Antoni
Gelberg żałował po raz nie wiadomo który, że dał się wciągnąć w plan pani
Irminy. Mógł przecież spokojnie czekać na wyniki jej prywatnego śledztwa i się
do niego po prostu nie mieszać. Ale bał się, że ono będzie trwało w
nieskończoność. A tyle czasu nie miał. Dlatego pomógł jej ułożyć sprytny w jej
mniemaniu plan, który miał pomóc odkryć przyczynę niezainteresowania Przypadka
pomocą ze strony pani Irminy.
Teraz stał z okiem przy
judaszu w jej mieszkaniu i czekał, aż otworzą się w końcu drzwi lokum
detektywa. Gdy to się wreszcie stało, wyszedł na korytarz, udając, że żegna się
z panią Bamber.
– To na razie. – Zamknął
drzwi mieszkania i uśmiechnął się do Przypadka. – Witam pana! Świetnie się
składa, że pana widzę. Mogę zająć chwilę?
– A czy to coś pilnego? Rozwiązuję
skomplikowaną sprawę…
– Na pewno nie tak bardzo
jak ta, którą ja mam dla pana – powiedział, uśmiechając się, Gelberg.
– Aha, więc ma pan dla
mnie kolejne zlecenie?
– Tak właśnie. Może
wejdziemy je omówić?
– Niestety, akurat
wychodziłem. Może wpadnie pan za kilka dni.
– To sprawa niecierpiąca zwłoki,
na której można sporo zarobić – zapewnił antykwariusz.
– No dobrze – zgodził się
niechętnie Jacek, ale wyglądało na to, że nie ma zamiaru wracać do mieszkania,
gdyż ruszył w kierunku schodów.
– Ale… myślałem, że
omówimy ją u pana.
– Sądzę, że nie będzie
takiej potrzeby. Pan mi o niej opowie w drodze na dół, a ja postaram się ją rozwiązać
przed wyjściem na ulicę.
– To chyba niemożliwe… Poza
tym, jak sądzę, najpierw będzie pan musiał skorzystać z pomocy pani Irminy…
– A co ona ma wspólnego z
tą sprawą? – zapytał od niechcenia detektyw, a eksantykwariusz lekko się
speszył.
– W zasadzie nic. Ale jej
pomoc mogłaby się panu przydać. Jak zawsze.
– Dobrze, jeśli uznam, że
śledztwo tego wymaga, skorzystam z jej pomocy. Proszę mówić…
Jacek zaczął schodzić po
schodach, a pan Antoni, chcąc nie chcąc, ruszył za nim.
– To dłuższa rozmowa…
Nawet nie zdążę jej panu streścić, zanim dojdziemy na dół, a co dopiero mówić o
rozwiązaniu.
– Proszę się postarać.
Jestem obecnie naprawdę bardzo zajęty.
Gelberg starał się
opanować panikę. Był przygotowany na dłuższą opowieść, z wieloma szczegółami, a
tymczasem musiał się niewiarygodnie streszczać, zostawiając detektywowi kilka
stopni schodów na rozwiązanie. Bał się, że coś poplącze, ale nie miał wyjścia.
– Pewnemu mojemu
znajomemu ukradziono kilka obrazów.
– Zgłosił to na policję?
– Jakby tu panu
powiedzieć… Nie wszystkie z nich posiadał legalnie.
– Rozumiem. Jak dokonano
kradzieży?
– No właśnie, to jest
najdziwniejsze. Obrazy wisiały w jego sypialni. Spał sobie spokojnie, a gdy
obudził się rano, ich po prostu nie było. Puste ściany zamiast obrazów!
– Głowa go nie bolała
rano?
– No właśnie nie. On też
pomyślał, że może dali mu coś na sen, ale nic z tego. W nocy dwa razy chodził
na siku, bo ma chore nerki. Ale nie wie, czy obrazy wisiały czy nie, bo był
śpiący i nawet nie zapalał światła w sypialni. Na dodatek żadnych widocznych
śladów włamania. Ma na zewnątrz domu założoną kamerkę, kompletnie nic nie
zarejestrowała. Zaczął nawet szukać w piwnicy podkopu.
– Podejrzewa kogoś?
– Tak, ma dwóch
podejrzanych. Jeden proponował mu niedawno kupno dwóch obrazów, bo podobno znalazł
nabywcę za granicą. A drugi to znany kolekcjoner, który dał mu do zrozumienia,
że wie, iż mój znajomy ma te obrazy. Ten drugi to znajomy pani Irminy. A z tym
pierwszym ma dużo wspólnych znajomych. – Antykwariusz odetchnął z ulgą, ponieważ
znaleźli się właśnie na pierwszym piętrze, a jemu udało się wszystko w miarę
dobrze opowiedzieć i nic nie pokręcić.
– Nic dziwnego – przyznał
Przypadek. – Przecież obaj wiemy, że pani Irmina zna pół Warszawy.
– No właśnie, dlatego
chyba powinien pan zwrócić się do niej o pomoc.
– Nie ma potrzeby.
Wszystko już jasne.
– Naprawdę?
– Tak. Proszę poradzić
znajomemu, żeby koniecznie położył się spać o tej samej godzinie. Musi też dwa
razy w nocy wstać na siku. Tak jak wtedy nie może zapalać światła w sypialni. I
w ogóle patrzeć na ściany. A rano obrazy tam będą. – Jacek przepuścił
antykwariusza w drzwiach od klatki.
– Mówi pan serio? –
upewnił się antykwariusz, bo mina Jacka była jak zwykle nieodgadniona i tylko
nieliczne osoby potrafiłyby w tej chwili stwierdzić, czy żartuje on, czy nie.
– Jak najbardziej. A
teraz przepraszam, mam pilną rozmowę z moim współpracownikiem.
Przypadek wskazał kiwnięciem
głowy na Kikuta. Bezdomny pozdrowił detektywa gestem ręki, a właściwe machając
do niego afrykańską rzeźbą, do której przyczepiony był kawałek dziwnie
powyginanego metalu. Antykwariusz przyjrzał mu się uważnie i otworzył szerzej
zdziwione oczy.
– Czy to czasem nie jest
ta skradziona rzeźba Pahl? – zapytał Gelberg, a nieznający go Kikut schował za
siebie rękę i zaperzył się:
– Znalezione nie
kradzione!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz