Marek
Brytan ledwo dyszał, stojąc przed drzwiami mieszkania swojej babci, pilnowanymi
dzisiaj przez aspiranta Jęczmyka. Wbiegł właśnie pędem po schodach i z trudem
łapiąc powietrze, usiłował przekonać policjanta:
– Mówię panu, z okna
widać dym…
– Nic tu nie czuję –
zauważył sceptycznie Jęczmyk.
– Ale widziałem z
zewnątrz, że się unosi. Zostawiłem uchylony lufcik w pokoju, zanim
zaplombowaliście z powrotem to mieszkanie. Pewnie jakieś zwarcie instalacji.
Proszę sprawdzić.
– Ja tu muszę pilnować i
nikogo nie mogę wpuszczać do mieszkania!
– To niech pan nie
wpuszcza, tylko wejdzie do środka i sprawdzi. Bo jeśli pan tego nie zrobi i to
mieszkanie się spali, będzie pan mi musiał zapłacić odszkodowanie za straty.
Aspirant Jęczmyk spojrzał
na Brytana. W sumie rzeczywiście niewiele ryzykuje. Wejdzie do środka, zamknie
drzwi na zasuwę i tamten się tu nie dostanie. A on błyskawicznie sprawdzi, czy
rzeczywiście nie ulatnia się dym.
– Proszę tutaj zaczekać –
zarządził Jęczmyk i wszedł do środka. Rozejrzał się dokładnie po mieszkaniu,
pociągając przy tym nosem, ale tak jak się spodziewał, nie wyczuł dymu.
Co ten Brytan kombinuje?
– zastanawiał się policjant. – A koledzy mówili, żebym się trzymał z dala od
wszystkich spraw podkomisarza Łosia i Przypadka, bo to same dziwactwa, w
których się tylko można narazić ważnym ludziom. – Rozejrzał się jeszcze raz po
mieszkaniu. – Co ten Brytan kombinuje? – pomyślał ponownie. – A, nieważne,
zaraz mu powiem do słuchu.
Pewnym siebie krokiem
aspirant Jęczmyk wyszedł z mieszkania i… zaniemówił.
– To tak się pilnuje
mieszkania? – zapytał groźnie podkomisarz Łoś, obok którego stał uśmiechnięty
detektyw Przypadek.
– Ale ja… ja… – jąkał się
Jęczmyk. – Ten Brytan powiedział, że jest jakiś dym w środku i że mnie
zaskarży…
– A wy się daliście
nabrać na ten numer? Postawiłem was przed tymi drzwiami, bo wszyscy mówili, że
zawsze dobrze wypełniacie rozkazy, a tu taki zawód… – westchnął podkomisarz Łoś.
– Przecież nic się nie
stało – powiedział zdezorientowany Jęczmyk.
– Jak to nic? Przez was
podejrzany w sprawie zabójstwa dokonał włamania.
– Nikt się nie włamał –
zapewnił aspirant. – Zamknąłem za sobą dobrze drzwi.
– Do mieszkania
naprzeciwko się włamał – zdenerwował się Łoś, a Jęczmyk pomyślał, że albo jego
przełożony zwariował, albo sprawy przez niego prowadzone są jeszcze
dziwniejsze, niż mu się wydawało.
– Pan już da spokój,
panie podkomisarzu – poprosił Przypadek. – Nie musi mi pan oddawać tej stówy, o
którą się założyliśmy, że pan aspirant nie zejdzie z posterunku…
– O nie, dług sprawa
honorowa – obruszył się Łoś i z wielkim bólem wyjął z portfela stuzłotowy
banknot, podając go Przypadkowi. Następnie spojrzał na Jęczmyka, żeby tamten
nie miał wątpliwości, od kogo odzyska utraconą gotówkę. Gdy się jednak odwrócił
w stronę drzwi Ciachorowicza, detektyw wręczył aspirantowi sto złotych,
pokazując na Łosia, i dopiero potem stanął za podkomisarzem, który naciskał
klamkę. – Zamknięte – stwierdził. – Ale można się było tego spodziewać. – Załomotał
do drzwi. – Panie Brytan, wiemy, że pan tam jest. Proszę wyjść!
– I tylko niech pan nie
próbuje wyskakiwać przez okno, jak pan planował! – zawołał Jacek. – Na dole czeka
na pana starszy aspirant Smańko.
Podkomisarz Łoś przyłożył
ucho do drzwi, ale w mieszkaniu Ciachorowicza panowała absolutna cisza, jakby
tam nikogo nie było. Policjant spojrzał zaniepokojony na Jacka, który zbliżył
się do drzwi i przez szparę głośno krzyknął:
– Naprawdę wiemy, że pan tam
jest. Otworzył pan drzwi kluczem, który pańskiej babce dał pan Ciachorowicz.
Jeśli pan sobie życzy, możemy poczekać, aż on wróci ze spaceru, ale sam pan
wie, że to krewki facet, więc możemy go nie móc powstrzymać, zanim nie da panu
w twarz za włamanie.
Po parunastu sekundach w
drzwiach pokazała się postać Marka Brytana. Podkomisarz Łoś wyciągnął w jego
stronę foliowy woreczek, do którego wnuczek Eleonory Pahl bez słowa wrzucił
klucze trzymane w ręku. Zadowolony policjant schował dowód przestępstwa, ale
potem popatrzył na detektywa.
– Miały być dwa włamania.
– I są – stwierdził
beztrosko Jacek i zwrócił się do aspiranta Jęczmyka: – Niech pan otworzy drzwi.
Aspirant jeszcze na
wszelki wypadek popatrzył na podkomisarza, ale ten jedynie twierdząco pokiwał
głową. Otworzył więc drzwi i wpuścił Przypadka do środka. Detektyw jednak tylko
przestąpił próg i krzyknął:
– Pani Kaju, zapraszamy
do nas! I tak nie znajdzie tam pani tej figurki, którą chce mieć pan Kowalski,
bo ona dawno jest już na policji. I radziłbym nie uciekać po dachu, bo po
opadach deszczu jest tam naprawdę bardzo ślisko! – Przypadek odwrócił się do podkomisarza.
– Zaraz na pewno zejdzie. Proszę dać jej minutę, musi wyjrzeć na zewnątrz.
Kiedy to zrobi, z okna po drugiej stronie pomacha do niej mój człowiek.
– Jakiś bezdomny?
– Właśnie.
– Nigdy bym nie pomyślał,
że oni mogą być tak pomocni.
– Nawet bardziej niż
pomocni. Gdy już pani Kaja do nas zejdzie, poproszę jednego z nich, żeby
powiedział, gdzie teraz jest pan Ciachorowicz. Bo przecież na wielkim finale
musimy być wszyscy w komplecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz