dla Super Tobacco,
wystarczy zwykłe dziękuję.
– To prawda, sprytnie to
wymyśliłaś. Lecz nie dlatego chciałem cię widzieć. A przynajmniej nie
bezpośrednio dlatego – oświadczył chłodno pan Fryderyk i z pewną satysfakcją
dostrzegł w oczach swojej córki cień strachu, który zastąpił zwyczajową
bezczelność. I to chyba po raz pierwszy od chwili, gdy ją poznał przed kilkoma
miesiącami.
– To czemu mam
zawdzięczać zaszczyt zaproszenia mnie tutaj? – zapytała Agnieszka, siląc się na
ironię, choć sama poczuła, że nie wypadło to zbyt naturalnie.
– Zastanawiam się po prostu,
czy jest sens, abym załatwiał ci miejsce na aplikacji.
– Wydawało mi się, że
ustaliliśmy to już dawno temu.
– Tak, ale widzisz…
zaszły nowe okoliczności. Sama zresztą jesteś temu winna. Gdybyś się tu nie
pałętała, nie musiałbym się przyznawać byłej żonie, że jesteś moją córką. A tak
stało się to, przez co ostatecznie straciłem szansę na powrót do niej, zatem
nie masz już w ręku żadnych argumentów, żeby mnie przekonać do pomagania ci.
– Faktycznie. – Dziewczyna
pokiwała głową z ironicznym wyrazem twarzy. – To, że jestem twoją córką, do
niczego cię nie zobowiązuje.
– Jacek też jest moim
synem i nie pomagam mu w niczym.
– Bo się na ciebie wypiął
i nie chce po tobie dziedziczyć tego bajzlu! – Pokazała ręką na gabinet. – Ani
nawet w ogóle być adwokatem. Sporo jednak dostał od ciebie i twojej rodziny. A
jeśli nie masz zamiaru w żaden sposób uregulować zobowiązań wobec mnie, to cię
do tego zmuszę. A wiesz, że potrafię być w tym dobra.
– Córeczko. – W ustach
pana Fryderyka słowo to zabrzmiało niemal obraźliwie, jakby mówił do swojej
latorośli „ty słodka idiotko”. – Naprawdę myślisz, że jesteś w stanie coś ze
mnie wycisnąć? Tak, wiem, że jesteś w tym dobra. Tylko że ja jestem adwokatem
od ponad trzydziestu lat. Znam tysiące sztuczek, aby tego uniknąć, przedłużając
proces w nieskończoność. A kiedy ty znajdziesz sposób na jedną z nich, ja
wyciągnę z kieszeni następną. I następną. Zanim umrę, cały swój majątek przekażę
na cele dobroczynne, a ty i tak nic nie dostaniesz.
– Jeszcze zobaczymy –
powiedziała Agnieszka, wstając i ruszając w stronę drzwi.
– Poczekaj. – Pan
Fryderyk z niezadowoleniem pokiwał głową.
– Na co?
– Twoją największą wadą
jest chyba brak cierpliwości. Gdybyś miała jej choć trochę, kto wie, do czego
byś doszła. Ale jesteś przekonana o swoim geniuszu i uważasz, że wszystko ci
się należy od razu. W ten sposób pracujesz na swoją klęskę. A mogłabyś sporo
osiągnąć, prowadząc ze mną tę kancelarię…
– Aha. Już rozumiem. – Storczyk
uśmiechnęła się kpiąco. – Postanowiłeś urządzić swoje małe prywatne poskromienie
złośnicy. Tak? Nie musisz potwierdzać. Chcesz mnie teraz tresować i upokarzać w
zamian za to, że obiecasz mi kiedyś tę kancelarię. Mam być grzeczna i
posłuszna, a ty uchylisz mi bram raju.
– Nie przesadzałbym z tym
rajem. Ale fakt, w tym zawodzie można sporo zarobić, jeśli nie zadaje się zbyt
dużo pytań i potrafi sprawnie wykonywać przelewy.
– Wiem to doskonale.
Tylko że ja nie nadaję się na grzeczną córeczkę tatusia. Miałbyś ze mnie
pociechę i sporo kasy, gdybyś potrafił powściągnąć swój bezczelny, apodyktyczny
styl. Dlatego czas chyba, żeby ktoś pozbawił cię kolejnej części majątku tak
jak twoja była żona.
– Jej się to udało
wyłącznie dlatego, że jej na to pozwoliłem, córeczko. – Ostatnie słowo pan
Fryderyk wypowiedział, niemal delektując się jego brzmieniem.
– Zobaczymy!
Wstała i wyszła,
trzaskając drzwiami. To utwierdziło panią Lidię w przekonaniu, że widzi
bezczelną dziewczynę po raz ostatni. Świadomość tego wprawiła ją w dobry humor.
Od razu wzięła do ręki dokumenty, które miała dać do podpisu swemu pryncypałowi,
i zapukała do jego gabinetu. Po usłyszeniu zaproszenia weszła do środka i zobaczyła
mecenasa wyglądającego przez okno, po którym spływały krople deszczu. Patrzył w
ślad za przechodzącą akurat na drugą stronę ulicy córką.
– Wszystko w porządku,
panie mecenasie? – zapytała.
– Oczywiście, pani Lidio.
– Prawnik odwrócił się w stronę sekretarki. Wziął od niej dokumenty i
przyglądając się im pobieżnie, zaczął je podpisywać. – Trzeba się będzie
zastanowić, jak urządzić kancelarię, żeby znalazło się miejsce na biurko dla
pani Storczyk.
– Wydawało mi się… – Urwała,
bo wiedziała, że nie powinna komentować tego, co się stało. – Nieważne. – Zabrała
podpisane dokumenty i wyszła.
Mecenas Przypadek
odwrócił się z powrotem do okna i gdzieś u wylotu ulicy spostrzegł jeszcze
sylwetkę córki znikającej za rogiem. Może i nie był tak przenikliwy jak jego
pociechy, ale musiał przyznać rację synowi, że w pewnych kwestiach ludzie rzeczywiście
są banalnie przewidywalni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz